Kiedy jestem w trasie zwykle jadam w McDonald’s, bo takie perełki jak Zajazd Pod Skałą trafiają mi się niezwykle rzadko. Czasami jednak głód każe zatrzymać się w pierwszym napotkanym barze lub karczmie i zaczyna się loteria. Tak było, kiedy wyruszyliśmy w Bieszczady. Późne popołudnie, wyjechaliśmy bez obiadu, a ja nawet bez śniadania. Przed nami jeszcze 2-3 godziny drogi… Stajemy coś zjeść. Gdybym wtedy wiedział o Zajeździe Pod Skałą… Było to tuż przed Krosnem, ale pchanie się do centrum miasta w piątkowe popołudnie, by zjeść w Posmakuj Krosno wydawało mi się nienajlepszym pomysłem. Zjechaliśmy więc na parking przed znajdującym się w miejscowości Bajdy na trasie Krosno – Strzyżów -Rzeszów Zajazdem Kamieniec:
Wystrój to typowa polska karczma. Dużo drewna, duże ławy i stoły. Menu proste, a ceny zachęcające:
Na start wzięliśmy zupy. Moja borowikowa z kołdunem (12 zł) była smaczna. Wywar gęsty, mocno pachnący i smakujący grzybami, tych ostatnich także sporo w misce znalazłem. Kołduny były dwa, nadziewane farszem z (a jakże) grzybów. Porcja ogromna i bardzo sycąca.
Żona wybrała flaczki(12 zł). Niestety, poza wielkością porcji nie mogę o nich napisać nic dobrego. Słaby wywar, a w misce istny mięsny śmietnik. Flaki były słabo wyczuwalne, mocno przytłumione innym mięsem. Jedyna zaleta tej zupy to jej wielkość, gdyby ktoś nie szukał smaku flaków tylko napchania brzucha byłby zadowolony:
Dania drugie. Pierogi (12 sztuk) – można mieszać, więc poprosiliśmy o 6 z mięsem i 6 z kapustą. W smaku OK, nadzienia dużo, ciasto mi smakowało, bo było grubsze, a takie lubię. Jedna, ale istotna wada tego dania – prażona cebulka. O ile wielbię ją w burgerach, hot dogach czy zapiekankach, lubię w zupie pho, o tyle tutaj popsuła wszystko. Naprawdę smakowałyby te pierogi lepiej, gdyby polane były tłuszczem z prawdziwą, zeszkloną cebulą:
Mimo wszystko pierogi zjedliśmy, w przeciwieństwie do małego placka po węgiersku (mały, bo 500 g, duży to 800 g). A właściwie placków, bo wbrew nazwie były dwa. No powiedzcie mi, czy można to zepsuć?
Ano można. Wystarczy do sosu pełnego mięciutkiego mięsa wsadzić spalony z jednej strony placek, zalać go sosem i poczekać, aż spalenizną przejdzie całe danie.
Pomijam fakt, że po zalaniu placków sosem nie będą chrupać. Przeżyłbym. Ale tego posmaku spalenizny nie dałem rady.
Uiściliśmy rachunek i z poczuciem zmarnowanego potencjału miejsca pojechaliśmy dalej. Szkoda, bo mogło być dobrze. Krótkie menu, ogromne porcje, niskie ceny – to się powinno było udać. Nie udało się. Wpisuję Zajazd Kamieniec na listę miejsc do zapomnienia. Tym bardziej, że na tej trasie nie brakuje innych zajazdów i restauracji.
Zajazd Kamieniec – Bajdy 38