close
Bangkok soi. Genialny tajski street food w Warszawie

Bangkok soi. Genialny tajski street food w Warszawie

0udostępnień

Otwierają się za tydzień, ale testy dla znajomych zrobili już teraz. Na razie brak jeszcze szyldu, kasetonów itp., ale kuchnia pracuje i testuje. Jeżeli kojarzycie food trucka My Little Thailand, to nie zdziwi Was obecność Marcina za garami. To on ze wspólnikiem odpowiada za kuchnię. A jest to człowiek, który od lat lata do Tajlandii i szuka tam autentycznych ulicznych smaków. Dlatego nie znajdziecie tu np. popularnego wśród turystów pad thaia. Tutaj ma być prosty, ale pełen smaku i aromatu autentyczny tajski street food. Lokal znajduje się na Jana Pawła II 50, kilka metrów od La Vietnamita, w lokalu po zlikwidowanej kuchni chorwackiej:

Lokal jak widzicie malutki, na max 20 osób. I znając wcześniejsze kulinarne wyczyny Marcina i mając okazję spróbować przygotowane dla nas w sobotę dania, jestem pewien, że miejsca tu trzeba będzie rezerwować z wyprzedzeniem. No dobra, jedzmy.

Najpierw zupa Tom Sap. Jak piszą na swoim fan page: „Jak wiele potraw z Tajlandii i tutaj głównymi składnikami są trawa cytrynowa, galangal i liście limonki kaffir. Za kwaśny smak odpowiada tamaryndowiec oraz sok z limonki a za ostry suszone, mielone tajskie chilli. Oczywiście tajska zupa nie może być bez mięsa więc tradycyjnie robimy Tom Sap z wieprzowiną. Klasycznie, próg ostrości powinien być przesunięty dość wysoko jednak postanowiliśmy, ze delikatnie zejdziemy ze skali i zrobimy ją delikatnie łagodniejszą tak żeby każdy z Was mógł sobie z nią poradzić”.

Jest faktycznie kwaśna, dopuszczalne jest posłodzenie jej cukrem, ale moim zdanim ta kwaśność jest na tyle akceptowalna, że nie ma sensu zmieniać jej oryginalnego smaku:



Żółte curry z kurczakiem. Jest najłagodniejsze ze wszystkich dań, jakich próbowaliśmy, bardzo kremowe. Idealne na start albo dla osób, które jeszcze nie dojrzały do tajskiej pikantności:

Massaman curry z wołowiną również nie atakuje ostrością. Znajdziemy tu fajny, owocowy posmak. Aromatyczne i pyszne:

Boczek po tajsku. Nie wiem, jak będzie nazywać się w menu, ale wiem, że będę na to wracał zawsze. Kleisty, idealnie mięciutki – po prostu sztos! Dla takich dań można nawet porzucić dietę – Bóg Wam wybaczy (dietetyk niekoniecznie). Coś przecudownie pysznego.

Sałatka z papai, Som Tam. Znowu skorzystam z opisu Marcina: „Owoc wykorzystywany do tej legendarnej sałatki to niedojrzała, twarda papaja. Jest chrupiąca i w połączeniu z ostrością chilli, słodyczą cukru palmowego i słonością sosu rybnego daje niesamowitą mieszankę smaków i faktur. Przepis na samą sałatkę jest raczej sztywny, jednak jest kilka wersji dodatków takich jak krewetki czy fermentowany krab. Każdy jadąc to Tajlandii MUSI spróbować Som Tam. P.S. Sałatka musi być ostra:)”

Pyszna i chrupiąca, a jeśli chodzi o ostrość, to była ona nikła w porównaniu do kolejnego dania, czyli Kua Gling, zwanego też dry curry. „Jest to klasyczne danie kuchni południowej na bazie świeżo przygotowanej pasty curry i wieprzowiny. Potrawa jest ostra i niezwykle aromatyczna a mnogość składników takich jak świeża kurkuma, galangal, limonki kaffir czy trawa cytrynowa sprawiają, że kubki smakowe są bardzo, ale to bardzo zadowolone.” Jedliśmy, leciało  nam z oczu i nosa, ale walczyliśmy do końca, bo było przepyszne. Moim zdaniem to zdecydowanie danie dla osób, które lubią mocne, pikantne i aromatyczne smaki.

Krewetki w paście chili, danie znane z food trucka. Zdecydowanie warto, bo krewetki po prostu eksplodują smakiem! A wyraźna nuta czosnku jest tutaj dla mnie kolejnym atutem, a chili podkręca ostrość. Palce lizać!

Potem również znane nam już z food trucka danie, które pokochacie – kurczak w tajskiej bazylii. Soczyste, pikantne, chrupiące i aromatyczne.

Na koniec coś dla osób nie jedzących mięsa. Ale tak smakowite, że i tacy mięsożercy jak my mlaskali z zachwytu. Smażone tofu. Chrupiąca skórka i bardzo soczyste wnętrze, a do tego aromat sosu rybnego i czosnku. Dla mnie bomba!

Podsumowując: Jeśli chcecie spróbować autentycznego tajskiego street foodu, to śledźcie fan page Bangkok soi i czatujcie na otwarcie. Zapewniam Was, że nie pożałujecie. Jeżeli mogę coś doradzić – najlepiej idźcie grupą, zamówcie jak najwięcej różnych potraw i dzielcie się nimi. W ten sposób łatwiej znajdziecie swoje smaki i więcej spróbujecie.

Wszystkie dania można sobie stuningować wystawionymi na stolikach dodatkami:

P.S. Mam nadzieję, że w menu znajdzie się również miejsce dla mojego ukochanego Morning Glory – zajadam się tym u Marcina przy każdej wizycie i wielbię to danie jak własną żonę. Mam dla Was małą niespodziankę – przepis podany mi przez Marcina, dzięki któremu i Wy możecie sobie ten klasyczny street food przygotować w domu.

Azjatycki szpinak wodny, inaczej morning glory jest warzywem tylko z nazwy przypominającym ten znany nam szpinak. Ma długie wąskie łodygi i cienkie delikatne listki. Można go kupić w sklepach azjatyckich, a także przez internet. 

 „pad pak boong” jest bardzo poupularnym daniem wśród Tajów. Często jest traktowany jako dodatek do innych dań, jednak podając go z ryżem możemy w kilka minut stworzyć fajny i smaczny posiłek.

Danie powinno być lekko słone i delikatnie lub bardzo ostre, moim zdaniem nie warto rezygnować z chilli i dodać choćby połowę papryczki dla aromatu i koloru.

SKAŁADNIKI (na dwie porcje)

– 150-200 gr szpinaku wodnego 

– 5-6 ząbków czosnku

– kilka świeżych  tajskich chilli czerwonych (można nie dodawać ani jednej jednak zalecam przynajmniej połówkę, ja dodaje 3/5)

– 3 łyżki sosu ostrygowego

– olej roślinny do smażenia

– odrobina wody

– opcjonalnie pasta sojowa (soybean paste) tylko i wyłącznie tajska. Jej ilość zależy głównie od ilości sosu ostrygowego jakiej użyjecie, każdy ma inną ilość soli, więc dodając łyżkę pasty sojowej radziłbym zmniejszyć liczbę łyżek sosu ostrygowego.  Oczywiście jest to tylko opcja i myślę, że przy pierwszym razie można się bez niej obejść aby znaleźć „swój smak” dania.

– ryż jaśminowy do podania

Przygotowanie:

  1. Szpinak dokładnie umyć i odciąć końcówki łodygi (1 cm) a następnie pociąć na 3-5 części w zależności o długości łodyg, tak około 6-7 cm
  2. Obrać i posiekać czosnek (nie ma różnicy czy zrobimy to dokładnie, ważne żeby nie było bardzo drobnych ani bardzo dużych kawałków)
  3. Posiekać chilli
  4. Do głębokiej miski wrzucić szpinak, na dole liście a na samej górze łodygi, na górę wsypać czosnek i chilli
  5. Teraz należy mieć wszystko przygotowane pod ręką, ponieważ całość potrwa 2-3 minuty: sos ostrygowy, wodę i szpinak. 
  6. Rozgrzać wok na mocnym ogniu tak żeby parował, wlać odrobinę oleju
  7. Po kilku sekundach wrzucamy szpinak, tak żeby czosnek i chilli znalazły się na dole woka (może się zdarzyć, że pojawi się ogień, to normalne i tak powinno być, po kilku sekundach zgaśnie)
  8. Następnie kilka razy należy przemieszać szpinak tak, aby liście z łodygami się wymieszały, 
  9. Od razu dodajemy sos ostrygowy, nadal mieszamy i dolewamy 2-3 łyżki wody
  10. Jeszcze raz mieszamy i chwile czekamy aż sos zacznie lekko się gotować.
  11. Wykładamy na talerz (lepiej troszkę głębszy, bo może się zebrać sporo sosu)

Cały proces, od wrzucenia szpinaku na wok do wyłożenia na talerz powinien trwać ok. 2 minut dlatego tak ważne jest, aby mieć wszystko przygotowane.  Łodygi powinny pozostać chrupiące, a liście miękkie, jednak nie może się z nich zrobić brzydka papka.


 Bangkok soi – Jana Pawła II 50, Warszawa

Facebook – https://www.facebook.com/Bangkok-soi-497715224085740/

P.P.S. gdybyście wybierali się do Tajlandii i chcieli zjeść dobre, uliczne jedzenie – skorzystajcie z mini-przewodnika po Koh Chang: http://streetfoodpolska.pl/street-food-w-tajlandii-czesc-1-koh-chang/

Karakter. Genialna kuchnia w Krakowie

Mięsna świątynia – Evil SteakHouse

Dodaj komentarz