Tajlandia to bardzo popularny kierunek wśród polskich turystów. Skorzystałem więc z okazji, że lecą tam zaprzyjaźnieni food truckowcy i poprosiłem ich o kilka wpisów na temat tajskiego jedzenia. Bo któż lepiej opowie Wam, gdzie warto zjeść, a których miejsc unikać, niż ludzie, którzy sami sprzedają pierwszorzędny street food? Przed Wami zatem pierwsza część mini przewodnika po tajskim street foodzie autorstwa Przemka Milanowskiego i Marcina Niewiadomskiego. Miłej lektury!
Koh Chang, czyli Wyspa Słonia jest położona w zatoce tajlandzkiej około 300 km od Bangkoku. Dostaliśmy się tam najtańszą opcją, czyli autobusem (można też „na stopa”, ale to dla zaawansowanych podróżników). Pojechaliśmy ostatnim autobusem o 23:30, ponieważ promy pływają od 6 rano do 17:30, więc po co tracić cały dzień w podróży, skoro można jechać w nocy :) Koszt biletu na wyspę to 380 Bahtów* (230 THB za autobus i 150 THB za prom w dwie strony) + Taxi 100 Bahtów do promu i kolejne 100 THB już na wyspie za dojazd do mniej więcej środka wyspy, czyli na Lonely Beach.
Koh Chang jest bardzo popularna wśród turystów, którzy nie mają czasu jechać na południe lub chcą uniknąć tłumu europejczyków. Bliskość Bangkoku i lądu sprawia, że ceny na wyspie są relatywnie niskie w porównaniu z najbardziej popularnymi kurortami, takimi jak Phuket lub Krabi. Wydawać by się mogło, że dzięki temu wyspa powinna oferować bardzo ciekawą i różnorodną ofertę gastronomiczną.
Przyjeżdżający na wyspę, turyści zazwyczaj wybierają pobyt na jednej z trzech głównych plaż – White Sand Beach, Lonely Beach lub Bang Bao. Pomiędzy nimi jest jeszcze kilka mniejszych, jednak nasza uwaga skupiła się głównie na Lonely Beach. Ogólnie trzeba przyznać, że jakość jedzenia na Lonely Beach jest słaba, ale oczywiście udało nam się znaleźć kilka miejsc, gdzie warto zjeść i gdzie rzeczywiście się nie zawiedziecie.
Musimy też nadmienić, że pozostałe knajpy i restauracje nie są złe, po prostu mają mało wspólnego z prawdziwą tajską kuchnią, w ich daniach czuć oszczędności i dostosowywanie smaków pod białego turystę.
Według nas zdecydowanie najlepszym miejscem na posiłek jest mała knajpka (a w zasadzie wózek i kilka stolików pod dachem), serwująca 4 zupy i dwa dania z ryżem. Podstawowym zestawem składników są: grillowana wieprzowina, kaczka, gotowany kurczak bądź pierożki wonton z wieprzowiną. Zjedliśmy chyba wszystkie dania z malutkiej karty i śmiało możemy polecić każde z nich. Zawsze na każdym stoliku znajdziecie zestaw przypraw i dodatków, takich jak: prażone orzeszki, chilli suszone, sos rybny, cukier i chilli marynowane, więc każdy może doprawić sobie zupę według uznania. Dodatkowym atutem baru są ceny, wszystkie dania kosztują 40-50 THB czyli ok 4,5-5,5 zł. Knajpkę łatwo znaleźć ponieważ znajduje się na przeciwko jedynej apteki przy głównej ulicy. Musimy przyznać, że tu mają naprawdę świetne i oryginalne zupy. Polecamy także świetne owocowe shake’i. Będąc na Lonely musicie tam zajrzeć.
Kolejnym miejscem, które chcielibyśmy Wam pokazać jest restauracja z owocami morza Dang Seafood. Co prawda jest to lokal nastawiony wyłącznie na turystów, jednak chcąc spróbować dobrych owoców morza warto wieczorem wybrać się tam na kolację. Menu mają bardzo obszerne, od klasycznych dań tajskich po europejskie śniadania, jednak to owoce morza są główną atrakcją. Można wybierać między gotowymi zestawami w cenach od 300 do 1500 THB lub poprosić o mniejsze porcje dań z karty. Próbowaliśmy łącznie kilkunastu pozycji i większość była dobra, może tylko jedno czy dwa dania nas rozczarowały. Wydaje nam się, że najmocniejszą pozycją w menu jest mix owoców morza z ziołami i świetnym, zielonym pieprzem. Danie jest niezwykle bogate w smaki i faktury, dość ostre (jednak bez przesady). Samych owców morza jest sporo, więc dobierając porcje ryżu spokojnie można się najeść, a koszt 150 THB wydaje się jak najbardziej adekwatny do wielkości porcji i jakości składników. Śmiało możemy również polecić wszelkiego rodzaju ryby grillowane w dość specyficzny sposób. W skrócie polega on na tym, że wycina się kręgosłup i rozpłaszcza dwie połówki obok siebie dzięki czemu ryba grilluje się szybciej. Podsumowując, jest to bardzo dobre miejsce na kolacje z ryb i owoców morza w dość przystępnych cenach.
Ostatnim miejscem na naszej liście jest lokal, którego byście się nie spodziewali. Restauracja Yummy Fusion Kitchen prowadzona przez przemiłą Agnieszkę z Polski. Restauracja znajduje się w centralnej części głównej ulicy na Lonely Beach i oferuje dania tajskie oraz doskonale znane u nas potrawy, jak pizza czy burger, tyle, że podkręcone tajskimi składnikami. Musimy przyznać, że kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, więc po prostu musieliśmy przetestować tę polsko-międzynarodowo-tajską fuzję. Sam lokal odbiega znacząco od tajskich standardów, jest czysto, przyjemnie i ładnie. Widać kobiecą rękę i europejskie przywiązanie do jakości. Jednak najważniejsze jest jedzenie. Zamówiliśmy dwie klasyczne potrawy, czyli Tom Yum i smażony ryż z kurczakiem, a na deser – tajską pizzę :) Dość długi czas oczekiwania wynagrodził nam smak dań.
Marcin: Zupa była świetna, kwaśna i lekko ostra (zapomniałem poprosić o wersję bardzo ostrą więc była europejska), czuć było, że czas oczekiwania to był czas, w którym trawa cytrynowa, galangal i liście limonki wydobywały swoje aromaty. Może niektórych z Was dziwić kolor zupy, jednak jest to wersja „clear” bez dodatku mleka skondensowanego i pasty chilli (swoją drogą jest to moja ulubiona wersja).
Przemek: Po spróbowaniu zupy żałowałem, że to nasz ostatni wieczór i prawdopodobnie przez kolejny rok tu nie wrócę. Smak nieziemski, widać, że nie żałują składników (Galangalu,kaffir,trawa cytrynowa). Czuć było w tej zupie to, czego brakowało nam w innych, czyli intensywności smaków. Chociaż porcja raczej nieduża, to nadrabia smakiem.
Ryż smażony również był świetny, lekki i łagodny, mieliśmy nawet wrażenie, że jakość samego ryżu była znacznie lepsza niż gdzie indziej. Na koniec wylądowała przed nami pizza z sosem massaman, kurczakiem i kiełkami fasoli.
Marcin: Po kilku gryzach ciężko nam było cokolwiek o niej powiedzieć, to było coś tak innego i niespotykanego, że trudno było wydać jakiś jednoznaczny werdykt. Po prostu było to połączenie, jakiego nie mieliśmy jeszcze okazji poznać :) To było bardzo dziwne ale i fajne doświadczenie :)
Przemek: Totalny szok, bo to ani pizza polska ani amerykańska ani włoska. Czyli jaka? Po prostu… tajska. Wzięliśmy Thai Pizza (280 baht) na dwóch. Ciasto nie przypominało konsystencją niczego nam znanego, to coś pomiędzy pizzą a chlebkiem.
Ogólnie z czystym sercem możemy polecić Yummi Fusion Kitchen, ceny może są nieco wyższe niż gdzie indziej , jednak jak dowiedzieliśmy się od właścielki, szefowa kuchni jest jedną z nielicznych na wyspie, która nie używa półproduktów i stara się wszystko robić sama oraz nie dodaje glutaminianu (jeśli kogoś to interesuje:)). Zdecydowanie warto, no i zawsze można porozmawiać po polsku:)
Jeśli nastawiacie się na prawdziwą kuchnię tajską i szeroko rozumiany street food, to raczej Koh Chang nie będzie dla Was. Jednak jeśli jedziecie odpocząć, to jak najbardziej polecamy, a dobre jedzenie zawsze się znajdzie, np. dzięki naszej pomocy:)
*) 10 Baht = 0.31 $ = +/- 1.1 PLN
Tekst i zdjęcia Marcin Niewiadomski (My Little Thailand) & Przemysław Mikołaj Milanowski (Burger Slow Food)