Tytułem wstępu. Ponieważ to ostatnia recenzja w tym roku, złamię swoją zasadę nie powtarzania czegoś, o czym już wielokrotnie pisałem.Tak – piszemy tutaj również o ofercie dużych sieci, chociaż wiele osób ma nam to za złe. Czemu więc recenzujemy kanapki z sieciówek? Otóż z tego prostego powodu, że nie w każdym mieście można zjeść w food trucku lub burger barze. Za to niemal w każdym mieście znajdziecie lokal którejś ze znanych marek. I te recenzje są bardzo wyczekiwane, statystyki wejść na takiego posta mówią nam wyraźnie – ludzie chcą o tym czytać! A poza tym (czy to się komuś podoba czy nie), to właśnie duże sieci utorowały drogę prawdziwemu street foodowi w Polsce. Czy burgery byłyby tak popularne, gdyby ludzie wcześniej nie znali Burger Kinga lub McDonald’s? Czy gdyby Subway nie sprzedawał sandwichy w cenie dla wielu wysokiej, ucząc że kanapka to pełnoprawna oferta gastronomiczna i nie musi kojarzyć się z chlebem z serem i wędliną, dziś mielibyśmy modę na dobre kanapki? Być może tak, ale na pewno to duże sieci skierowały oczy i podniebienia Polaków w kierunku poszukiwania nowych smaków w ulicznej gastronomii. Więc od czasu do czasu takie recenzje będą się pojawiać. A teraz, ponieważ mamy aż trzy recenzje w jednym wpisie, nie przedłużam i zapraszam do czytania o naszych odczuciach związanych z Texas BBQ Angus w Burger Kingu.
Michał Turecki:
Burger King zaprosił nas do swoich restauracji w celu spróbowania jednej z dwóch nowych kanapek. Texas BBQ Angus to kotlet z wołowiny rasy Angus, cztery plastry chrupiącego boczku, sałata lodowa, pomidor, cebula oraz dwa sosy: BBQ i majonez zamknięte w specjalnej bułce. Tyle z informacji prasowej, a jak to się prezentuje w rzeczywistości? Musiałem sprawdzić na żywo.
Tuż przed świętami w galeriach handlowych panuje olbrzymi tłok, którego nie znoszę. Tym razem jednak aż tak mi on nie przeszkadzał. Byłem bardzo ciekaw jak będzie smakowała kanapka z Angusem u Króla. Szybkie zamówienie, do dwóch Texas BBQ Angus domówiliśmy kręcone frytki, oraz dwa nasze ulubione Ranch Burgery. Ile razy jestem w Burger Kingu, nie umiem się powstrzymać przed zamówieniem tej kanapki. Uwielbiam połączenie mięsa, sosu barbecue i krążków cebulowych. Na zamówienie trzeba było chwilę poczekać po zarówno burgery jak i frytki były robione na bieżąco.
Kilka chwil później siadałem juz przy stoliku z naszym zamówieniem. Różnica w rozmiarze kanapek była widoczna jeszcze przed odwinięciem z papierka. Po odwinięciu Ranch prezentował się jak dużo młodszy brat Texas BBQ.
Ale przecież najważniejszy jest smak. Pierwszy gryz większego burgera i przyjemne zaskoczenie, mięso dominuje w smaku, co bardzo lubię. Smak uzupełniają świeże warzywa z przewagą cebuli. Dokładnie tak jak bym sobie tego życzył, Przy pierwszym kęsie z burgera wysunął się jeden z dwóch plastrów pomidora. Jako, że za pomidorem w burgerach nie przepadam nie miałem zamiaru się spierać. Każdy kolejny gryz przynosił nowe doznania. Mięso jak w każdej sieci wysmażone było niestety na well done. I to chyba był największy problem tej kanapki. Dodatki były świeże, boczek chrupiący (choć spodziewałem się, że będzie intensywniejszy w smaku), sosy idealnie uzupełniały całość. Osobne wspomnienie należy się bułce, nie jest to typowa bułka spotykana w sieciach. Nie jest tak sztucznie napompowana, nie rozpada się, idealnie utrzymuje w ryzach wszystkie składniki kanapki, może z wyjątkiem jednego plasterka pomidora. No i całkiem nieźle smakuje.
Miałem też okazję spróbować zakręconych frytek, za 6,99zł otrzymujemy ich całkiem sporo i trzeba przyznać, że są całkiem smaczne. Na pewno są nieco grubsze od standardowych frytek, a przez to, że wypiekane są za każdym razem na bieżąco, są bardziej chrupiące i nie przesolone. Smakowały mi. O smaku Rancha się wypowiadał nie będę, to dla mnie burgerowa kompozycja niemal idealna.
Podsumowując, Texas Angus BBQ to na pewno kanapka warta spróbowania, mimo wysokiej jak na sieć, ceny. Jego jedyną wadą jest stopień wysmażenia mięsa. Rozumiem, że w tym przypadku nie da się inaczej, ale Angus to tak dobre mięso, a wysmażanie go na well done zabiera mu przynajmniej połowę smaku.
Ceny:
Texas BBQ Angus – zaproszenie (cena normalna za samą kanapkę – 20,95 zł)
Ranch Burger – 4,95 zł
Zakręcone Frytki – 6,95 zł
Arek Tysiak:
Tydzień przed świętami. Odpalam skrzynkę mailową, by wywalić przychodzące hurtowo oferty na super prezenty w jeszcze lepszych cenach i wszędobylski spam, którego coś filtr wyłapać nie może. To do kosza, to do kosza, to mnie nie interesuje, więc się z newslettera wypisuję. Wtem jeden mail przykuwa moją uwagę. „Panie Arkadiuszu, czy adres do wysyłki ten sam?” – brzmi treść. Taką korespondencję uwielbiam. Żadnego zbędnego ględzenia, ot, mamy dla Ciebie niespodziankę i gdzie ją wysłać. Cztery dni później kurier przywozi niewielką paczkę. Pokwitowanie odbioru i już dobijam się do środka. Blaszane pudełko. Otwieram, patrzę do wnętrza. Kawałki szmatek, jakiś sznurek konopny, kamyk, fikuśny kawałek metalu. Co jest do cholery? Dobieram się do kolejnej warstwy, gdzie czekają na mnie personalizowana ulotka, informująca mnie, że oto stałem się Hefajstosem i mogę od teraz krzesać ogień, a wcześniejsze gadżety mają mi w tym ułatwić sprawę. (Wg informacji, jaka otrzymałem, każdy zestaw robiony był ręcznie! Żorż) Jednak bym się nie podpalił, lepiej niech sobie skoczę na porządnego buksa. Tutaj pięć kuponów na kolejny limitowany przysmak od Burger King, nazwany Texas BBQ Angus oraz pendrive z notką prasową, zdjęciami oraz instrukcją w formie wideo, jak korzystać z krzesiwa. No to palimy! Tfu, wróć. No to jedziemy!
Niestety wyprawa przedświąteczna zakończyła się klapą. Napięty grafik, ogólna sraczka zakupowa, sprzątanie. Zresztą, znacie temat. Święta, święta i po świętach, a mnie się śledziami odbija, nie mogę patrzeć na keks, ogólna beznadzieja. Wołowina powinna mnie uratować. Godzinę po pracy jestem w Burger Kingu w łódzkiej Sukcesji. Patrząc na food court, nie tylko ja się przejadłem świątecznym żarciem. Wszystkie stoliki zajęte. Nic. Zamówię, może się sytuacja wyklaruje. Texas BBQ Angus, kręcone frytki i do nich sos BBQ oraz napój w dolewce. By się trochę oszukać i poczuć lepiej, biorę Colę Zero, że niby będzie mniej kalorycznie. Tja. Pan z obsługi po kilku chwilach wydaje ciepłą część mojego zamówienia. Zwolnił się stolik. Pysznie. Rozsiadam się jak król, rozwalam na siedzeniu jak samiec alfa, sztacham się zapachem frytek, siorbię głośno Colę, co ewidentnie przykuwa uwagę konsumujących wokół ludzi, cykam kilka for i odpalam główne danie – Texas BBQ Angus.
O tak! Burger pachnie dymem, pachnie mięsem, pachnie testosteronem, pachnie pożądaniem, pachnie srogą ucztą, milordzie. Duża buła, cebulka, pomidor, sałata lodowa, pikle, a w centrum tego małego wszechświata kotlet z wołowiny Angus przykryty roztopionym plastrem sera American i czterema plastrami wysmażonego, chrupiącego bekonu. Mięsiwo natarte dodatkowo gęstym, dymnym sosem BBQ, warzywka taplają się znowu w majonezie. Dwie moce, jedna kanapka. Gryzę po swojemu – łapczywie. Bum. Eksplozja. Zdecydowany smak wołowiny, słonawego bekonu, sera oraz pikli, przełamany dymnym, słodkawym sosem BBQ, świeżymi, chrupiącymi warzywami i złagodzony delikatnym, nieco kwaskowym majonezem, robi robotę. Nie da się ukryć, robi robotę i robi ją dobrze. Na to właśnie czekałem. Męskie składniki, porządna porcja mięcha, a wszystko okraszone dymem. Jak zauważyłem w trakcie degustacji, kotlet ze szlachetnego Angusa, poza tym, że jest w wersji XL, został również zmielony wyraźnie grubiej, niż bracia znani z innych kanapek Burger Kinga. Mniejsza. Texas BBQ Angus znika z mym przełyku w tempie ekspresowym. Żołądek wciąż nie wie, co do niego niedługo dotrze i w jakiej ilości.
By go jeszcze bardziej zaskoczyć, dopycham się kręconymi frytkami, oczywiście maczając je w BBQ. Muszę przyznać, że są dobrze upieczone, cieplutkie, chrupiące z zewnątrz, miękkie, wręcz kremowe w środku, a mieszanka przypraw w której je obtoczono, nadaje charakteru. Dobijam się Colą.
Przez myśl przechodzi mi pomysł wzięcia burgera na drogę, ale ostatecznie się z niego wycofuję i muszę przyznać, była to dobra decyzja. Ubieram się, opuszczam galerię, a dopiero na przystanku czuję, ile właściwie zjadłem. Jestem pełen. Warto było pofatygować się na małą wyprawę. Burger King wychodząc z kanapką premium w postaci Texas BBQ Angus, zrobił burgerożercom wielką frajdę, lecz wymusił również szybkie podejmowanie decyzji. Nowa kanapka, wraz z delikatniejszym bratem bliżniakiem Mozzarella Angus, dostępne są w ofercie Burger King do 16 stycznia 2017, by później przepaść na długi czas. Jak oceniam? W mojej skali sieciówkowej, Texas BBQ Angus zdobywa 9,5/10. Czemu nie pełna dycha? Zabrakło mi ostrości, którą uwielbiam w żarciu i gdyby sos trochę przypalił mi kubki smakowe, byłbym mega kontent. Tak odjąłem aż pół punku. Nie zmienia to faktu, że spotkanie z limitiadą, było świetnym przeżyciem smakowym. Booyah!
Żorż Ponimirski:
Na tle kolegów moja degustacja wypadła blado, bo wziąłem wyłącznie kanapkę. Bez frytek, bez Coli, bez ozdobników. Chciałem skupić się na smaku kanapki i kolejny raz zastanowić, czy warto w sieciówce wydać prawie 21 zł za samego burgera. Na pewno jest duży. Po odwinięciu z papierka robi wrażenie solidnego:
Gryzę. Bułka – zwarta, nie rozpada się, nie spalona – tu wszystko OK. Wsad – solidny kotlet, ser, warzywa, bekon i sos. Bekon jak dla mnie za mało wyczuwalny, na pewno wolałbym czuć go bardziej w smaku. Bez wahania oddałbym np. sałatę za dodatkowy plaster bekonu ;) Podobnie jak u Michała, jeden plaster pomidora wyleciał niemal od razu. Zwykle w jego ślady poszedłby drugi, bo jakoś pomidor nie jest moim ulubionym dodatkiem. Ale po kolejnym gryzie … pomidor wrócił. Tak. On jest tutaj potrzebny. Nawilża dodatkowo kanapkę, bo jak to w sieciówce – mięso wysmażone jest well done. W klasycznym, street foodowym burgerze, mięso byłoby zgodnie z moim życzeniem co najwyżej medium, więc puszczałoby soki do środka i pomidor byłby zbędny. Przy takim jednak stopniu wysmażenia na soki z mięsa szans za bardzo nie ma. Więc tak, pomidor się przydał. Poza tym smakowało mi zestawienie piklowego ogórka i chrupiącej, surowej cebuli. No nie poradzę, lubię i już.
Czy jednak kanapka warta jest swej ceny? Przecież w food trucku za te pieniądze bez problemu kupimy burgera wysmażonego zgodnie z życzeniem. Ale, jak pisałem we wstępie – nie wszędzie te food trucki stoją. A do faktu wysmażenia mięsa w sieciówce na wiór podchodzę z fatalistycznym spokojem. Tego nie przeskoczysz i już. Jeśli więc chcecie zjeść dużego burgera, którego nie znajdziecie w stałym menu, nie przeszkadza Wam fakt wysmażenia mięsa well done, to warto Texasa spróbować. Choćby po to, żeby kiedyś skonfrontować go z burgerem slow foodowym i mieć porównanie.
Krótko mówiąc: To nie jest burger street foodowy. To solidna, sycąca kanapka premium z sieciówki. I jako kanapka premium ma też cenę wyższą niż burgery ze stałego menu. Ja, chociażby z racji tego, że muszę być na bieżąco i mieć porównanie, nie mam problemu z wydaniem w sieciówce takiej kwoty. A Wy? Na to pytanie musicie sobie sami odpowiedzieć. Osobiście uważam, że spróbować zawsze warto.
Na zaproszeniu widniała data graniczna 16.01.2017, więc jeśli chcecie spróbować Texas BBQ Angusa to musicie się pospieszyć.