Dzisiaj zapraszam na nasze podsumowanie minionego, 2016 roku. Kaszpir, Michał Turecki i ja napisaliśmy od siebie kilka słów. Nie narzucałem chłopakom tematu, zostawiłem wolną rękę, sam byłem ciekaw w jakim kierunku to pójdzie. Zapraszam do lektury:
Rok 2016 w ekspresowym tempie dobiega końca. Nadchodzi czas podsumowań. Jak sprawdziłem, w zeszłym roku na StreetFoodPolska ukazało się 50 moich recenzji. Udało mi się również pojawić w Epicure Magazine z moją relacją z Budapesztu.
Czy rok 2016 był dla mnie dobry? Był świetny. Udało mi się odwiedzić wiele ciekawych miejsc, nie tylko w Krakowie ale również w Katowicach, Ochotnicy Górnej czy czeskim Cieszynie. Jadłem w budkach wyglądających jak sto nieszczęść, w barach mlecznych, burgerowniach, recenzowałem jedzenie w Ikei, a dzięki Restaurant Weekowi, miałem okazję pojawić się w dwóch nieco bardziej wykwintnych lokalach.
Wśród miejsc które najbardziej zapadły mi w pamięć nie mogę pominąć Bek Somsa. To malutka budka niedaleko przystanku Kawiory w Krakowie. Serwują tam jeden z najoryginalniejszych street foodów w Krakowie. Pierożki Somsa są naprawdę genialne i serdecznie je Wam polecam. Spróbowałem wszystkich trzech smaków i każdy był fantastyczny.
Doskonały był Pulled Pork dla którego wybrałem się do Katowic. Ta kompozycja smaków do dzisiaj śni mi się po nocach i jeśli tylko miałbym bliżej do Bułkęsa to byłbym tam bardzo częstym gościem. Jeśli jeszcze nie próbowaliście, to również serdecznie polecam.
Był to również rok w którym często miałem ochotę na falafel. W Krakowie są trzy miejsca gdzie do tej pory falafela próbowałem, dwa z nich opisywałem w zeszłym roku. Mogę oba z czystym sumieniem polecić, zarówno food truck Vege To Tu jak i Mazaya Falafel. W każdym z tych miejsc falafel smakuje nieco inaczej, ale zawsze jest niesamowitym kulinarnym przeżyciem.
Parę razy cofnąłem się w czasie, raz do początków ulicznego jedzenia w naszym kraju, podczas pobytu w Gorcach, a całkiem niedawno pojawiłem się w Nowej Hucie i zjadłem najlepszego kurczaka z rożna w moim życiu.
Jak zwykle nieco czasu spędziłem w sieciówkach i na kebabach. I Nie żałuję.
Zauważam za to, że coraz więcej burgerowni które powstało w ciągu ostatnich dwóch lat upada. Ilość tego typu lokali przestała się już jakiś czas temu mieścić w jakichkolwiek ramach i czasami mam wrażenie, że burgerowni jest tyle samo co kebabowni. Na takim rynku bez unikalnego smaku oraz bez sprawnie działającego marketingu, zwłaszcza w social mediach, nowy lokal jest skazany na porażkę.
Trendem który mi się bardzo podoba i któremu z całego serca kibicuję jest rosnąca popularność kanapek z mięsem. Jak pisałem w recenzji katowickiego Bułkęsa, kanapka z mięsem daje kucharzowi dużo więcej swobody. Kompozycje smaków w takim przypadku ogranicza jedynie wyobraźnia twórcy. W Krakowie wróciło ostatnio Meat and Go, pojawił się lokal twórców krakowskiego Pastrami – Food & People do którego ciągle się wybieram, a już w nowym roku otworzy się największy jak do tej pory lokal Burgertaty w którym obok burgerów, będziemy mieli okazję spróbować również kanapek z mięsem. Nie mogę się doczekać.
Rynek ulicznego jedzenia ciągle ewoluuje i powiem szczerze, nie mogę się doczekać przyszłego roku. Nie mogę się doczekać nowych food trucków i lokali. Mam wrażenie, że będą się pojawiały w Krakowie kuchnie coraz bardziej egzotyczne. Myślę, że jest już na takie unikalne lokale miejsce na krakowskim rynku. Nie mogę się doczekać również mojego kolejnego już wyjazdu do Pragi. W lutym na kilka dni znowu pojawię się w czeskiej stolicy, żeby próbować miejscowego rzemieślniczego piwa i lokalnych specjałów. Praga stała się moim ulubionym miejscem na kilkudniowy wypad. Mam nadzieję, że będziecie mogli przeczytać moją relację tutaj bądź w Epicure Magazine.
A Wam wszystkim Drodzy Czytelnicy życzę, żeby Nowy Rok był jeszcze lepszy, żebyście nie ustawali w dążeniu do swoich marzeń. Nieważne czy to willa z basenem czy kebab z ulubionego miejsca po ciężkim dniu w pracy.
Jedzenie zmienia świat. Ten banalny tytuł naprawdę ilustruje zmiany, które zachodziły w 2016 roku. Pytanie tylko, czy mamy po nich dobre wspomnienia, czy też chcielibyśmy o nich jak najszybciej zapomnieć. Jaki więc będzie Top 5 roku 2016 według Kaszpira? Po pierwsze – falafel. Można go było skosztować w lokalu warszawianina, pochodzącego z Libanu miłośnika Legii, w którym oprócz zapachu cieciorki, granatu i mięty łatwo wyczuwaliśmy nutę gazu łzawiącego (co prawda to jeszcze rok wcześniej, ale w moim podsumowaniu nadal wysoko). Po drugie mijający rok to rok nocnych targów, zdominowanych przez street food, wzorowanych na berlińskim Kreuzbergu, gdzie słuchając równie niesłuchalnej muzyki i racząc się currywurstami oraz popijając gluehweinem pod koniec trzeba było modlić się, by po prostu przeżyć. Trzeci świat mojego zestawienia to świat kebabów, w których wrzucanie petard i wypisywanie głupot na ścianach to signum tempori a nawet memento mori. I to pomimo prób unarodowienia tego popularnego dania przez lokalnych patriotów. Czwarte miejsce w tej gorzkiej piątce przypada daniom ze Wschodu, głównie ruskim pierogom i ukraińskim pielmieni, które w bliskim memu sercu Lwowie smakują zupełnie inaczej niż w Doniecku, Ługańsku czy na Krymie. I w końcu rosnący trend w moim Top 5, czyli kanapki z rozmaitymi dodatkami, niektóre z mięsami szarpanymi, inne z duszonymi, ale zdobywające coraz śmielej nasz lokalny rynek. Zaskoczeni? Serio? Jak się okazało w Dzienniku TV bez nich nawet porządny pucz w tym kraju nie może się odbyć..
A czego Wam życzę na nowy rok? Żebyśmy w grudniu nie musieli przygotowywać znowu takiego zestawienia a mogli się skupić na tym, co tak naprawdę lubimy w street foodzie – nowościach, różnorodności, otwartości i tolerancji na nowe smaki. Bo takie jest właśnie uliczne jedzenie, czerpiące z tradycji kulinarnych całego świata a nie jedynie ze schabowego z kapustą.
PS. Kanapki mogą zostać. Lubię się najeść zanim coś sensownego zrobię.
Ja ubiegły rok zakończyłem … z nowym projektem na głowie. Epicure Magazine. Darmowy magazyn lifestylowy. Przez niego musiałem zrezygnować z planowanej wyprawy do Wietnamu. Ale co się odwlecze… W każdym razie jeśli przyjdzie Wam kiedyś do głowy wydawać magazyn, to weźcie poprawkę na czas, jaki musicie takiemu tematowi poświęcić. Liczcie go razy 3 :) Ale do rzeczy, czyli jedzenia.
To był zdecydowanie rok, kiedy street food w Polsce poszedł w nowe tematy. Azja. Kuchnia azjatycka to przyszłość. Viet Street Food, który podbił podniebienia i serca swoją autentyczną, uliczna kuchnia Wietnamu. My Little Thailand i ich fenomenalne potrawy tajskie. Momo Smak, który oprócz pierożków na parze wzbogaca ofertę o pho i inne dania azjatyckie. Akita Ramen i ich rewelacyjny ramen serwowany z food trucka. Coraz więcej trucków serwujących dania z Indii i ze Wschodu – to dobry kierunek, bo podczas letnich upałów takie potrawy doskonale chłodzą, a w zimne dni idealnie rozgrzewają.
Kanapki. Wreszcie! Na to czekałem od lat. Już nie tylko sporadycznie, jedna kanapka w food trucku, ale wysyp dobrych kanapek, także w lokalach. Italian Beef, Philly Steak, Reuben… Jest tego coraz więcej i coraz lepszej jakości. I tak trzymać! Kanapka, podobnie jak burger, może być jedzona na siedząco, ale także w biegu. I coraz więcej osób przekonuje się, że warto zapłacić 20-25 zł na sandwicza, który nie tylko syci, ale także świetnie smakuje.
A ogólnie to był rok, w którym odkryliśmy mnóstwo nowych, fantastycznych miejsc oraz food trucków. To był rok, w którym zapadło sporo ważnych decyzji dla mnie i narodziło się kilka dużych pomysłów na 2017. Na przykład współpraca, którą będziemy rozwijać wspólnie z Inwazją Food Trucków, dzięki której chcemy jeszcze mocniej postawić na promocję street foodu w Polsce i poza jej granicami. Ten rok nauczył nas wiele, jeśli chodzi o partnerstwo i zaufanie w interesach. Boleśnie. Ale za to na pokład wracają stare, sprawdzone marki food trucków, które zobaczycie na naszych eventach. Więc…
Strzepujemy kurz z sandałów i z ufnością patrzymy w nowy rok. To będzie dobry rok. Wiem to. Czego i Wam życzę.