„- (…) Jestem ogólnie sfrustrowany – wyjaśnił brodaty młodzieniec – Jest to smutek ontologiczny, eschatologiczny i diaboliczny, który nie przeradza się w płacz, lecz kąsa mnie na sucho.” Edmund Niziurski, Klub Włóczykijów
Żorż:
Zwykle jest tak, że jeśli planuję tekst, w którym ma się pojawić także Michał Turecki, to daję mu cynk, ogólny zarys o czym chciałbym pisać, piszę swoje i czekam na to, co nadeśle Michał. Tym razem było inaczej. Wymyśliłem sobie, że fajnie byłoby podsumować mijający rok. I Michał tekst podesłał, a ja… nie miałem kompletnie ochoty i weny do pisania. Opanowało mnie ogólne zniechęcenie, stąd otwierający tekst cytat. Ale kiedy przeczytałem tekst kolegi Tureckiego, pomyślałem, że może jednak znajdzie się jakieś światełko w tunelu? Ostatecznie mijający rok, mimo iż był chyba najgorszym jaki pamiętam, to jednak miał kilka jasnych punktów.
Pewnie, zrobiliśmy raptem 1/3 zaplanowanych eventów, zamyka się sporo lubianych knajp i food trucków, ale ostatecznie udało nam się przeprowadzić polski finał European Street Food Awards (już po raz trzeci!), a zloty jakie zrobiliśmy również przyciągnęły sporo ludzi.
Odkryłem wiele nowych, świetnych miejsc z jedzeniem, kilka kapitalnych food trucków, poznałem masę wspaniałych ludzi. To są rzeczy, które nie sposób przecenić. Dzięki tym ludziom, tym miejscom i truckom, jakoś udało mi się psychicznie przetrwać. Bo po dupie dostała gastronomia, ale również branża eventowa, czyli między innymi my. Wiele planów musieliśmy odłożyć „na potem”, w tym kręcenie filmów i kolejny wypad do USA.
Mam nadzieję, że nadchodzący rok będzie lepszy. Że znowu będziemy mogli ruszyć w Polskę, spotykać przyjaciół i gadać godzinami przy wspólnym stole. Że będzie gdzie wyjść, gdzie wypić, gdzie potańczyć. Że w nadchodzącym roku odbędzie się europejski finał ESFA, na którym spróbuję mnóstwa dobrych rzeczy, a polska ekipa zdobędzie nagrodę.
I last but not least – że w nadchodzącym roku uda mi się znowu polecieć do USA, by po „zjedzeniu” głębokiego Południa dokończyć wreszcie książkę.
Oby rok 2021 był wreszcie NORMALNY. Czego sobie i Państwu życzę.
Michał Turecki:
Kiedy pomyślę o tym roku, to przypominają mi się niewybredne żarty, o których na szczęście tylko słyszałem w dzieciństwie. Chodzi o sytuację, kiedy ktoś częstuje nas czekoladowym cukierkiem, a w środku zamiast cukierka znajduje się gówno. Właśnie tak zapamiętam ten zbliżający się już na szczęście do końca rok.
Na początku roku było świetnie, gastronomia radziła sobie całkiem nieźle, zarówno ta stacjonarna jak i ta mobilna. Po całkiem udanym poprzednim sezonie, nastroje były bardzo dobre. Słyszało się coraz więcej o nowościach, które mają się pojawić w 2020 roku. Od początku roku, a od lutego już na pewno, gdzieś z tyłu głowy i na końcu wiadomości w internecie szemrała informacja o nowym wirusie, zaobserwowanym w Chinach. Poprzednia epidemia podobnego koronawirusa została opanowana dość szybko i pociągnęła za sobą stosunkowo niewiele ofiar, wszyscy mieli nadzieję, że tym razem również rozprzestrzenianie się wirusa zostanie szybko zatrzymane i będziemy mogli dalej wieść swoje normalne, zwyczajne życie. Niestety bardzo szybko okazało się to mrzonką. Dla mnie wszystko co złe zaczęło się na przełomie lutego i marca kiedy zachorowałem i przez kilkanaście dni nie byłem zdolny do pracy w food trucku. Nigdy nie pomyślałbym, że póki co, były to moje ostatnie dni pracy w gastronomii. Kiedy dochodziłem do zdrowia wprowadzono pierwszą kwarantannę, a duże korporacje wprowadziły pracę zdalną. Nie było po co jeździć pod biura, bo nikogo tam nie było.
Przyszło lato i wraz z częściowym poluzowaniem obostrzeń wszyscy wylegli na ulicę. Na chwilę wrócił optymizm. W korporacjach wciąż było pusto, ale wróciły zloty. Ja wciąż się izolowałem. Ze względu na obniżoną odporność zależało mi bardzo, żeby się nie zarazić. I niedługo potem po raz drugi zamknięto gastronomię. I siłownie i wiele innych miejsc. Oczywiście, wirusem można zarazić się siedząc w restauracji i jedząc posiłek. Można jednak to zagrożenie ograniczać przy wprowadzeniu restrykcji, z którymi mieliśmy już do czynienia. Ale nie, najwygodniej jest praktycznie zamknąć branżę dającą zatrudnienie setkom tysięcy ludzi. To nie jest wina gastronomii, że mamy totalnie przestarzałą, niedofinansowaną służbę zdrowia.
Mając świadomość zagrożenia czuję fizyczny ból widząc znikające restauracje, knajpy, puby, niektóre z wieloletnią historią. Takie, które przez przepisy nie mogły na przykład sprzedawać alkoholu na wynos – bo oczywiście nie wprowadzono żadnych zmian w prawie, aby to ułatwić. Albo takie, które nie mogły wprowadzić dostaw jedzenia lub odpowiednio ich rozreklamować.
Razem z Lady Kitchen próbowaliśmy choć trochę branży pomóc i stworzyliśmy arkusz Google Docs z namiarami na lokale dostarczające posiłki. Mogliśmy zrobić choć tyle dla tych wszystkich, którym zamknięto możliwość karmienia gości stacjonarnie. Uważam ten pomysł i jego realizację za nasz największy sukces w tym roku.
W takiej sytuacji pisanie o tym co ciekawego wydarzyło się w street foodzie w tym roku jest trochę dziwne. Napiszę tylko, że dla mnie osobiście najjaśniejszym punktem tego roku było otwarcie krakowskiej Hali Forum. Miejsce jest kontrowersyjne i zobaczymy jak sobie poradzi w przyszłym roku na trudnym rynku gastro w Krakowie, jestem bardzo ciekaw. Oprócz tego, ten rok pod względem jedzenia zjedzonego poza domem mogę spisać na straty. Spróbowałem kilku rzeczy w dowozie, wszystkie opisałem na stronie, na której czytacie ten tekst.
Gastronomia upada, hotelarstwo i inne gałęzie gospodarki zależne od turystyki również. Zazdroszczę optymizmu twierdzącym, że 2021 będzie łatwiejszy. Nie będzie.
Początek 2021 roku dla gastronomii będzie dramatycznie trudny, niezależnie od tego jak szybko i w jakim zakresie zostanie otwarta. Nadzieję przywraca mi nieco pojawienie się szczepionki, ale wiem też, że zaszczepienie wszystkim chętnych potrwa długo. Nie będzie to rok, może dwa, może trzy lata.
Chciałbym jak najszybciej zapomnieć o tym roku, ale nie ma takiej możliwości. Wciąż widzę przed oczami ludzi tracących źródło utrzymania, owoce wieloletniej pracy, dobytek, popadających w długi. Oby dla nas wszystkich rok 2021 okazał się łaskawszy.
I na koniec kilka słów do wszystkich tych uważających, że wirusa nie ma, że to jedna wielka ściema, a choroba jest bezobjawowa, więc nie istnieje. Szczerze polecam poczytać sobie jakie spustoszenie w organizmie pozostawia ten wirus, nawet u ludzi, którzy przeszli chorobę bezobjawowo. Zapraszam do poczytania sobie o nieodwracalnych uszkodzeniach płuc, o zapaleniach mięśnia sercowego i wielu innych chorobach.