California Burger w Burger Kingu - Street Food Polska
close

California Burger w Burger Kingu

0udostępnień

Michał Turecki:

Król już od jakiegoś czasu zaprasza nas (Ojca Założyciela, Arka i mnie), do swoich restauracji abyśmy spróbowali nowych kanapek z jego oferty. Tym razem jednak, każdy z nas oprócz zaproszeń, otrzymał mocno spersonalizowany list od Burger Kinga. Spotkałem się z tym pierwszy raz i muszę powiedzieć, że zrobiło mi się bardzo miło kiedy przeczytałem te kilka zdań dołączonych do kuponów.

Powiem szczerze, że na tę kanapkę wybierałem się od momentu kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz na obrazku w internecie. Ser Pepper Jack, czyli pikantna odmiana Monterey Jacka, moim zdaniem najlepszego na świecie sera do burgerów, był największym magnesem. Cała kanapka z resztą (mimo pomidora) wydawała się naprawdę ciekawą kompozycją. Nie pozostało nic innego, jak wybrać się do Burger Kinga i sprawdzić na własnej skórze jak smakuje California Burger.

Po przekazaniu kuponików i odczekaniu kilku minut, otrzymałem tacę z dwoma burgerami i porcją ziemniaczków.

Burgery są spore i po odwinięciu z papieru, prezentują się całkiem nieźle, bułka wygląda na bardzo świeżą, podobnie jak uciekające z kanapki warzywa. Po pierwszym gryzie, wiedziałem już, że będzie dobrze. Intensywny i charakterystyczny dla Burger Kinga smak mięsa wyraźnie dominuje, w tle znajdziemy pikantny ser, chrupiącą prażoną cebulkę, bardzo smaczny boczek oraz świeżą czerwoną cebulę i pomidora. Salsa świetnie nawilża całość. Czuć ciężar kanapki w rękach i z każdym kęsem smakuje ona jeszcze lepiej. Poziom pikantności określiłbym jako idealny, delikatnie piecze i pobudza ślinianki do jeszcze intensywniejszej pracy, ale nie dominuje całości. Wychodzi na to, że jeśli do burgera dodamy dobrego sera, cebulki prażonej i boczku, to nie ma możliwości, żeby całość się nie udała. Nawet soczysty i idealnie słodki o tej porze pomidor, tym razem mi zupełnie nie przeszkadzał.

Karbowane Ziemniaczki z pieprzem i cebulą również bardzo mi smakowały. Po ostatnich eksperymentach w sieciach specjalizujących się w burgerach, z różnego rodzaju dodatkami stwierdzam, że najnowszy pomysł Burger Kinga smakuje mi zdecydowanie najbardziej. Cienkie plastry ziemniaka, wzbogacone pieprzem idealnie sprawdzają się jako towarzystwo dla burgera. Mnie nie był nawet sos potrzebny, same w sobie były świetne. Cebuli wprawdzie nie wyczułem, ale mi jej nie brakowało.

California Burger to świetna kanapka, zamknięta w smacznej i nierozpadającej się do samego końca bułce. Szczerze polecam, bo jest to jeden ze smaczniejszych burgerów jakie jadłem w ostatnim czasie. A do Burger Kinga tylko jedna prośba, sprowadźcie kiedyś do polski Monterey Jacka i wsadźcie go do zwykłego cheeseburgera. Bułka, mięso, ser i cebula. To byłby najlepszy cheeseburger jakiego dałoby się kupić w sieciach obecnych w tym momencie w Polsce.

Żorż:

Tak, te spersonalizowane kartki są bardzo fajne. No bo jak się nie uśmiechnąć, kiedy na końcu zaproszenia czytasz: „mamy nadzieję, że wybaczysz nam pomidora”?

Dobra, do rzeczy. Pakuję się do samochodu i jadę do Galerii Echo, ustawiam się w krótkiej kolejce do Burger Kinga i po chwili kupony zamieniam na zestaw California Burger plus Karbowane Ziemniaczki.

Co do ziemniaczków, to zgadzam się z Michałem w całej rozciągłości. Są chrupiące i wyraziste w smaku. Mogłem w sumie domowić do nich sos, ale… są dobre same w sobie i sos nie był mi potrzebny.

Pora na bohatera, czyli California Burger. Nie będę ukrywał, że ser Pepper Jack, odkąd zjadłem w USA kilka kanapek z nim, stał się moim ulubionym serem do burgerów i kanapek na gorąco. Jest pyszny i lekko pikantny i naprawdę potrafi bardzo podbić smak. A tutaj go nie pożałowali. Podobnie, jak nie pożałowali prażonej cebulki oraz cebuli czerwonej w stanie surowym. I bekonu.

W środku jest też sałata, salsa i… pomidor. Pewien byłem, że tradycyjnie wezmę ze dwa gryzy, żeby sprawdzić jak smakuje i pomidor wyleci. Ale nie. Miękka bułka pełna chrupiących dodatków, wyraźny smak kotleta, pikantna salsa i wyrazisty ser… Jest bardzo dobrze. A pomidor? Ha. Nie myślałem, że to napiszę, ale… jest tutaj niezbędny. Serio. Nie tylko dobrze smakował z pozostałymi składnikami, ale przede wszystkim dodatkowo nawilżał całość. Bez niego byłoby na pewno smacznie, ale za sucho, tym bardziej, że przecież to sieć, więc kotlet wysmażony jest well done.

Więc tak ekipo Burger Kinga, wybaczam Wam pomidora i nawet za niego dziękuję. W tym burgerze sprawdził się idealnie. Moim zdaniem California Burger to najlepsza sezonowa propozycja BK, jaką jadłem. Perfekcyjnie skomponowana, smaczna no i ten ser… Wprowadźcie go na stałe! W sumie to California Burger także mógłby zostać na stałe w menu. Na tego burgera chętnie bym wracał.

Arek Tysiak:

Puk, puk. Kto tam? Kurier. Paczka dla pana Arkadiusza. Morda mi się od razu uśmiechnęła, a w głowie zaczął grać kawałek „California Love” 2paca i Dr. Dre (ot, różnica pokoleń, ja słuchałem „California uber alles” Dead Kennedys – Żorż). Tak, doskonale wiedziałem co jest w środku. Rozszarpałem główną kopertę, by dostać się do mniejszej z nadrukiem Grill Masters. Czułem się, jak dziecko podczas rozpakowywania wigilijnych prezentów. Delikatnie naruszyłem klej, wysypując na biurko zawartość drugiej koperty. Przywitała mnie spersonalizowana ulotka reklamowa i pięć bonów żywnościowych. Znaczy ten, voucherów na odbiór najnowszego California Burger oraz karbowanych ziemniaczków z pieprzem i cebulką. Gitara, siema! Kurier dostarczył przesyłkę w poniedziałek, mówię sobie, tydzień zawalony, odwiedzę siedzibę Króla w sobotę. Ciekawość, połączona ze ślinotokami wywoływanymi przez każdy rzut okiem na kupony, jednak mnie pokonała i wymusiła zrewidowanie planów. Udało się wydrzeć kawałek czasu w czwartkowe popołudnie. Głodny po pracy jak wilk, uciszyłem burczący żołądek jakąś marną kanapeczką, sprawdziłem rozkład komunikacji, wrzuciłem kupony do magicznej torby i ruszyłem na daleką wyprawę do Łodzi. Klasycznie restauracja w Sukcesji. Pyk vouchera w rękę obsługującego mnie pana. Coś do picia? Oczywiście. By umilić mi czas oczekiwana, dostałem kubek do napełnienia ulubionym napojem. Pochłonę za kilka chwil sporo kalorii, tym samym zdecydowałem się na Colę Zero. Siorbię sobie ją tak przez słomkę, jak prawdziwy burżuj, rozlega się głośne zaproszenie po odbiór. Taca w dłonie, strategiczny stolik, przy którym zawsze jem buksy z Burger Kinga akurat się zwolnił. Pyk rozwalam swoje bambetle.

Biorę karbowanego ziemniaczka, bardzo fajnie wysmażony, jak całą zresztą ziemniaczana rodzinka oczekująca na konsumpcję. Szarpię kolejnego, by apetyt zaostrzyć. Znów idealnie chrupiący z zewnątrz, delikatnie kremowy w środku. Pozostawia słonawy posmak z cebulową nutą. Gdyby Burger King miał w menu piwo na pewno byłaby to idealna przekąska do złocistego trunku.

Dobra, starczy tych rozważań. Dejta mje tego kalifornijskiego gwiazdora. Odpakowuję go z papieru, chwilę kombinuję z ustawieniem i zamieniam się w paparazzi. Robię trochę szybkich fotek, co dostrzegają siedzący wokół mnie ludzie. Jeden patrzy na mnie przez chwilę takim kompletnie znużonym wzrokiem, ewidentnie ma głowie „wszędzie te hipstery, tfu”, odpuszcza jednak, wracając do buksa. Ja znów biorę się za swojego. California Burger w porównaniu do ostatnich sezonowych arcydzieł, nie ma jakiejś speszyl buły, ot klasyka gatunku, jednak w wykonaniu Burger Kinga lubię tę klasykę. Szybka inspekcja, co też tutaj mamy w środku. Jest oczywiście kotlet wołowy, są dwa plastry dosyć trudno dostępnego u nas sera Pepper Jack, chrupiący bekon obecny, prażona cebulka, trochę warzyw  w postaci sałaty, pomidora oraz czerwonej cebuli. Całość spaja paprykowa, pikantna salsa. Lubię!

Ujmuję buksa przez serwetkę, prewencyjnie by się nie upaćkać, patrzę na niego jeszcze chwilę, nakręcając pożądanie i atak. Pierwszy gryz, drugi gryz, trzeci. Kubki smakowe mówią, że naprawdę smaczne i cieszą się, że znów spotkały się z wołowiną. Świetną rzeczą okazał się ser Pepper Jack, z którym spotkałem się pierwszy raz w życiu. Niezwykle maślany, zarazem delikatnie pikantny, dobrze skomponował się ze słonym, chrupiącym bekonem. Prażona cebulka nadała odrobinę słodyczy, warzywa dały kapkę rześkości, by paprykowa, smaczna salsa, zamykająca z buta kompozycję. Kęs za kęsem rozprawiłem się z California Burgerem, wsunąłem ziemniaczki popychając je Colą. Brzuszek zadowolony, mogę wracać.

Ocena, ocena, ocena. Co tu dać. Patrząc przez pryzmat poprzednich specjali, szczególnie kompozycji burgerów oraz przyjemności jaką dał mi California Burger dostępny w ramach oferty Grill Masters, w fast foodowej skali daję 8/10. Buks jest naprawdę spoko, fani ostrego żarełka mogą go też podrasować dodatkowymi plastrami jalapeno, co w zestawieniu z paprykową salsą, da bankowo +2 do ognia. Warto też sięgnąć po karbowane ziemniaczki, które są ciekawą formą przekąski.

Klasycznie, jak w przypadku poprzednich limitowanych kompozycji musicie wytężyć swój sokoli wzrok, namierzyć najbliższą restaurację Burger King i wykazać się niesamowitym refleksem, gdyż oferta znika 11 września. Biegiem, biegiem, szybko, szybko!

 

Kanapki z food trucków – kolejna recenzja

Berlin Doner Kebap – smaczny, ale nieduży kebab w galerii handlowej

Dodaj komentarz