Las Vegas – część 3. Foodpornowe hot dogi, smażone Oreo i kukurydza w posypce - Street Food Polska
close
Las Vegas – część 3. Foodpornowe hot dogi, smażone Oreo i kukurydza w posypce

Las Vegas – część 3. Foodpornowe hot dogi, smażone Oreo i kukurydza w posypce

0udostępnień

„Panie! Tu już wszystko było.. i Paryż i Londyn i Melburn… O! z tamtego okna kangura zrzucali! Ja zwariuję, ja zwariuję….”

Po zwiedzeniu starej części Vegas, udaliśmy się wreszcie na Strip. Ta ulica to jeden wielki odpust! W dzień robi duże wrażenie, ale spacer po niej nocą to dopiero przeżycie! Ewidentnie światła tam nawet w lodówkach nie gaszą ;) Kuszą kasyna, kuszą hotele, kuszą shot i drink bary rozmieszczone co kilkanaście metrów wprost na ulicach. Tutaj nikt nie przejmuje się zapakowaniem alkoholu w papierową torbę, tutaj balanga trwa nieustannie. Co prawda po wakacjach życie nocne Vegas zamiera około 1-2 w nocy, jednak kluby i kasyna działają 24/7.  To jest Las Vegas, Miasto Grzechu! Zapomnij o zakazie palenia w budynkach (chyba, że chcesz skorzystać z toalety). Zapomnij o skromnym stroju, tutaj trwa jeden wielki wieczór kawalerski lub panieński! Takiego stężenia bogactwa i blichtru nie widziałem nigdzie indziej. Tutaj każdy przybysz chociaż na chwilę staje się kimś innym. Poniżej wrzucam kilka zdjęć, trochę z ulic, trochę z kasyn i hoteli. Uwierzcie mi, zdjęcia nawet w ułamku nie oddają klimatu, trzeba to zobaczyć na własne oczy. A musicie wiedzieć, że poza weekendami ceny w hotelach spadają nawet do 20-30$ za noc! Dla porównania, na trasie średnia cena za nocleg w motelu wyszła nam ok. 70$. No cóż, hotele w większości połączone są z kasynami, więc ich właściciele wychodzą z założenia, że i tak pieniądze do nich wrócą, bo przecie nikt nie przyjeżdża do Vegas oszczędzać…

Ale wracając do meritum. Czyli jedzenia. Drugim punktem na mojej liście miejsc do odwiedzenia w Vegas był Dirt Dog. Przed wylotem katowałem się ich Instagramem, ślina wisiała mi do podłogi i odliczałem dni, kiedy wreszcie ich odwiedzę. Dirt Dog powstał w Los Angeles, ale mają też dwie lokalizacje w Las Vegas. Jak sami piszą o swoim jedzeniu:

W Dirt Dog sprzedajemy niesamowite jedzenie rodem z ulic  Los Angeles i przenosimy je na poziom, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłeś. Ulica tworzyła przepisy, my dodaliśmy tajne składniki wysokiej jakości, a gotowe potrawy tuż przed tobą sprawiają, że Twoje podniebienie nie zapomni szybko tego doświadczenia. Jeśli zamierzasz oszukiwać na diecie, powinieneś zrobić to z nami. Nie pożałujesz. Mając to na uwadze (…) powinieneś tu przyjechać i cieszyć się niesamowitym Los Angeles Street Food!

Znajdziecie ich w labiryncie innych małych punktów z jedzeniem, sklepów z pamiątkami i barów. Trochę mnie zdziwiło, że mają tak malutki lokalik, ale z drugiej strony to przecież street food, nie potrzebujemy nic więcej poza krzesełkiem i stołem, by cieszyć się jedzeniem. OK, chusteczki lub serwetki także się przydadzą. Zapach poczułem już daleka, a po chwili zobaczyłem także przykładowe dania i… oszalałem. Trzęsącymi się rękami wziąłem menu i zacząłem wybierać.

Ostatecznie na stolik trafiły: Dirty Corn, The Red Dog, Elote Dog i deep-fried Oreo. Zacznę od kukurydzy. W menu znajdziemy trzy sposoby jej podania. My wybraliśmy Dirty Corn. Kolba kukurydzy została ugotowana, następnie obsypana meksykańskim serem Cotija (bardzo podobny do parmezanu), chili w proszku, świeżą kolendrą, kruszonką bekonową, a do tego dostajemy  jeszcze aioli z limonki i kawałki tej ostatniej. Muszę przyznać, że smakowało świetnie – słodycz kukurydzy została przełamana wyrazistym, słonym serem i bekonem, chili dawało lekką pikantność, a kolendra i limonka  świeżość. Całość jest jednocześnie soczysta i chrupiąca. Bardzo dobry street food, chętnie zobaczyłbym go w Polsce.

Red Dog. Pikantny sos pomidorowy, aioli z chipotle, wołowa kiełbaska i dodatki – warzywa, frytki, bekon… Mocny smak, pikantność wyczuwalna, ale nie paląca, kiełbaska soczysta, bułka mięciutka. Całość po prostu fantastyczna w smaku i warta każdego wydanego dolara.

Elote Dog. Kiełbaska, kukurydza, aioli z limonki, chili w proszku, ser cotija, kolendra, okruchy bekonu. Czyli niemal te same składniki, co w Dirty Corn. Jest więc mięsnie, ale i słodko-słono-rześko, jest soczyście i chrupiąco. Po prostu pysznie!

Na koniec deserek w iście amerykańskim stylu. Amerykanie uwielbiają smażyć i do głębokiego tłuszczu wrzucają co się da. A więc czemu nie usmażyć ciasteczek? Deep-fried Oreo dostajemy w postaci dwóch ciasteczek i gałki lodów. Z wierzchu ciasteczka są chrupiące, a w środku nadzienie pływa :) Pierwszy raz jadłem Oreo na gorąco i bardzo mi posmakowało. Kalorii nie liczyłem.

Podsumowując: wizyta w Dirt Dog dała mi mnóstwo radości i namawiam Was, żebyście tam wpadli, jeżeli tylko będziecie mieli okazję. To kapitalny, pyszny street food w wersji foodporn. Bardzo chciałbym tam wrócić, na razie pozostaje mi ich Instagram i smak wspomnień. Polecam!

Dirt Dog – http://www.dirtdogla.com/default.asp

Partnerami wyprawy są:

Dobre z Lasu

 Polsko – Słowiańska Unia Kredytowa.

Patronat medialny nad wyprawą objął Dziennik Związkowy z Chicago.

 

Las Vegas – część 2. Fuku Burger, czyli dobry fusion

Kura – drób wyniesiony na inny poziom

Dodaj komentarz