Żorż: Odpoczęliśmy po golonce i wieczorem ruszyliśmy „w miasto”. Reštaurácia Wiking „Karpatská kuchyňa” mieści się na deptaku michalovkim, a ponieważ pierogi i zupy z tego regionu bardzo lubimy, więc tam skierowaliśmy swoje kroki celem spożycia kolacji.
Paweł zamówił piwko, ja, ponieważ rano musiałem prowadzić, kufel Kofoli i zaczęliśmy wertować kartę.
Ponieważ golonka jeszcze nas trzymała, zrezygnowaliśmy z polecanych żeberek i szaszłyków, odpuściliśmy przystawki, zamówiliśmy natomiast zupy i pierogi.
Rewelacyjna okazała się soljanka zamówiona przez Pawła. Gęsta jak gulasz, idealnie doprawiona. Mój barszcz ukraiński – palce lizać! Również gęsty, mocno buraczany, pełen ziemniaków, buraków i kawałków mięsa, podbity świetną śmietaną. Jako dodatek – bułeczki z pesto.
Bardzo dobre okazały się wareniki z kapustą, smażoną cebulą i śmietaną, które wybrał Paweł. Trochę marudził, że ciasto za grube, ale ja akurat takie wolę. Słodycz nadzienia łamała idealnie gęsta, kwaśna śmietana. Dla siebie wybrałem „Royal dumplings”. W glinianym garnuszku znajdziemy masę świetnych pielmeni z mięsem, zapieczonych pod grubą warstwą sera i pieczarek. Danie nie tylko pyszne, ale i bardzo sycące.
Paweł Kotwica: W mieszczącej się przy głównym deptaku Karpatskiej Kuchyni, którą zauważyliśmy dzień wcześniej, zamówiłem solankę, znaną mi z knajp lwowskich i kilku polskich, w tym kieleckiej „Winnicy”. Poza letnią (ale mamy w końcu lato) temperaturą i nieco obeschniętą cytryną pływającą w zupie, nie było się czego przyczepić. Gęsta od mięsa w kilku rodzajach (między innymi wędzone, wieprzowe żeberko) odpowiednio kwaśna, choć ten smak pochodził raczej z dużej ilości puszkowanych pomidorów, a nie, do czego byłem przyzwyczajony przy poprzednich wersjach solanki, od kiszonych ogórców czy wody spod nich.
Potem wareniki z kapustą i cebulą, czyli ukraińskie pierogi – do granicy słowacko-ukraińskiej jest z Michalovców tylko 50 kilometrów. Jeśli przymknąć oko na nieco za grube i twardawe ciasto (Żorż takie lubi, ale on zawsze dziwny był), to wrażenia były pozytywne. I zaskakujące. Wprawdzie jadłem już wareniki w kilku wersjach, ale takie pierwszy raz. Jesteśmy przyzwyczajeni do obecności w pierogach kiszonej kapusty, a ta była słodka. Bardzo słodka. W połączeniu ze słodkością podsmażonej wcześniej cebuli, dało to efekt niemal takiej słodkości farszu, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni przy pierogach z owocami. Ale że podano do moich wareników skwarki z podgardla i pyszną, kwaśną śmietanę, to wszystko zusammen do kupy po prostu „żarło”.
Podjadłem też Żorżowi z glinianego garnucha jego zapiekanie pod serem i grzybami pierożki, podobne raczej do kołdunów. Cóż, Słowak by powiedział: To je ono, to je parada, pane Havranek!
Podsumowując: osobiście żałuję, że nie mieliśmy już miejsca w żołądkach by spróbować więcej. Paweł tęsknie spoglądał na lądujące na sąsiednich stolikach szaszłyki i żeberka, ja z przyjemnością zamówiłbym inne rodzaje wareników. No cóż, może następnym razem. Reštaurácia Wiking „Karpatská kuchyňa” to dobre miejsce na dłuższą biesiadę. Obszerne menu kusi dużym wyborem mięs i pierogów, ceny niskie, obsługa gotowa na każde skinienie, bardzo dobre położenie. Warto tu wpaść.
Reštaurácia Wiking „Karpatská kuchyňa” – Námestie osloboditeľov 72, 071 01 Michalovce, Słowacja
Facebook – https://www.facebook.com/restauracia.wiking