Być w Warszawie i nie zjeść kebaba, to jak być w Ciechocinku i nie poderwać kogoś na promenadzie. Podczas tego wypadu udało nam się zjeść w dwóch różnych kebabiarniach.
Do pierwszego miejsca trafiliśmy w sumie przypadkiem. Udaliśmy się bowiem na Rondo Waszyngtona by w przejściu podziemnym spróbować austriackich hot dogów. Niestety – jak na złość skończyły się „Käsekrainer – to wiedeński przysmak, czyli doskonałej jakości kiełbasa wieprzowa nadziewana kawałkami sera ementaler podawana na ciepło w bułce z dodatkiem musztardy lub ketchupu.”
Zawiedzeni wyszliśmy na górę, akurat obok lokalu Faraon Kebab (Francuska 49, wejście Al. Księcia Poniatowskiego). A tam dziki tłum się kłębi, stoliki pozajmowane, przed okienkiem kolejka. Znaczy się – muszą dobrze karmić pomyślałem. Zerkam na talerze – porcje solidne. Więc ustawiłem się w kolejce. I znowu zonk – zabrakło bułek. Na wynos dają tylko w cienkim cieście. Trudno, biorę co jest. Baranina w cienkim, sosy mieszane. 10 zł. Po około 5 minutach odbieram swego kebaba i odchodzę na bok by spokojnie skonsumować.
Ciasto dobrze zgrillowane, chrupiące. Na pierwszy rzut oka warzywa stanowią większość wsadu, ale nie poddaję się i jem dalej. Niestety. Nie zmienia się nic, mięso to zaledwie około 1/3 zawartości.
Smak również rozczarowuje. Kebab jest nijaki, sosy nie są w stanie podbić smaku, bo umówmy się – przewaga warzyw nad mięsem nie daje im pola do popisu. Całość bardzo przeciętna i jeśli mam być szczery, to dla mnie 10 zł za sałatkę kebab wydaje się przesadą. Sałatkę, bo mięso jest tylko dodatkiem. W połowie daję sobie spokój i dokarmiam warszawskie gołębie, które nie są jakoś specjalnie zachwycone moją darowizną.
Drugim odwiedzonym przez nas miejscem był kebab Sahara na Kruczej 51. Zamawiamy baraninę w grubym (ja) i falafel w cienkim cieście (żona).
Kebab w chlebie pita (10 zł). Chleb dobrze zgrillowany, chrupiący, smaczny i gorący. Pierwsza warstwa mięsa nieco chłodna, za sprawą sosów i warstwy warzyw, jakie przedzielają warstwy mięsa. Sosy mieszane, ze wskazaniem na ostry, dobre. Druga warstwa mięsa gorąca. Sama baranina dobrze doprawiona, a paski są długie i grube, dzięki czemu jest ta soczystość, którą tak sobie w kebabach cenię. Mięsa jest dużo, a surówki tylko uzupełniają całość. O niebo lepszy kebab niż w Faraonie, a cena ta sama.
Falafel (7 zł). Niestety, nie dostaliśmy takich falafli prosto ze smażenia, zostały odgrzane w mikrofali, więc były nieco suchawe. Nawet sosy i warzywa nie dały rady ich odpowiednio nawilżyć. Niby smaczne, ale do tego co zjedliśmy w Al Arabic Kebab nawet się nie umywało.
Podsumowując: Faraon Kebab skreślam i wyrzucam z pamięci, do Sahary chętnie wrócę, ale na baraninę.
P.S. W Saharze podano nam pyszną, mocną i słodką herbatkę, a obsługa tam również zasługuje na plusa.