Byliśmy na wizji lokalnej przed eventem w Poroninie, co pozwoliło nam spotkać się z Lady Kitchen. A jak spotkanie z Agnieszką, to wiadomo, że zaraz nas gdzieś zabierze na jedzenie i będzie to fajne miejsce. Nie inaczej było i tym razem. Ale sytuacja wymaga nieco dłuższego wprowadzenia, za co z góry przepraszam :)
Piękny, drewniany dom w góralskim stylu, a w nim gastronomia. Kwaśnica? Pierogi? Jagnięcina? NIE! Kuchnia azjatycka. Pod pojęciem „kuchnia azjatycka” może skrywać się wszystko. Lokale z menu liczącym 150 pozycji, dania oparte na ryżu, tanie i sycące szturmem zdobyły żołądki Polaków na początku lat 90. Nieważne było, że w takim pol-viecie obok siebie egzystowały pozycje zwane „po wietnamsku”, „po tajsku” czy „po chińsku”, nieważne było, że w większości nic wspólnego z kuchniami tych narodów nie miały. Były jak wspomniałem wyżej tanie, sycące i dopasowane pod gust mieszkańców kraju nad Wisłą. Stąd największa popularność słynnych „kuli z żelem”, czyli kurczaka w cieście polanego sosem słodko-kwaśnym. Polacy to od razu zaakceptowali i pokochali.
Przez lata te „azjatyckie bary” wrosły w nasz krajobraz i chociaż w większości wypadków serwowały jedzenie raczej z niższej jakościowo półki, to nadal cieszą się niebywałym powodzeniem. Sam od czasu do czasu lubię do takiego miejsca wpaść. Jeśli idę tam pierwszy raz zwykle zamawiam (o ile są dostępne) zupę pho i kaczkę na gorącym półmisku. Jeśli okażą się dobre, zapisuję sobie takie miejsce w pamięci i od czasu do czasu wracam.
Popularność lokali zwanych w Polsce „chińczykami” czy pol-vietami do tej pory jakoś Zakopane omijała. Sajgonka to pierwszy tego typu lokal w tym mieście i jak się okazało – znaleźli swoją niszę.
W przeciwieństwie do typowych pol-vietów menu ma ultrakrótkie.
Zaczęliśmy oczywiście od sajgonek. W menu są mięsne i warzywne, ale tych drugich akurat nie było, więc zamówiliśmy mięsne. Okazały się pyszne, jedne z najlepszych jakie w tego typu przybytkach jadłem. Usmażone w punkt – chrupiące i nie tłuste, mięso wyraziście doprawione.
Zupy są tylko cztery. Agnieszka wybrała tom yum z krewetkami. Przyjemnie pikantna, kremowa. My poszliśmy w pho. Pho ga, czyli z kurczakiem (tu w wersji małej, około 250 ml) fajna, lekka, pho bo (z wołowiną, wersja duża) wywar miała nieco mocniejszy. Doprawione octem z chili smakowały więcej niż przyzwoicie i zjedliśmy z przyjemnością. Fajnie, że pho podają w wersji północnej, czyli bez całej masy roślinnych dodatków, jedynie kolendra i szczypiorek.
Aga wzięła kurczaka Hong Kong, którego tylko skubnąłem, więc nie bardzo mam co napisać – soczyste mięso w dobrym sosie. Tofu na gorącym półmisku to dobra alternatywa dla osób nie jedzących mięsa. Chrupiąca panierka jest delikatna, dopiero maczanie kawałków tofu w mocnym sosie na którym jest podane robi temu daniu robotę. Samo w sobie tofu byłoby bowiem (przynajmniej dla mnie) zbyt mdłe, tym bardziej że serwowane jest z gotowanym ryżem.
Ja tradycyjnie zdecydowałem się na kaczkę po chińsku na gorącym półmisku i to był bardzo dobry wybór. Chrupiąca skórka, soczyste mięso, dobry słodko – pikantny sos. Nic dodać, nic ująć – w punkt. Do każdego dania oczywiście nieśmiertelny zestaw ryż i surówka z kapusty. Co mnie ujęło – ryż przystrojony delikatnymi, ale pełnymi smaku skwarkami ze słoninki, których większą ilość przyjąłbym z radością.
Podsumowując: lokal cieszy bardzo dużym powodzeniem wśród autochtonów. W sumie nic dziwnego. Po pierwsze stanowi ciekawe urozmaicenie lokalnej gastronomii wśród kebabów, burgerów i lokali z jedzeniem regionalnym. Po drugie jedzenie jest naprawdę bardzo smaczne. Ceny nieco wyższe niż w większości pol-vietów w innych miastach, ale też jakość jedzenia jest tutaj wyższa, lokal mieści się w regionie turystycznym, a poza tym mamy normalną obsługę kelnerską jak w typowej restauracji. Krótkie menu to zaleta, zamiast tworzyć kilkadziesiąt wersji tego samego dania lepiej skupić się na klasykach i zrobić je po prostu dobrze. Bo menu mimo iż krótkie, to i tak oferuje spory wybór. Warto tu wpaść, kiedy poczujecie znużenie kolejną kwaśnicą z żeberkami czy schabowym. Trzymam kciuki, by lokal po pierwszej fali entuzjazmu utrzymał jakość i klientów, bo jak wiadomo pionierzy zawsze maja najtrudniej. Ale wszystko wskazuje na to, że Sajgonka spełnia wszystkie wymogi, by na stałe wpisać się w krajobraz zakopiańskiej gastronomii. I niech tak zostanie.
P.S. W Sajgonce serwują wietnamską kawę na zimno lub gorąco i warto ją sobie zamówić.
P.P.S. Sami określają się jako „prawdziwy chińczyk w Zakopanem”, ja jednak wole pozostać przy określeniu pol-viet ;)
Sajgonka kuchnia Orientalna – Bachledy 32, 34-500 Zakopane
WWW i menu – https://www.sajgonkazakopane.pl/
Facebook – https://www.facebook.com/p/Sajgonka-Kuchnia-Orientalna-Zakopane-61558133513220/