– To, co w tej chwili robimy – rzekł Halski kładąc ręce w kieszenie – nazywa się flanowaniem. – Uhm – przytaknęła Marta bez pośpiechu. – Źródłosłów francuski, czyż nie?… – Tak. Oznacza wałęsać się po mieście bez określonego celu. – Uhm… Nie wiedząc, po co się to czyni i dokąd zmierza. – Wiedząc tylko jedno: że chce się, aby ten stan trwał jak najdłużej. (L.Tyrmand, Zły)
Dziś wpis dedykowany wszystkim lubiącym nocne szwędanie. Gdzie w Warszawie napić się wódki i zagryźć ją porządną zakąską, by następnego dnia nie żałować ? O tym poniżej.
– Co tu wiele gadać, my chcemy iść na wódkę. Może się razem wybierzemy? Bove zwrócił się do żony: Lunia, co ty na to? – Można iść, tylko żeby nie było żadnej rozpusty z naszej strony, a wyzysku ze strony knajpiarzy. (Z. Uniłowski, Wspólny pokój)
Meta Seta Galareta na Foksal to miejsce świetnie znane nie tylko Warszawiakom, ale i przyjezdnym. Sieć ta słynie z doskonałych lokalizacji, tanich przekąsek i alkoholi sprzedawanych w dobrych cenach. Tam właśnie zaczęliśmy. Przekąski zimne i gorące kosztują tutaj 9 zł, butelka wódki (Żytnia) 50 zł. Do połówki zamówiliśmy śledzia w oleju.
Królowo, niech mi pani naleje dużego haka i położy na czymś kawałek śledzia! (L. Tyrmand, Zły)
Śledzik rewelacja. Bielusieńki, więc świeży, mięciutki i doskonale wymoczony, zachował lekką słoność, cebulka miękko-chrupiąca, po prostu bajka. Naprawdę doskonała przekąska i warta tych 9 zł. Na talerzu znalazły się jeszcze dwa koreczki z octu (z ogórkiem). One również doskonale pasowały do zimnej wódki. Do tego masełko i kilka kromek mieszanego pieczywa. Następnym razem skosztujemy więcej, tym razem Meta była tylko otwarciem wieczoru. Wypiliśmy co mieliśmy wypić, zjedliśmy śledzie i ruszyliśmy do
Baru Warszawa na Miodowej 2. Znajdziecie go na tyłach (w podwórku) Baru Warszawa De Luxe na Krakowskim Przedmieściu. Mieliśmy szczęście, bo akurat zwolnił się stolik na zewnątrz. Najpierw jednak do baru, gdzie stoja ubrani „po warsiawsku” barmani. Koszula w kratę, mucha i kaszkiet – sam szyk. Zamawiamy. Żołądkowa de Luxe (pół litra 50 zł), Tatar z przepiórczym jajem (9 zł), Flaki warszawskie (11 zł), Pyzy jak z Różyca (11 zł), Kiełbasa po warszawsku (11 zł) oraz Wątróbka smażona (11 zł).
Drogi dyrektorze – powiedział z przenikliwym uśmiechem gość – nie pomoże panu żaden piramidon. Niech się pan zastosuje do starej, mądrej zasady. Klin należy wybijać klinem. Jedyne, co może przywrócić panu życie, to dwie wódki pod pikantną, gorącą zakąskę. (M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata)
Flaki – wywar bardzo dobry, aromatyczny, pulpeciki w porządku, ale same flaki jak dla mnie zbyt wygotowane.
Tatar – za tę cenę bardzo dobry, warto się skusić.
Pyzy jak z Różyca natomiast okazały się przepyszne. Mięciutkie ciasto, dużo dobrze doprawionego mięsa, polane tłuszczem ze skwarkami jednogłośnie zyskały naszą aprobatę.
Marcin zakochał się od pierwszej łyżki w Kiełbasie warszawskiej. Skrojona w talarki podana została w musztardowym sosie z cebulą, mocno nakminkowanym, leciutko kwaskowym. Pyszne danie i na pewno do powtórzenia.
Wątróbka drobiowa choć wydaje się daniem prostym, łatwym jest do spartolenia. W Barze Warszawa podeszli do tematu profesjonalnie i dużą porcję wątróbki okraszoną jabłkiem i cebulką przygotowali zgodnie z zasadami sztuki. Wątróbka mięciutka i soczysta, odpowiednio słonawa, przełamana słodyczą jabłka była kolejną świetną zakąską. Polecamy.
Wypili trzy ćwiartki wódki, po czym długo siedzieli milcząc, zaś w milczeniu tym było mnóstwo wzajemnych uczuć i kupa zadowolenia. Pierwszy raz pili razem alkohol. Ta chwila wymagała bowiem wielkiej dojrzałości i głębokiego, obopólnego zrozumienia. (L. Tyrmand, Zły)
Na koniec zostawiłem opis miejsca, które zarówno nas, jak i Krytykę Kulinarną wprawiło w drżenie. Co prawda Kaszpir zagroził mi rękoczynami, jeśli opiszę to miejsce, nie chce bowiem by stało się mekką hipsterów. Jednak moim zdaniem hipsteria nie ma czego szukać w Pasji Smaku, bo jak napisał do mnie Maciej Nowak „Pasja Smaku to nazwa z dupy, pretensjonalna i nieużywana. O ukochanym szynku Marka Kwapińskiego mówimy po prostu: U rzeźnika.” A nie słyszałem, żeby jakiś hipster zamienił bagietę z warzywami i kawę na sojowym mleku na wódkę, tatara i kiełbasę, szczególnie podawane na Woli w oparach starej Warszawy. Tu nie ma wi fi, nie grają (nie)modne zespoły, a zamiast tofu zjesz parówki z prawdziwego mięsa. Pan Marek tylko spojrzy na Ciebie i wie, co zaproponować. Wódka na kieliszki? Nie wyglądasz na kogoś, kto wpadł na chwilę. Bierz flaszkę (50 zł). A do flaszki (obowiązkowo) pysznego tatara (25 zł). I śledzia z cebulką (15 zł). Nie od rzeczy będzie skosztowanie parówek (18 zł) czy smażonej kiełbasy, które to wędliny pachną i smakują mięsem. Późną porą pierogi ruskie z ciasta jak u babci, bogato faszerowane serem z ziemniakami, od serca okraszone tłuszczykiem, wprawią cie w euforię. Podobnie jak schabowy z ziemniaczkami i surówką, który w tym miejscu jest prawdziwym schabowym, wielkim, nieprzesadnie rozklepanym, soczystym i solidnym kawałkiem mięsa, w którym panierka chrupie, a delikatna i cieniutka jest jak opłatek. A jeśli chcesz na słodko to zawsze zamówić możesz naleśniki z serem polane śmietaną i cukrem muśnięte. Obowiązkowo skosztować musisz przepalanki podawanej w karafce i nalewanej w kryształowe kieliszki. Tak… To miejsce, które skradło serce moje i podniebienie. Właściciele czujni i opiekuńczy, nie dadzą Ci zginąć z głodu czy pragnienia. Idealne zakończenie wieczoru, siedzenie przy wystawionych przed lokalem stolikach, spożywanie przepysznych darów bożych, podczas gdy ze środka sączą się dźwięki muzyki uprawianej przez weteranów knajpianego grania (na żywo, żadne magnetofony!), raz warszawskie tango, raz przebój typu „Daj mnie tę noc”, to wszystko składa się na obraz knajpy idealnej. Wracał będę. Zarówno Krytyka Kulinarna, jak i Street Food Polska polecają.
Jeszcze kieliszeczek, a ja też dla towarzystwa… I kieliszeczek zagrał, rozbłysnął w świetle księżyca, i kieliszeczek ten pomógł. (M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata)
Pasja Smaku (U rzeźnika) – Wola, ul. Żytnia 64. MAPA.
Podsumowując: Czy nie lepiej wydać ucztę za te dwadzieścia siedem tysięcy, a potem zażyć truciznę i przenieść się na tamten świat przy dźwiękach strun, wśród oszołomionych winem pięknych kobiet i wesołych przyjaciół? (M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata)
Na koniec jeszcze jeden cytat, ku przestrodze: – Cointreau, Śliwowica, White Horse, Siwucha, Orzechówka, Curacao Orange, Hennessy, Ryski Alasz, Sherry, Cinzano… -czytała Marta. – Jest w tych nazwach coś, co pobudza wyobraźnię – rzekł Halski. Właśnie -rzekła Marta. -Przyrzekają one mnóstwo najróżniejszych wrażeń. – W tym tkwi błąd – odezwał się głos z drugiego końca baru: siedział tam, z głową opartą na dłoni, jakiś pan z filiżanka kawy i dużym kieliszkiem czystej wódki przed sobą. Wstał ze swojego krzesełka i zbliżył się do Marty i Halskiego. (…) -Błąd tkwi w tym – rzekł, siadając nieopodal – że za owymi różnorodnymi etykietami kryje się jednakowa, zawsze ta sama treść. -Nie mogę się z tym zgodzić -rzekł barman. -Od pierwszego łyku rozpoznaję każdy gatunek. -Cóż z tego? Smak to właściwość zewnętrzna trunku. To nie ma znaczenia -rzekł pan o zmiętej twarzy. -W rzeczywistości to tak jak z kobietami: każda z nich wygląda inaczej i każda ma do dania identyczne te same rozkosze, radości i troski. -Nie przyznam panu racji -rzekł z uśmiechem Halski. -Jest to bowiem kwestia wyrobionego smaku, który pozwala cieszyć się subtelnymi różnicami. -Młody człowieku -rzekł pan o zmiętej twarzy -to cyniczne, co mówię, ale myli się pan. Z czasem dojdzie pan do tych samych wniosków co i ja. (L. Tyrmand, Zły)
1 Comment