Po pierwszym kontakcie z kuchnią nowoorleańską oraz po części kreolskiej postanowiłem poszukać innych tego typu lokali w Warszawie. Nie znalazłem. Znalazłem za to w Toruniu. Ponieważ pierwszy marcowy weekend przywitał nas pięknym słońcem uznałem, że warto połączyć przyjemne z pożytecznym i pojechać na weekend do Torunia. Restauracja Luizjana zlokalizowana jest pomiędzy Rynkiem Nowomiejskim oraz Wisłą. Lokal urządzony jest w dość eleganckim stylu, także nie ma problemu zabrać tam kogoś nawet na jakieś poważniejsze spotkanie. Nie będę ukrywał, że pojechałem tam z nadzieją na spróbowanie zupy Gumbo, któej jednak już w karcie nie było. Ale skoro nie ma zupy, to nie pozostaje mi nic innego jak na pierwszy ogień spróbować burgera. Wybieram Cajun – 200 g mięsa z karkówki wołowej, mielonej na miejscu , z dodatkiem przyprawy kreolskiej, pomidor, sałata, ogórek konserwowy, czerwona cebula, cheddar, bekon, papryczki jalapeno oraz pikantny sos Cajun. Burger podany jest w towarzystwie frytek oraz sosu Lafayette.
Zacznę od frytek – frytki określę jako poprawne, jednak podejrzewam, że raczej kupne, szkoda, że za późno zauważyłem, że była możliwość posypania ich przyprawą kreolską – myślę, że byłyby zdecydowanie lepsze. Co jest warte odnotowania to sos Lafayette, który mi naprawdę smakował. Nie mam pojęcia co to jest za wytwór – na pewno jego podstawą jest majonez, wydaje mi się, że pewnie jak większość potraw w tym lokalu drugą będzie jakaś odmiana przyprawy kreolskiej. Poprawne frytki wraz z sosem stanowiły już dobry dodatek do burgera. Skład, który napisałem wcześniej to oczywiście kopia ze strony internetowej – w moim przypadku jedynie czerwona cebula była zastąpiona białą, a bekon o ile w ogóle był, to w jakiejś mikroskopijnej ilości. Przed zamówieniem prześliczna kelnerka pyta o stopień wysmażenia mięsa – wybieram oczywiście średni. Burger jest naprawdę pikantny – zarówno papryczki jalapenos jak i mieszanka papryk, pieprzów i czosnku nadały mu świetnego ostrego charakteru. Mięso było wysmażone dokładnie tak jak prosiłem, przy każdym gryzie puszczało z siebie sporą ilość soków, a kształt mięsa sugeruje nam, że burgery są naprawdę ręcznie wyrabiane. Reszta dodatków była jak najbardziej w porządku, warzywa były świeże, na mięsie był dość gruby, ciągnący się plasterek sera, nie ma się do czego przyczepić. Bułka to klasyczne burgerowe pieczywo z sezamem – trzymała całość do końca, jednak nie zachwyciła na tyle, żeby bardziej się o niej rozpisywać. Jedyną wadą tego burgera była tak naprawdę… ilość dodatków, ponieważ przez te wszystkie warzywa, które znalazły się w składzie, temperaturę burgera określiłbym jedynie jako „ciepły”. Podsumowując burgera, za 26zł dostajemy porządnego, dużego oraz bardzo smacznego burgera w towarzystwie frytek i genialnego sosu Lafayette.
Ale skoro jechałem prawie 300 km nie byłbym sobą, jeżeli nie spróbowałbym jeszcze czegoś. Zaciekawiła mnie pozycja Przekąska Luizjana – wyselekcjonowane mięso ze świńskich nóżek i karkówki w chrupiącej panierce z sosem Gribiche.
Od pierwszego gryza stałem się wielkim fanem tego dania. Jego smak określiłbym jak… nóżki wymieszane z niewielką ilością karkówki w galarecie, wrzucone do frytury. Ciepła kulka mięsa wielkości męskiej pięści świetnie komponowała się z zimnym sosem Gribiche, czyli mniej więcej naszym sosem tatarskim. Świetna i sycąca przegryzka do piwa. Za ten frykas zapłaciłem 12 zł.
Tego dnia nie miałem już siły nic więcej zjeść, dlatego postanowiłem wrócić tam rano. Po konsulatacjach z Zorżem padło na Po’Boya, czyli mięsną nowoorleańską kanapkę. Jakiż to smutek zagościł na mojej twarzy, kiedy to okazało się, że kanapka ta dostępna jest tylko w porze lunchu i do tego tylko w dni robocze. Postanowiłem zabić smutki krewetkami. Zamawiam krewetki VooDoo, czyli trzy krewetki zawijane w paski wędzonego bekonu, grillowane w przyprawie kreolskiej, podane z sosem Cajun. Po parunastu minutach widzę tą samą śliczną kelnerkę idącą w moją stronę z talerzem. Zacząłem się cieszyć i… zobaczyłem zawartość talerza. Na danie składają się 3 mikroskopijne ( ok 4-5 cm ) kreweteczki, zawinięte w malutki plasterek bekonu.
Te krewetki nie były złe, jeżeli chodzi o sam ich smak to były naprawdę OK. Lekko pikantne krewetki zawinięte w bekon, który był idealnym kompromisem pomiędzy chrupkością, a surowością. Jednak cena 14 zł, za porcję, której nawet nie poczułem to zdecydowana przesada. Tym akcentem zakończyłem moją przygodę z tym lokalem. Podsumowując, restauracja Luizjana to miejsce na pewno warte odwiedzenia podczas wizyty w Toruniu, obsługa jest bardzo miła, jedzenie bardzo smaczne, jedynie ceny niektórych potraw można uznać za przesadzone. Dobrze o lokalu świadczy ilość klientów, ponieważ byłem tam rano, po południu oraz wieczorem i za każdym razem ledwo udało się wyprosić jakiś ostatni stolik.
Restauracja Luizjana, ul. Mostowa 10, Toruń. MAPA.
Jadł podziwiając urodę kelnerki Marcin Malinowski.