Jak już nadmieniałem we wcześniejszych recenzjach, uwielbiam ryby, mógłbym je jeść w każdej ilości, bez żadnych ograniczeń, dlatego mała ilość lokali specjalizujących się w przygotowywaniu dobrej ryby w Krakowie powodowała u mnie smutek. Ale to powoli się zmienia, jakiś czas temu pisałem o Dorsche a dzisiaj chce Was Drodzy Czytelnicy zabrać do The Dorsz.
Lokal został otwarty dwa tygodnie temu więc jest to bardzo świeża propozycja na kulinarnej mapie Krakowa. Pierwsze wrażenie jest świetne, może witryna nie bije po oczach ale też nie musi, wchodząc do środka od razu zwracamy uwagę na kapitalnie zaaranżowane wnętrze, białe kafelki na ścianach nie rażą, a całość wydaje się przytulna i zachęca do pozostania w środku. Po przejściu większej sali i korytarza z dwoma dwuosobowymi stolikami z prawej strony trafiamy do sali w której nasze posiłki są przygotowywane. Bardzo podoba mi się pomysł przeszklonej lady, za którą wszystko się smaży. Wiadomo, że trzeba będzie ją często wycierać, bo gorący olej po wrzuceniu doń ryby ma tendencję do pryskania, ale jednocześnie pokazuje nam, że lokal nie ma nic do ukrycia, że wszystko jest świeże i przygotowywane pod konkretnego klienta. Ścianę zdobi pisane odręcznie wielkie menu, któremu jednak zapomniałem zrobić zdjęcia. Będziecie musieli się wybrać sami i zobaczyć je na własne oczy.
Zamówienie przyjmuje kompetentna i uśmiechnięta od ucha do ucha obsługa. Przy czym warto zaznaczyć, że uśmiech zupełnie nie wygląda na wymuszony, jak to się często w innych miejscach zdarza. Wybieramy dużą porcję dorsza z frytkami i puree groszkowym podzieloną na dwa talerze. W dziennej promocji, za wszystko płacimy 25 zł i idziemy do stolika w towarzystwie sympatycznego dorsza z numerem, który ułatwia obsłudze trafienie z gotowym zamówieniem do właściwego stolika. Po kilkunastu minutach nasze zamówienie trafia na stół. Powiedzieć że porcja wygląda ładnie i wyjątkowo korzystnie w stosunku cena/ilość to duże niedopowiedzenie.
Na stole czekają na gości sól, pieprz, angielskim zwyczajem ocet, oraz charakterystyczne małe buteleczki ketchupu Heinz. Na początek próbuję frytek, bardzo dobre ale nie rewelacyjne, chyba tyle można o nich powiedzieć, nie wybijają się ponad przeciętność. Ale to nie frytki są gwiazdą tego posiłku. Próbuję ryby i na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Jeden kęs dorsza przywołuje wspomnienia z pobytu w Anglii i próbowania najświeższych z możliwych ryb właśnie w takiej genialnej konfiguracji z frytkami. Jest doskonała. Dopieczona a mimo to soczysta i delikatna, zwarta a jednocześnie pod lekkim naciskiem widelca rozpada się na charakterystyczne płatki. Całości dopełnia najlepsza panierka z możliwych, lekka, nie dominująca smaku ale chrupiąca i pozostająca w pamięci. Moja Partnerka podzieliła w stu procentach mój entuzjazm, stwierdziła nawet, że to najlepsza ryba jaką w życiu jadła. Dodatkowo otrzymaliśmy ciepłe puree choć tak naprawdę pół-puree z groszku, również charakterystyczny i bardzo trafiony dodatek. W smaku bardzo groszkowy, w konsystencji takiej jakiej powinien być, bardzo dobry. Jedynym zaskoczeniem był smak ketchupu, znak smak łagodnego Heinza doskonale i to nie było to, myślę że był to najpewniej jego meksykański kuzyn. Po zjedzeniu swoich porcji poczuliśmy się syci i bardzo zadowoleni.
Podsumowując, w bardzo niskiej cenie zjedliśmy posiłek najwyższej jakości, byliśmy obsługiwani przez niezwykle miłą, kompetentną i nie nachalną panią kelnerkę, w ciekawym, czystym, ładnie urządzonym wnętrzu. Naprawdę ciężko wymagać czegoś więcej. Nie upłynie wiele wody w Wiśle zanim znowu nie stanę w progu The Dorsz na kolejną rybną ucztę. Tym razem zjem sobie Łupacza (Plamiaka), którego akurat w dniu naszej wizyty nie było.
The Dorsz ul. św. Anny 4, Kraków. MAPA
Strona na facebooku: https://www.facebook.com/dorszfishandchips
Rybą zajadał się Michał Turecki.
1 Comment