Wiem, że z ryby można zrobić wiele dań bardziej wykwintnych, ciekawszych, bardziej odkrywczych, ale nigdy nie jadłem czegoś lepszego od tradycyjnego brytyjskiego Fast fooda. Jeszcze niedawno w Wielkiej Brytanii było trzy razy więcej barów serwujących rybę z frytkami niż ‘restauracji’ spod znaku dwóch złotych łuków. Wielka Brytania to kraj wyspiarski, naturalnym jest, że ryby są tam popularne, ale czy w Krakowie, z którego nad najbliższe morze jest kawałek, a najszybsza droga wiedzie wciąż przez Niemcy, można zjeść coś co chociaż przypomina tradycyjne Fish’n’chips?
Będąc na Wyspach trzeba uważać, bo kiedy zamawiamy ten tradycyjny zestaw, osoba która nas obsługuje w 99% przypadków, obficie poleje nasze danie octem. Kogoś nieprzyzwyczajonego może to obrzydzić, zwłaszcza że zapach brytyjskiego octu jest jeszcze intensywniejszy niż polskiego. W uroczej knajpce pod świetną nazwą – Dorsche, ten problem się nie pojawia. Ale od początku.
W Krakowie restauracji typowo rybnych jest jak na lekarstwo, nad czym bardzo boleję. Wiadomo, że położenie w takim oddaleniu od morza nie ułatwia sprawy. Ale ostatnimi czasy coś zmienia się na lepsze, pisałem już o pewnej malutkiej smażalni przy dworcu kolejowym Kraków Płaszów, dzisiaj napiszę z kolei o niewiele większym lokalu znajdującym się w Krakowie przy ulicy Miodowej 31 (narożna posesja z ulicą Jakuba).
Lokal na pierwszy rzut oka robi dobre wrażenie, jest ciepło i przytulnie, obrazy i zdjęcia na ścianach mają nam zasugerować że trafiliśmy do nadmorskiej smażalni. Pani kelnerka bardzo miła ale lekko zakręcona (później okazało się, że była pod koniec swojej zmiany). Na dzień dobry poinformowano nas, że nie ma flądry, nie żebym chciał ją zamawiać, niemniej jednak szkoda. Ja zamówiłem fish and chips, moi towarzysze kolejną porcję, oraz warkocz z łososia w sosie musztardowym i burgera rybnego. Ryba z frytkami pojawiła się na stole może po 10 minutach, warkocz z łososia (który nie był absolutnie warkoczem a jedynie płatem ciętym z fileta) po kolejnych pięciu, najdłużej kazał na siebie czekać rybny burger. Po spróbowaniu mojej ryby przypomniały mi się czasy, kiedy zajadałem się tym przysmakiem nad brzegiem Morza Północnego, porcja wprawdzie nie była aż tak absurdalnie wielka jak te angielskie, ale niczego jej nie brakowało, towarzystwo sosu tatarskiego, puree z zielonego groszku było jak najbardziej na miejscu. Ryba przyrządzona była perfekcyjnie, chrupka ale nie przesmażona panierka, miękki, rozpływający się w ustach kawałek dorsza. Bardzo blisko prawdziwej ekstazy. Grube frytki, a tak naprawdę coś na kształt brytyjskich wedges również idealnie przygotowane. Dodatki także wymagają tego żeby o nich wspomnieć, zarówno sos tatarski jak i puree z groszku – fantastyczne. Próbowałem też łososia i stwierdzam że to bardzo smakowite danie, nieco bardziej restauracyjne niż barowe, sos z gruboziarnistej musztardy bardzo pasował do tej ryby, dufinki bardzo dobre, sałatka w postaci sałaty lodowej polanej winegretem nie była wstrząsająca ale dla mnie w tym daniu w ogóle mogłoby jej nie być. Burgera spróbować nie zdążyłem, ale biorąc pod uwagę, że zniknął praktycznie za dwoma podniesieniami z talerza, a zawierał aż dwa solidne kawałki ryby, to mogę przypuszczać że był świetny.
Podsumowując, można się czepić tego że dania nie trafiły na stół w tym samym momencie, można się czepić że podanie ich na tekturowych talerzykach a sosów w plastikowych jednorazowych miseczkach jest trochę nie na miejscu. Ale przecież to Fast food a nie ekskluzywna knajpa. Plastikowych sztućców też mógłbym się czepić, ale nie chcę, bo ryba którą zjadłem w Dorsche to ryba niemal idealna, do tej pory kiedy myślę o jej smaku to szeroko się uśmiecham. Polecam wszystkim miłośnikom brytyjskiego fast fooda, oraz wszystkim tym, którzy chcą spróbować jak smakuje dobrze zrobiona ryba.
Lokal jest wspólny dla baru kanapkowego Pan Bułeczka w którym można się zaopatrzyć w ciekawe kompozycje kanapek, ale o tym może innym razem.
Dorsche i Pan Bułeczka, Kraków, Miodowa 31 na rogu z Jakuba.
Jadł i fotografował Michał Turecki