Chyba żadnej recenzji nie pisałem tak długo i nie wiązała się ona z tyloma wizytami w opisywanym miejscu. Stan na dziś: dziewięć. I obawiam się, że wcale nie powiedziałem ostatniego słowa. Kluska na Placu wyewoluowała z miejsca, które działało przez jakiś czas tylko w dostawie. Ale wyewoluowała tak pięknie, że nie mogłem obok niej przejść obojętnie. Gdybym był poetą, napisałbym pewnie, że rozkwitło jak najpiękniejszy kwiat. Na szczęście poetą nie jestem. Zatem zanim w kolejnych tekstach opowiem Wam o klasyce i o nowoczesnej polskiej i śląskiej kuchni z twistem, która na co dzień serwowana jest w Klusce, to zacznę od letniej wkładki do menu. Póki wciąż jest aktualna i sami możecie spróbować tych pyszności.
Menu sezonowe Lato zawiera pięć pozycji i, żeby być rzetelnym, spróbowałem ich wszystkich. Po pierwsze chłodnik z botwinki z jajkiem. Jestem wielkim fanem chłodników, ale jem je rzadziej niż bym chciał. Ten Kluskowy był odpowiednio chłodny, miał przepiękny buraczkowy kolor i, choć może nie widać tego na zdjęciu, pełen był warzyw, nie zabrakło w nim również jajka. Na pogodę jaką mamy obecnie za oknem – danie idealne. Pełen smaku płyn i chrupiące dodatki to idealna kombinacja.
W pierwszej części sezonowego menu – w kategorii na mniejszy głód, wybrać możecie również sałatkę z kurczakiem i boczkiem. Młoda sałata rzymska, rzodkiewka, kalarepa, pomidorki, piklowana gorczyca, ser dojrzewający i sos pieprzowo-cytrynowy. A do tego jeszcze miejscowe żytnie pieczywo. I to jest wspaniała sałatka, w której chrupiący boczek konkuruje o pierwsze miejsce na palecie smaków z doskonale przygotowanym, kruchym i soczystym kurczakiem, a warzywa dodają a to nieco słodyczy, a to nieco pikanterii. Do tego chrupiąca sałata i spajający wszystko w całość genialny dressing. O dressingach sałatkowych w Klusce będzie jeszcze nieraz, bo są naprawdę doskonałe i ze zwykłej kupki świeżych letnich warzyw robią doskonałe pełnoprawne danie. Uprzedzam natomiast wszystkich, którzy chcieliby sobie tę sałatkę wziąć na przystawkę. Porcja jest solidna, zupełnie obiadowa. Przeciętnie głodna osoba naje się nią pod korek. No może znajdzie jeszcze troszkę miejsca na deserek. Ale o tym za chwilę.
Kluski śląskie z pesto z botwinki, pleśniowym kozim serem, piklowanymi burakami i pestkami dyni to danie wybitne. Nie wahałem się tego napisać ani przez chwilę. Pisząc te słowa mam usta pełne śliny na samą myśl o tym, jak doskonale skomponowany jest to talerz. Doskonałe, idealnie miękkie i sprężyste kluski śląskie otoczone kwaskowym, świeżym pesto, do tego chrupiące piklowane buraki oraz intensywnie pachnący słony kozi ser pleśniowy o gładkiej konsystencji, do tego jeszcze niewymienione w menu kiełki zielonego groszku i liście botwinki. Każdy kęs tego dania to jak eksplozja różnych smaków w ustach. Różnych choć idealnie się ze sobą komponujących i współgrających. Coś absolutnie niesamowitego. Jest to jedno z wielu dań, których spróbowałem w Klusce specjalnie pod kątem tej i dalszych części recenzji, nie byłoby ono raczej moim pierwszym wyborem. A po spróbowaniu mam ochotę wracać na nie tak często, jak to tylko możliwe. To dowód, że w Klusce znają się na rzeczy, bez dwóch zdań.
Pierogi z jagodami wydają się być klasykiem, którego nie da się zepsuć, za to ciężko wyciągnąć go na wyższy poziom niż średnia. I powiem Wam, że ja osobiście za pierogami to tak niespecjalnie przepadam, a słodkie wybieram już ekstremalnie rzadko. Ciężko mi powiedzieć, co sprawiło, że akurat te tak bardzo mi smakowały. Może to sprężyste, nierozklejające się i stawiające delikatny opór zębom ciasto, a może wspaniale słodkie nadzienie z całymi owocami? A może twarogowa posypka? Sam już nie wiem, ale były to pierogi doskonałe.
Podobnie rzecz ma się ze smażonymi kopytkami. Delikatnymi, miękkimi, z lekko chrupiącą skórką dzięki obsmażeniu. Kopytka te utopione w kremowym twarogu, polane miętową oliwą i posypane truskawkami przestawiły mi jakąś dźwignię w mózgu i przeniosły mnie w czasy, kiedy wszyscy byliśmy szczęśliwi i nie mieliśmy większych problemów. To danie przenosi do dzieciństwa. A za skomponowanie truskawek z miętową oliwą chciałbym kucharzowi uścisnąć prawicę. Doskonały pomysł, wspaniała realizacja.
Na koniec Firmowy deser Kluska z regularnego menu, który jest tak piękny, że musiałem o nim napisać już teraz. Na to małe arcydzieło sztuki kulinarnej składa się pralina z orzecha laskowego otoczona musem waniliowym z białą czekoladą, które razem uformowane są na kształt kluski śląskiej i położone na ciasteczku miodowo-migdałowym. Tej całkiem słodkiej kompozycji na talerzu towarzyszy odrobina jadalnego złota i frużelina z sezonowych owoców (w tym przypadku rabarbarowa). Tego trzeba spróbować samodzielnie, do czego serdecznie zachęcam.
Kluska to miejsce, do którego uwielbiam wracać, to miejsce gdzie wszystko mi do siebie pasuje. Począwszy od najważniejszego – jedzenia, przez świetną obsługę, piękny wystrój, urokliwy zielony ogródek aż po muzykę. Nawet jakbym chciał, to nie mam się do czego przyczepić.
W następnej części opowiem Wam o Kluskowych śniadaniach, a później przyjdzie czas na klasyki z menu stałego.
Michał Turecki
Ceny dań widoczne na zdjęciu.
Kluska na Placu – Plac Szczepański 7, Kraków
Kluska na Facebooku – https://www.facebook.com/kluska.krakow
Kluska na Instagramie – https://www.instagram.com/kluska_krakow/