Ta miejscówka to chyba obowiązkowy punkt do zaliczenia przez każdego, kto odwiedza Nowym Jork i lubi jeść.
Pastrami najprawdopodobniej dotarło do Stanów Zjednoczonych wraz z falą żydowskiej imigracji z terenów dzisiejszej Rumunii i Besarabii w drugiej połowie XIX wieku. Rumuńscy Żydzi, którzy przybyli do Nowego Jorku w tamtym czasie, robili pastrami z piersi gęsich, które były dość tanie. Mostek wołowy okazał się jednak tańszy i z czasem niedroga wołowina zastąpiła gęsinę w procesie przygotowywania pastrami. W 1887 roku, pewien nowojorski rzeźnik, litewski imigrant, zaserwował pierwszą kanapkę pastrami w swojej rzeźni. Kanapka stała się tak popularna, iż przedsiębiorca zamienił rzeźnię w restaurację i zaczął sprzedawać sandwicze z pastrami. A jeśli pastrami w Nowym Jorku to przede wszystkim Kat’z Delicatessen.
Po wejściu dostajemy specjalny bilet, na którym zapiszą nasze zamówienie i kwotę, jaką musimy uiścić przy wyjściu z lokalu. Biletu lepiej pilnować, bo za zgubienie go zapłacimy 50 $ ekstra.
Zanim zamówimy rozglądamy się po słynnych wnętrzach. Czuć tu historię – delikatesy założono w 1888 roku, a w obecnej lokalizacji działają od 1917 (pierwotnie były po drugiej stronie ulicy). Kinomani zapewne również rozpoznają wnętrze, znane chociażby z filmu „When Harry met Sally”.
Zamawiamy klasyczną kanapkę z pastarmi oraz Reubena. Tego drugiego bierzemy jednak z beef brisket. Chcieliśmy bowiem spróbować obu sposobów na mostek wołowy dostępny w Katz’u. Do kanapek podano nam jeszcze pikle, jeśli ktoś potrzebuje przypraw, to stoją na stolikach.
Kanapka z pastrami nie zawiodła. Mnóstwo soczystego, mocno wędzonego mięsa, musztarda i świetny żytni chleb. Nie ma się co rozpisywać, było pyszne. Bardzo dużo dają doskonałe pikle (ogórki kiszone i małosolne), które można wsadzić miedzy kromki lub pogryzać między kęsami kanapki.
A potem wgryźliśmy się w Reubena… Wg Wikipedii Ruben (Reuben) Kulakofsky, z pochodzenia Litwin, właściciel sklepu spożywczego w Omaha, w Nebrasce, stworzył tę przekąskę około roku 1920, kiedy grał w pokera w Hotelu Blackstone. Właściciel tego hotelu, Charles Schimmel, umieścił ją w menu obiadowym restauracji hotelowej. Wkrótce wygrała krajowy konkurs gastronomiczny. Inni historycy, uważają że tego sandwicha wymyślił Arnold Ruben, niemiecki właściciel sławnych niegdyś, nieistniejących już Delikatesów Rubena w Nowym Jorku. Według wywiadu z Craig Claiborne – wynalazł kanapkę ok. 1914 roku. Najwcześniejszą wzmianką, że kanapki te powstały w Nowym Jorku, jest tekst w Theatre Magazine z 1926 roku, który odwołuje się do sandwicha Rubena. Natomiast Alfred Scheuing, szef kuchni Rubena, twierdził, że Arnold Ruben wymyślił sandwicha dla swego syna Arnolda Juniora Rubena w 1930 roku.
Jak było naprawdę, tego pewnie nigdy się nie dowiemy, zajmijmy się więc kanapką. Nasz Reuben Sandwich z beef brisket to była zdecydowanie jedna z najlepszych kanapek, jakie jadłem. Soczysta wołowina, doskonała kiszona kapusta, mocny ser i świetny sos rosyjski – wszystko tutaj grało i pasowało do siebie jak śrubki w Rolls Royce’ie.
Podsumowując: jeśli spytacie, czy warto było wydać 50 $ na dwie kanapki, to odpowiem: TAK. Te kanapki naprawdę warte są swojej ceny. Są nie tylko pyszne, ale też ogromne i spokojnie zastąpią Wam obiad. Poza tym wizyta w tak historycznym miejscu to coś, czego nie da się przeliczyć na pieniądze. Są miejsca, które jadą już tylko na oparach własnej legendy, ale nie Kat’z, tutaj zagrało wszystko – miejsce, smak, atmosfera. Zdecydowanie nie można tego lokalu przegapić, jeśli odwiedza się Nowy Jork.
P.S. Kanapki w Katz’s wcale nie są takie drogie, jeśli porównać ich cenę do paczki Marlboro, która w NYC kosztuje 17.5$. Prawda, że od razu inaczej to wygląda?
Kat’z Delicatessen – https://www.katzsdelicatessen.com
Partnerami wyprawy są:
Polsko – Słowiańska Unia Kredytowa.
Patronat medialny nad wyprawą objął Dziennik Związkowy z Chicago.