Burger, pastrami, quesadilla i donut, czyli food trucki w Pabianicach w relacji Arka - Street Food Polska
close

Burger, pastrami, quesadilla i donut, czyli food trucki w Pabianicach w relacji Arka

0udostępnień

Sobota, dzień startu pierwszego street foodowego festiwalu w moich rodzinnych Pabianicach. Zjechało się grubo ponad dwadzieścia ekip, by pokazać mieszkańcom, że w kraju gastronomiczna rewolucja wciąż trwa. Od rana prószył śnieg, sieknęło i deszczem, wiatr urywa głowę, cztery stopnie na termometrze, aura wybitnie nie sprzyja. Jadałem w gorszych warunkach pogodowych, dam radę. Docieram późnym popołudniem na parking naszego najstarszego centrum handlowego.
To właśnie tu rozgrywa się akcja. Rozglądam się chwilę i atakuję.

Pierwszy cel – Pastrami Summer. Dotarli tutaj aż z Leszna. Mają naklejkę blogową, Żorż mówił, że dobrze karmią, ufam mu. Zamawiam pozycję nazwaną Texas, pozostaje mi czekać około dziesięciu minut na realizację. Wyrobili się nawet szybciej. Dozbrojony w najnowsze piwo z serii Po Godzinach od Browaru Amber, zasiadam przy wolnym stoliku. Rzut okiem na kanapkę. Ładny ten Texas. Buła konkret, żadna tam nadmuchiwana, duża porcja cieplutkiego, pięknie pachnącego pastrami, rozpuszczony ser, plasterki grillowanej cukinii, papryczki jalapeno, sos amerykański. Wisienką na torcie jest ogórek konserwowy. Zdejmuję go z wykałaczki przebijającej kanapkę, wyciągam włócznię, jem. Symfonia smaków, tak mogę najkrócej określić Texas. Wszystko tu gra i huczy. Pastrami klasy premium. Ostrość papryczek podkreśla smak wołowiny, cukinia nadaje gładkości, sos przyjemnie uzupełnia wesołą kompanię. Zjadam w mgnieniu oka. Tak mogę się posiać na co dzień, nie tylko od święta. 

Kolejny przystanek robię w SurfBurger. Patrzę chwilę na ich menu i już wiem. Biorę Double Trouble. Kilka minut czekania, jest i on. Podwójny ser cheddar, podwójny bekon, plastry pomidora, ogórka kiszonego, sałata lodowa, sos musztardowo-miodowy i mistrz ceremonii pod postacią kotleta wołowego 180g. Burger sprawia wrażenie wystraszonego. Nie jest ogromny, do tego otulony szczelnie w papier niczym w kołderkę. Najważniejsze, co ma w środku. Gryzę raz, gryzę drugi. Świeże dodatki przyjemnie chrupią, buła pszenna również, która ku mej uciesze nie rozpada się od sosu. Ten przypomina połączenie musztardy francuskiej z sarepską, plus miodowa słodycz na przełamanie. Bekon dobrze wysmażony, lekko słonawy, jak być zresztą powinno. Ser rozpuszczony, czuć dobrą jakość. Mięso przeciągnięte w kierunku medium well, choć zachowało smak wołowiny, soczystości nieco brak, podobnie jak przypraw. Jest smaczny, zjadam go z przyjemnością, lecz więcej niż 8/10 nie mogę dać.  Pojadłem, popiłem, czas do domu, ogrzać trochę kości. 

Wracam w niedzielę, tym razem w obstawie taty. Choć wiatr nadal dokazuje, wreszcie słońce wyszło zza chmur, temperatura bardziej na plus, tłum mieszkańców pod food truckami. Pora obiadowa w pełni. Tatę kieruję do Pastrami Summer, a sam idę do Cubanos. Chwalą się sporą ilością nagród festiwalowych, a menu ukierunkowane na kuchnię w stylu kubańskim i Tex-Mex zapowiada ciekawe smaki. Waham się chwilę nad wyborem między kanapką o tej samej nazwie co food truck a quesadillą, jednak finalnie wybieram tę drugą. Mają duże obłożenie, muszę poczekać na żarcie. Dzięki obecności znajomych twarzy, nie wiem nawet kiedy, a tu już wykrzykują mój numerek. Odbieram cztery opieczone, cudownie pachnące trójkąty. Pszenna tortilla, żółty ser w ilości hurt, papryczki jalapeno, kolendra, sos salsa i ku mej uciesze, zamiast kurczaka w składzie znalazła się łopatka wieprzowa marynowana w sosie mojo. Wystarczył mi kęs, żeby się zakochać. Najlepsza quesadilla jaką jadłem! Ciężko mi dokładnie opisać smak, bo jest tu ich całą feeria, a co ciekawe, bardzo długo zostają na języku po zakończeniu konsumpcji. Tato wciągnął jeden trójkąt i stwierdził, że nie będzie już więcej nic jadł na festiwalu, bo szkoda mu tego długiego finiszu. 

Mnie jednak wciąż się czegoś chce. Na słodko. Idę do Fresh Donuts. Trafiam na idealny moment. Akurat rozładowali kolejkę. Biorę dwa większe donuty i porcję donutów mini. Finalnie te duże pójdą na wynos, a na miejscu zażeram maluchy. Dziesięć sztuk na tacy. Sześć z nich oblanych białą czekoladą, pozostałe mleczną, obsypane różnokolorowymi posypkami. Cieplutkie. Kompletnie nie przypominają w konsystencji tych sklepowych. Bliżej im do połączenia churros z naszymi racuchami. Zjadam je w mgnieniu oka, ciesząc się przy tym jak dziecko. Takie desery to ja szanuję! Jedyny minus trucka – brak płatności kartą. Da się to jednak naprawić. Zostawiam im dużą okejkę i wytaczam się
z terenu Festiwalu Smaków Food Trucków pełniutki. 

Nigdy nie myślałem, ba, nigdy nawet nie marzyłem, że nad moje miasto kiedykolwiek nadciągnie street foodowa fala i pogromi głód food truckami. Jednak stało się. Co prawda pięć lat po starcie wielkiej ulicznej rewolucji, jednak w końcu. Nie dziwię się kompletnie takiemu rozwojowi wydarzeń. Dziś duże miasta przepełnione są burgerowniami, knajpami ze stekami, lokalami serwującymi kuchnie z całego świata, a takie małe, choć nie najmniejsze Pabianice, wciąż są wygłodniałe i stanowią doskonały rynek dla podobnych festiwali. Oby częściej.

Arek Tysiak

Pastrami Summerhttps://www.facebook.com/Pastrami-Summer-1767297470160762/

Surf Burgerhttps://www.facebook.com/falatejstu/

Cubanohttps://www.facebook.com/cubanofoodtruck/

Fresh Donuts – https://www.facebook.com/FreshDonutsBydgoszcz/

Amerykańskie sieciówki. Część 18 – Cracker Barrel

Tanie lunche w Kielcach. Bistro Objektkulinarny

Dodaj komentarz