Wybraliśmy się w przedostatni weekend października do Katowic. Chcieliśmy się wyrwać z Krakowa, a ja chciałem sprawdzić kilka katowickich multitapów, do których podczas jednodniowych wypadów, jakie do tej pory uskutecznialiśmy, nie udało się dotrzeć. No i bardzo chciałem spróbować śniadań w Bułkęsie.
Tak się jakoś dziwnie złożyło, że do tej pory kilku osobom polecałem śniadania w Bułkęsie, samemu nie mając okazji ich spróbować. Robię to bardzo rzadko, praktycznie nigdy. Moje polecenia zawsze są oparte na swoim doświadczeniu, lub rzadziej na doświadczeniu osób, których wiedzę, smak i rozumienie gastronomii bardzo szanuję. Ale poziomu śniadań w Bułkęsie byłem po prostu pewien. Co nie zmieniało faktu, że chciałem wreszcie móc polecać je z czystym sercem i czystym sumieniem.
W sobotę, na kilka minut przed 11.30, która jest godziną graniczną, po której możemy spróbować już tylko regularnego, bardzo szerokiego menu, pojawiliśmy się w nowym lokalu Bułkęsa. Pojawiliśmy się po raz pierwszy. Pamiętam doskonale ich pierwszy, malutki i bardzo przytulny lokalik, który znajdował się nieopodal. Ten obecny, jest dużo większy, ale mam wrażenie, że jeszcze bardziej dopracowany. A przy okazji nie stracił nic z przytulności. Przytulności o którą dba także obsługa. Od momentu wejścia gość czuje się zaopiekowany. Obsługa wskazuje nam i odprowadza do wybranego stolika, a później na każdym etapie wizyty nienachalnie dba o to, żeby klientowi niczego nie brakowało.
Tak jak wspominałem zasadzaliśmy się na śniadaniowe menu. Ja miałem na oku dwie pozycje z menu, w końcu wybrałem pozycję nazwaną To Nie Jest Croque Madame (ale wygląda podobnie) składającą się z maślanych tostów, pulled porka, mieszanki serów – ricotty i cheddara, jajka sadzonego, dymki oraz sałatki z pomidorkami koktajlowymi i sosem musztardowym. Moje towarzystwo wybrało Omleta z Łososiem składającego się z omleta z 3 jajek, 100 gramów wędzonego łososia, grzanki z pszenno-żytniego chleba, twarożku, pomidorków i koperku. Do tego Flat White i herbata jesienna. Tutaj po raz pierwszy ukłony dla obsługi. Zapytaliśmy jedynie czy jest dostępna jakaś specjalna herbata, bo zawsze Bułkęs kojarzył nam się ze specjalnymi napojami spoza regularnej karty. Okazało się, że na ten moment nie, więc zamówiliśmy Earl Greya. A chwilę później okazało się, że dostaliśmy jednak jesienną herbatę spod lady, która do menu weszła 3 listopada. Jak zwykle wyrywa z kapci, jest pełna suszonych i świeżych owoców oraz soku owocowego i jest po prostu doskonała. Podobnie perfekcyjny jest Flat White.
Oczekiwaliśmy na nasze śniadanie. Po kilkunastu minutach wylądowało ono na naszym stoliku. I od razu zrobiło piorunujące wrażenie. Moja kanapka prezentowała się jak milion dolarów. Omletowi również niczego nie brakowało. Spójrzcie tylko na zdjęcia.
Po spróbowaniu mojego zamówienia zaniemówiłem, po prostu mnie zatkało. Wyobraźcie sobie lekko chrupiące z wierzchu i miękkie w środku pieczywo; najlepszego pulled porka jakiego w życiu jedliście; ciągnący się idealnie ser i lejące się żółtko z perfekcyjnego sadzonego jajka. Wszystko tutaj pasuje do siebie perfekcyjnie, to danie nie ma słabych punktów, idealnie skomponowane i dobrane smaki. A kiedy jeszcze zdecydujecie się polać to wszystko puszystym sosem pierwotnie przeznaczonym dla sałatki, zrobionym na francuskiej gruboziarnistej musztardzie, wasze kubki smakowe po prostu zwariują. To była najlepsza śniadaniowa kanapka w moim życiu i najlepsze śniadanie jakie kiedykolwiek zjadłem. Serio. Rzadko piszę tak kategorycznie, ale tego po prostu musicie spróbować.
Omlet również smakował doskonale, był puszysty i lekki, łosoś był bardzo dobrej jakości i było go naprawdę po kokardki. Do tego kremowy twarożek dopełniający obrazu śniadania doskonałego. Nic bym w tym daniu nie zmienił.
Pierwsza wizyta nas oszołomiła i zachwyciła. Dlatego tym chętniej przyszliśmy sprawdzić, co tam piszczy w ofercie nieśniadaniowej. Tym razem wybór padł na Wege Pankejki z sadzonym jajkiem, grillowanymi warzywami, parmezanem i pesto z suszonych pomidorów. Ja natomiast spróbowałem kanapki sezonowej – Grilok u Michała. Do tego kolejny Flat White i tym razem już zwykły Earl Grey. Kawa była znakomita, herbata również bardzo bardzo dobra. Ale czekaliśmy na nasze późne śniadanie z niecierpliwością. Kilka chwil później wylądowało ono na naszym stoliku.
Sezonowa kanapka z szarpanym wołowym karczkiem, krążkami cebulowymi, bekonem, serem i genialnym majonezem z sosem Worcestershire wyglądała jak marzenie. Zapytałbym retorycznie, czy coś może pójść nie tak w kanapce, w której znajduje się wołowina w jakiejkolwiek formie i krążki cebulowe i od razu sobie odpowiem – Nie, nie może. A już na pewno nie w Bułkęsie. Cudowne mięso, miękkie, niezwykle soczyste, ale jednak stawiające nieco oporu. Robione na miejscu, a nie kupne, chrupiące krążki cebulowe. Idealnie chrupiący bekon – gdyby w Sevre albo gdziekolwiek indziej ktoś chciał pokazać perfekcyjny śniadaniowy bekon to byłby to właśnie ten z tej kanapki. Do tego ciągnący się jak marzenie ser, zielenina i sos dopełniający wszystkiego. Sos spinający wszystkie smaki. Zjadłem i niemal popłakałem się ze szczęścia.
Pankejki wege z doskonałymi, przepysznymi grillowanymi warzywami (na myśl o których wciąż mam usta pełne śliny, kiedy piszę te słowa), z jajkiem sadzonym mocniej ściętym na nasze życzenie i całkiem sporą ilością sera. Do tego naprawdę intensywne w smaku pesto z suszonych pomidorów i mamy kolejną kompozycję marzeń. Coś fantastycznego.
Nie będę ukrywał, że znam się z właścicielką i szefową wszystkiego w Bułkęsie. Udało nam się chwilę porozmawiać podczas naszej sobotniej wizyty i jestem totalnie zachwycony jej podejściem do tego biznesu. Nie ukrywajmy, gastronomia to łatwy pieniądz tylko w głowach ludzi, którzy nigdy nie przyjrzeli jej się bliżej. Poziom dbałości o najmniejsze nawet szczegóły w Bułkęsie jest wyniesiony na absurdalny poziom. Wszystko w tym miejscu, począwszy od samego lokalu, przez niezwykłą jak na obecne czasy obsługę, a skończywszy na kompozycjach w menu zachwyca. Wiem jak ciężko jest prowadzić biznes gastronomiczny w obecnych czasach, ale Sylwia i jej załoga udowadnia, że można gastronomię codzienną, taką dla zwykłych ludzi wynosić na piedestał. Że można ze zwykłego posiłku zrobić wydarzenie, które wspomina się miesiącami i o którym opowiada się wszystkim na około. Kłaniam się w pas raz jeszcze całej ekipie i nie mogę się doczekać kolejnej wizyty.
I jeszcze słowo na koniec – bardzo się cieszę, że Bułkęs nie znajduje się w Krakowie, bo byłbym bardzo biednym i bardzo grubym, ale jednocześnie niezwykle szczęśliwym człowiekiem.
Poniżej podaję ceny z menu, ze względu na to, że jestem posiadaczem Bułkęsowej karty VIP, ceny zostały obniżone o 15%. Ale za takie jedzenie nie wahałbym się zapłacić nawet więcej. To nie jest tylko pokarm. To metafizyczne przeżycie. Jestem dumny, że nasza nalepka wciąż znajduje się na drzwiach tego lokalu :)
Michał Turecki
Ceny:
Omlet z Łososiem – 26zł
To Nie Jest Croque Madame – 30zł
Herbata Zimowa – 15zł
Flat White – 12zł
Wege Pancakes – 26zł
Grilok u Michała – 36zł
Herbata Earl Grey – 8zł
Bułkęs ul. Wojewódzka 21, Katowice
Bułkęs na Instagramie – https://www.instagram.com/bulkeskato/ – szczerze polecam – genialne zdjęcia :)
Bułkęs na Facebooku – https://www.facebook.com/bulkeskato