Irlandia na talerzu – wprowadzenie. - Street Food Polska
close

Irlandia na talerzu – wprowadzenie.

0udostępnień
1 listopada 2021Irlandia na talerzu2639Przeglądy

Zanim dostaniecie kilka wpisów o tym, co w Irlandii zjedliśmy, musimy Was wspólnie z Jerrym trochę wprowadzić w temat.

Kilka miesięcy temu, podczas wizyty w którymś z polskich Irish Pubów, szukałem w internecie genezy jakiegoś dania. I im więcej czytałem, tym bardziej przekonywałem się, że kuchnia serwowana w takich przybytkach jest… kuchnią amerykańską, nie irlandzką. Ok, Irlandia słynie ze świetnej wołowiny, więc steki czy burgery jakoś można usprawiedliwić. Ale brak w menu takich potraw jak colcannon, full Irish breakfast, bacon & cabbage czy Shepherd’s pie był dla mnie niezrozumiały.

Podczas zlotu w Kołobrzegu siedliśmy na chwilkę z Jerrym z Centralnego Biura Smaku i Krzyśkiem ze Złotych Paluchów Churros i temat ten przewinął się w naszej rozmowie. Wtedy Krzysiek powiedział: panowie, kilkanaście lat żyłem i pracowałem w Irlandii Południowej. Jak chcecie to was oprowadzę po tamtejszych knajpach i spróbujecie tradycyjnej irlandzkiej kuchni domowej.

I tak od słowa do słowa 11 października 2021 wylądowaliśmy w Shannon w silnym składzie pod wezwaniem.

W Irlandii spędziliśmy tylko siedem dni, a właściwie pięć, bo dnia przylotu i powrotu nie liczę. Te pięć dni wykorzystaliśmy bardzo intensywnie, zwiedzając i jedząc. I co tu dużo mówić – okazało się, że w Irlandii Południowej znaleźć dania domowej kuchni irlandzkiej wcale nie jest łatwo. Serio. Nie tak to sobie wyobrażałem. Tutaj również dominowała kuchnia amerykańska, brytyjska i sporo potraw włoskich lub bliskowschodnich.

Jeśli miałbym powiedzieć po tym wyjeździe co jest narodowym daniem Irlandczyków, bez wahania wskazałbym…. lazanię wołową. Bo beef lasagne znajdziecie tutaj w każdym lokalu!


Trochę mi było smutno, bo to trochę tak, jakby ktoś z zagranicy przyjechał do Polski i biegał po mieście szukając pierogów lub bigosu. Być może w północnej części Irlandii wygląda to inaczej, ale tam gdzie byliśmy tradycyjna kuchnia irlandzka była niestety w defensywie.

Oczywiście korzystając z faktu, że Irlandię obmywa Ocean Atlantycki i morza Celtyckie i Irlandzkie, zajadaliśmy fish & chips oraz seafood chowder. Dziki dorsz czy łosoś smakują tam zupełnie inaczej niż u nas. No i ziemniaki. Irlandia to kraj ziemniaczany, więc nawet jeśli zamówicie danie, w którym są np. mashed potatoes to i tak często dostaniecie do tego frytki :D

Generalnie kuchnia irlandzka, ta tradycyjna, jest kuchnią wyrosłą z biedy. Ma więc przede wszystkim sycić, dlatego ziemniaki, mięso i kapusta są w tej kuchni podstawowymi składnikami. Takich dań chciałem spróbować, a czy mi się udało? O tym poczytacie w kolejnych częściach cyklu. Jednocześnie uzupełnione one będą o odczucia Jarka, który skomentuje to co jedliśmy z pozycji zawodowego kucharza. Mam nadzieję, że się Wam spodoba taki miks.

A teraz oddaję głos Jerry’emu.

„Zielona Wyspa – magiczne krajobrazy… brak glutaminianu?”

Rozpoczynam swój tekst z pewnym opóźnieniem (przepraszam Żorż…), więc tytuł również nawiązuje do moich aktualnych odczuć. Nie będę na pewno roztkliwiał się tutaj o moich przeżyciach duchowych w trakcie naszej podróży (kto był pewnie wie, o co chodzi), ale mocno chciałbym się skupić i spróbować opisać swoje własne przeżycia organoleptyczne z punktu widzenia kucharza siedzącego tym razem po drugiej stronie, po prostu jedzącego w restauracji. O drobnych rzeczach, na które patrzymy nieco inaczej niż Wy – nasi Czytelnicy (chyba, że te wypociny czyta jakiś Chef – no to pozdro, mordo!)

Magiczne krajobrazy… byłeś? 

…pewnie wiesz o co chodzi, jeżeli nie to zrezygnuj z kolejnej wycieczki na „oll…inkluziw” a się dowiesz i poczujesz, jeżeli liczy się dla Ciebie coś więcej niż upał, tani alkohol, baseny wypełnione chlorem i bemary na śniadania, obiad i kolację. 

W tym miejscu polecam przewodnika Krzysztofa, facet jak dla mnie zostawił na tej wyspie kawałek swego serca i wrócił po nie! Nam dając możliwość przeżycia tego z nim (tudzież Nimi) – DZIĘKUJEMY!

Wracając do tematu…w pierwszych paru dniach jest to raj dla „świadomych, kreatywnych kucharzy”. Miejsce to jest wręcz przeładowane różnorodnością roślin (w ich najlepszej, soczystej postaci), które wyłaniają się z każdego możliwego zakątka. Sami mijaliśmy codziennie po drodze do naszej bazy wypadowej – opuszczony, niski typowy domek w klimacie irlandzkim, z którego roślinność wychodziła na ulicę. Jak się okazało, wyselekcjonowaną i zaskakującą… Mnogość aromatycznych ziół oraz innych jadalnych roślin sprowokowały moją godzinną nocną wycieczkę by skosztować co nieco.

Brak glutaminianu? 

…tak też było, a jak się zorientowałem to szukać zacząłem. A po sprawdzeniu składu pojemnika z sypkim ciemnym sosem (znanej firmy szybkich dań z proszku), jestem pewny, iż regulacja względem ilości soli jest tu objęta restrykcyjnymi przepisami, nie mówiąc o braku typowych wzmacniaczy smaku (aczkolwiek, tego nie sprawdziłem)… WOW! (jedynie w paru miejscach naszego stołowania się wyczułem charakterystyczny posmak MSG)…

…niestety, tak szybko jak się ucieszyłem – tak szybko się zorientowałem, że nasz kraj pod tym względem prowadzi z pewnością inną politykę, wystarczy przecież czytać skład kupowanych produktów (i to nie tylko względem soli i wzmacniaczy…).

Wracając do tematu po raz drugi i ostateczny… w kolejnych paru dniach, odczułem brak autentyczności kuchni irlandzkiej (nazewnictwo rodzimych dań sprawia trudność), menu sklejone pod turystę (i to nie żadnych tam smakoszy…) oraz o dziwo brak jakiegokolwiek zainteresowania roślinnością. Whatever, nie znaczy to że jestem wegetarianinem czy coś tam… 

A mięso mają prima sort (zwierzęta rzeźne żywione właśnie tymi roślinkami, to pewnie wynik braku zieleniny na talerzu?) , nawet w zwykłych marketach jakość przebija każdego lokalnego dostawcę mięsa do przeciętnej cenowo polskiej restauracji. Również dostęp do świeżych ryb oraz owoców morza wprawia w zachwyt. Kraj swoją historią również ma wiele do opowiedzenia (a historia bez dobrej kuchni nie istnieje!) i mam szczerą nadzieję, że znajdzie się może jakiś ktoś i odczaruje kuchnię Irlandii, bo potencjał w niej tkwi nie byle jaki.

 Tyle z tej zawiłości, a tekst powyżej jest jedynie wstępem do dialogu o naszej podróży po Irlandii, pomiędzy Żorżem a mną. 

W POSZUKIWANIU SMAKÓW MŁODOŚCI. CZĘŚĆ 15 – PIZZA U MAGDUSI I TOSTY NA STASZICA

Bułkęs to miejsce magiczne

Dodaj komentarz