Art Cafe – perła w koronie Łańcuta - Street Food Polska
close

Art Cafe – perła w koronie Łańcuta

0udostępnień

Dzisiaj będzie tylko o jednym miejscu. W mieście turystycznym, ale jednak znajdującym się na uboczu. Odwiedzanym przez mnóstwo ludzi, ale wieczorami cichym i spokojnym. Łańcut to piękne miejsce, a jego zamek jest na pewno wart odwiedzenia. Na mnie natomiast jeszcze większe wrażenie zrobiła tamtejsza synagoga i jej opiekun. Dla miłośników tego typu sztuki jest to miejsce obowiązkowe, a przy okazji, jeśli tylko będziecie chcieli posłuchać, usłyszycie absolutnie niesamowite historie. Tylko dla tego jednego miejsca warto zjechać z wcześniej zaplanowanej drogi i odwiedzić Łańcut.

A kiedy już tam będziecie i zgłodniejecie, albo nabierzecie ochoty na doskonałą kawę, skorzystajcie z mojego polecenia i zajrzyjcie do Art Cafe – miejsca, które rozłożyło mnie na łopatki. 

Już od wejścia możecie poczuć wszystkimi zmysłami, że Art Cafe to dokładnie ta kawiarnia, jaką chciałyby być niemal wszystkie inne miejsca tego typu. Zapach kawy roznoszący się po niewielkim choć piętrowym lokalu, słodkości w witrynie, doskonale dobrana muzyka i sztuka na ścianach. No po prostu wszystko tu do siebie pasuje. Obsługa jest przemiła, karta kaw wystarczająco obszerna, a menu jedzeniowe dość krótkie i bardzo rzeczowe. I właśnie to menu przykuło moją uwagę, kiedy szukałem miejsc do odwiedzenia w Łańcucie. Proziaki z wkładką to coś, co poznałem i pokochałem dzięki Bieszczadzkiej Ambusadzie. Tutaj mamy kilka wersji tego przysmaku. Ja nie potrafiłem sobie odmówić Ferdynanda, proziaka z szarpaną wieprzowiną, sałatką coleslaw i sosem BBQ, do którego poprosiłem o dosłownie kilka plasterków jalapeno za dopłatą. Moja Towarzyszka zamówiła natomiast Izabelę z łososiem wędzonym, kremowym twarożkiem, pomidorem i szpinakiem. Do tego Flat White dla mnie i herbata dla mojej Towarzyszki. 

Flat White był doskonały, kawa była bardzo wysokiej jakości. Miejscowa mieszanka herbat została natomiast podana w takiej ilości, że można było ją zaparzyć dwa razy – co też uczyniliśmy – nie było najmniejszego problemu z otrzymaniem wrzątku od obsługi. 

Kilka chwil po napojach, na stole wylądowały nasze proziaki. I już specyficzny zapach pieczywa wymieszany z zapachem mięsa, sałatki i sosu BBQ podpowiadał mi, że będzie dobrze. Jadłem w swoim życiu wiele szarpanych wieprzowin. Ta z Art Cafe znajduje się w pierwszej trójce najlepszych jakich próbowałem. Charakterna, podobnie intensywna w smaku jak w aromacie, z wyczuwalnymi przyprawami, ale jednak przez nie nie zdominowana. Wciąż czujemy, że to wieprzowina, do tego przyrządzona nie na papkę a rozerwana na pojedyncze włókna stawiające delikatny opór zębom. Do tego idealnie grająca w tle sałatka coleslaw z czerwonej kapusty i otulający to wszystko i spinający wszystkie smaki sos. Nie mogę również nie wspomnieć o pieczywie, delikatnym, ale trzymającym całą kanapkę w ryzach do samego końca i po prostu przepysznym. Co to była za kanapka!

Proziakowi z wędzonym łososiem również absolutnie niczego nie brakowało, kremowy serek, świeży lekko kwaśny szpinak i słodki pomidor kontrowały tutaj intensywność ryby, to samo pieczywo radziło sobie równie dobrze z utrzymaniem składników i w tym przypadku do samego końca na swoim miejscu. I smakowało tak samo wybornie. 

Po kilku chwilach nie potrafiliśmy się oprzeć i spróbowaliśmy jeszcze jednej ze słodkości, która uśmiechała się do nas z witryny przy wejściu. Intensywnie czekoladowe, słodkie ciasto z lekko kwaskowym malinowym, kontrującym słodki smak kremem. Takie połączenia smaków uwielbiam.

Do Art Cafe postanowiliśmy wrócić następnego dnia, tym razem na kawę, herbatę i sałatki, które kusiły nas już poprzedniego dnia. Wybór padł na Sałatkę Marszałkowej dla mnie i Sałatkę Grabską dla mojej Towarzyszki. Kawa i herbata były dokładnie tak samo doskonałe jak poprzedniego dnia, z tym większą niecierpliwością czekaliśmy na sałatki. Pojawiły się na naszym stoliku w kilka chwil. Moja sałatka zdominowana była przez chrupiącą (może nawet za bardzo) ciecierzycę, buraka i marynowaną cebulę. Zabrakło mi tutaj jakiegoś słonego akcentu, na przykład fety, która bardzo lubi się z burakami w każdej formie. Ale i tak bardzo mi smakowało. Sałatka Grabska była po brzegi wypełniona idealnie zgrillowanym kurczakiem, do tego świeży szpinak, prażone migdały, ser feta, ogórek, rzodkiewka i najlepszy na świecie rodzaj dressingu sałatkowego – miodowo-musztardowy. Tutaj muszę przyznać, że wybór mojej Towarzyszki był daniem kompletnym, absolutnie bez wad. Sałatką bliską ideału. Ja bym może dodał jeszcze smażony bekon, ale to ja ;)

Art Cafe zrobiło na nas niezwykle pozytywne wrażenie. To piękne miejsce, w którym pracują przemili ludzie, którzy zdecydowanie wiedzą co robią. Art Cafe ma klimat, ma swój czar, którym otula każdego gościa od samych drzwi i nie puszcza długo po wyjściu. Serdecznie polecam Wam przekonać się o tym samodzielnie :)

Michał Turecki

Ceny:

Proziak Ferdynand – 16zł (17zł z dodatkiem jalapeno)

Proziak Izabela – 16zł

Flat White – 8zł

Herbata – 7zł

Sałatka Marszałkowej – 16zł

Sałatka Grabska – 17zł

Art Cafe Galeria Marzenie – Zamkowa 4, Łańcut

Art Cafe na Facebooku – https://www.facebook.com/artcafegaleriamarzenie

Art Cafe na Instagramie – https://www.instagram.com/artcafe.galeriamarzenie

W POSZUKIWANIU SMAKÓW MŁODOŚCI. CZĘŚĆ 16 – CZAR TANICH BARÓW. INKA W OŚWIĘCIMIU I JADALNIA W BYTOMIU

Śniadanie mistrzów w Pastrami Summer

Dodaj komentarz