Lokale ze slow fast foodem wyrastają jak grzyby po deszczu. Proceder z Warszawy zaczął roznosić się na inne miasta, nawet tak skromne jak Olsztyn. Cieszy mnie to, dopinguję każdemu z tych miejsc i trzymam za nie kciuki. Rośnie świadomość konsumentów oraz zainteresowanie. W Olsztynie otworzyła się kolejna budka o nazwie Skrzydełka Buffalo. Właścicielka zapraszała nas na wizytę, więc postanowiłem nie zwlekać.
Przybliżę krótkim cytatem, ich własny opis skrzydełek : „Nasze skrzydełka są smażone w głębokim tłuszczu bez żadnych przypraw – smak nadaje im sos. Oryginalny, sprowadzanych z USA, w różnych stopniach ostrości. Podgrzany z odrobiną masła klarowanego, otula nasze skrzydełka i sprawia, że kawałek kurczaka, którym kiedyś pogardzaliśmy, staje się nie lada rarytasem. Skrzydełka Buffalo podajemy w zestawie z selerem naciowym i własnej roboty sosem Blue Cheese. Całość to finezja smaku szczególnie dla lubiących ostre smaki” .
Docieramy na miejsce późnym popołudniem i jesteśmy jedynymi klientami. Wita nas właścicielka i przybliża odrobinę historię powstania. Dowiadujemy się o pochodzeniu produktów i samym pomyśle. Rzucamy okiem na tablicę, która służy częściowo za menu.
Po chwili namysłu decydujemy się na podwójną porcję 6 sztuk. Jedną z sosem oryginalnym drugą z ostrym. Dodatkowo zamawiamy porcję frytek. Właścicielka daje nam do spróbowania sosów, aby dobrać dobrze ich moc do naszych preferencji.
Gdy skrzydełka trafiają do frytury, mamy czas zapoznać się z krótką historią.
W między czasie gawędzimy o problemach tego typu miejsc. To już stało się zwyczajem, że każdy lokal typu food truck zmaga się z ich całym szeregiem. Ograniczenia padają ze strony władz miasta, bądź wynikają z nieświadomości potencjalnych klientów. Pani Grażyna jest bardzo uprzejma i chętnie opowiada wszystkie fakty. Z racji pogody postanowiliśmy wziąć zamówienie na wynos i zjeść w domowym zaciszu.
Porcje wyglądają zwyczajnie jak na skrzydełka przystało. Pachną aromatycznie i zachęcająco.
Smakują niezwykle dobrze. Pikantne lekko kwaskowe. Sos dobrze łechta kubki smakowe. Są soczyste i nieprzesuszone, panierka spełnia swoje zadanie i chroni mięso. Gdy wyraźne pieczenie daje się we znaki, przełamuję je gryzami selera naciowego z sosem blue. Komponuje się to idealnie, a nie ukrywam, że fanem selera nie jestem. Porcja jest stosunkowo mała. Fenomenem natomiast są frytki, które są zwyczajnie doskonałe ! Naprawdę dawno nie jadłem tak dobrych ziemniaków. Żałuję, że nie wypytałem o nie bardziej i z tego co pamiętam, są ściągane ze Stanów. Wciągnąłem swoją porcję bardzo szybko.
Czas na podsumowanie. Przyczepię się do ceny, która jest odrobinę za wysoka, biorąc pod uwagę małą porcję. Jednakże gdy zabrałem się za przeliczenia, doszedłem do wniosku, że faktycznie trudno by obniżyć ją jeszcze bardziej. Jestem przekonany, że to nie moje ostatnie spotkanie ze skrzydełkami. Fajna alternatywa i urozmaicenie. Trzymam kciuki za Panią Grażynę i jej pomysł. Oby znalazła większą rzeszę fanów !
Tutaj znajdziecie ich stronę na Facebooku.
Jadł, wypytywał, opisał i fotografował dla Was Mateusz Suchecki.