Zawsze podczas moich wyjazdów do Pragi jestem odpowiedzialny za poszukiwanie atrakcyjnych miejsc gastronomicznych i piwnych. Nie inaczej było tym razem. Znając mniej więcej plan zwiedzania przygotowałem sobie listę kilku(nastu) lokali, których oceny na Google, zamieszczone przez użytkowników zdjęcia oraz menu wydało mi się atrakcyjne. W ten sposób trafiłem zupełnie przypadkiem na lokal, do którego pewnie w normalnych warunkach bym nie zajrzał. No bo może nazwa fajna, ale lokal w piwnicy, nieprzesadnie atrakcyjna identyfikacja wizualna, typowe dla czeskich piwiarni menu. Oj jakże bym się pomylił. Tlustá myš karmiła nas i poiła podczas naszego kilkudniowego wyjazdu trzykrotnie, a nakarmiła by pewnie i czwarty raz, gdyby nie to, że musieliśmy w dniu wyjazdu jeszcze przed południem opuścić wynajmowaną kwaterę i udać się w okolice praskiego dworca kolejowego.
Jak już wspominałem, pierwsze wrażenie nie jest może specjalnie poruszające. Logo lokalu i nazwa od razu rzucają się w oczy, ale wnętrze jest generyczne do bólu, podobne do bardzo wielu innych przybytków. Pewnie w wielu okolicznych miejscach można napić się piwa i coś zjeść. Pytanie czy można zjeść tak smacznie, tak dużo i w tak rozsądnych (jak na Pragę) cenach.



Nasza pierwsza wizyta powodowana była kolacją. Po dłuższej pieszo-tramwajowej wycieczce mieliśmy ochotę na jeszcze jeden przystanek, piwo i coś niedużego do jedzenia. Padło na grillowaną kiełbasę z musztardą i chrzanem oraz szopską sałatkę. Mocno uwędzona i średnio zmielona kiełbasa, z ewidentnym elementem tłuszczu wewnątrz w postaci uśmiechających się do użytkownika końcowego półprzezroczystych oczek, została idealnie zgrillowana i podana w najprostszy możliwy sposób – z kleksem musztardy i chrzanu. I naprawdę niczego więcej nie potrzebowała. Zresztą i tak większość zjadłem bez dodatków, bo był to tak dobry materiał kiełbasiany. Nie od dzisiaj wiadomo, że Czesi, podobnie jak Polacy, znają się na przygotowaniu kiełbas, a szczególną estymą darzą parówki. Podana mi kiełbasa na szczęście w najmniejszym nawet stopniu parówki nie przypominała. Była po prostu pyszna.

Szopska sałatka nie zawierała wcale sałaty, zawierała za to mnóstwo czerwonej i żółtej papryki, zielonego ogórka, pomidora oraz ser, który zdecydowanie bardziej przypominał prawdziwą fetę, niż najpopularniejsze polskie podróbki tego sera. Dressing ziołowy tylko dopełniał obrazu całości. Wszystko świeże, chrupiące (z wyjątkiem sera i pomidorów) i bardzo dobre.

A do tego piwo. O czeskiej kulturze picia piwa można pisać epopeje. Prawdą jest, że nikt na świecie nie umie tak nalewać piwa. Z grubą i długo utrzymującą się pianą. Sam napój jest dużo mniej gazowany przez taki sposób nalewania i takie piwo mniej napełnia nasz żołądek zupełnie niepotrzebnym gazem. O smaku możemy pogadać, ale będzie to dyskusja akademicka, bo jak Czechy długie i szerokie każdy Czech, który od czasu do czasu macza usta w jednym z najlepszych napojów na świecie, ma swoje ulubione piwo i bezbłędnie rozpozna z zamkniętymi nawet oczami różnice między Radegastem, Kozelem i Pilsnerem Urquellem. Niby to wszystko wielkie koncerny i przemysłowe warzenie piwa, smakują one jednak, zwłaszcza tam na miejscu, kompletnie inaczej niż najpopularniejsze polskie piwa.

Posiłek tak bardzo nam smakował, że postanowiliśmy następnego dnia pojawić się w tym samym miejscu i skorzystać z menu obiadowego.
Mnie kusiła zupa gulaszowa, moją towarzyszkę gyros z kurczaka. Niestety nasza wycieczka kolejnego dnia nieco się przedłużyła (Praga wciąga), dlatego gdy dotarliśmy na miejsce, gyros już się skończył. Wobec tego zdecydowaliśmy się na zupę gulaszową, a jakże, a do tego znajdujący się w stałym menu obiadowym (w niższej cenie niż poza godzinami lunchu) gulasz wołowy z karlovarskim knedlkiem oraz sałatkę z kurczakiem. Zupa gulaszowa zaciągnięta delikatnie mąką, idealnie gęsta, cudownie mięsna zarówno przez kawałki mięsa jaki i przez sam smak wywaru. Jedynym dodatkiem były ziemniaki i pietruszkowa dekoracja na wierzchu. Uwierzcie mi, smakowała dużo lepiej niż prezentuje się na zdjęciu.

Gulasz wołowy w ciemnym, niezwykle intensywnym, idealnie przyprawionym i zbalansowanym smakowo, pełnym i głębokim sosie, z mięsem rozpadającym się pod naciskiem widelca, a do tego karlovarski knedlik z kawałkami pieczywa w środku, wciągający ten wspaniały sos jak gąbka. No i najpopularniejsza czeska dekoracja dania – biała cebula. Warte zaznaczenia jest również to, że była to całkiem spora porcja z dużą ilością mięsa biorąc pod uwagę fakt, że jest to element menu lunchowego. Powiem tylko tyle, resztki sosu wyjadałem łyżką z talerza. Wspaniałe danie.

Sałatka tym razem zawierała mieszankę sałat, pomidory, paprykę, ogórka i podobny dressing jak dnia poprzedniego, a dodatkowo świetnie przyprawionego i zgrillowanego w punkt kurczaka. Coś co teoretycznie jest bardzo proste, a co bardzo łatwo zepsuć robiąc z fileta z kurczaka niejadalną suchą podeszwę. Tutaj kurczak był idealny.

Ostatnia nasza wizyta w Tłustej Myszy to skupienie się na stałym menu obiadowym i specjalnościach zakładu. Danie o nazwie Mysia Tajemnica okazało się plackiem ziemniaczanym – bardzo drobno zmielonym, chrupiącym na wierzchu, ewidentnie usmażonym tuż przed podaniem – z dodatkiem czegoś co można nazwać leczem z kurczakiem. Nie do końca rozgotowane pomidory, duże kawałki półtwardej papryki, cebula i gęsty intensywny sos, idealny do wycierania z talerza przy pomocy placka ziemniaczanego. Kurczak ponownie miękki i soczysty, nie przegotowany i nie twardy czy suchy.


Placek ziemniaczany z szarpanym wieprzowym mięsem i słodką kapustą był kolejnym daniem, które wyrwałoby mnie z butów, gdybym nie siedział. Jeśli myślicie o czymś w stylu pulled porka, to dobrze myślicie. Długie włókna długo duszonego z najprostszymi przyprawami wieprzowego mięsa, idealnie miękkie, jednocześnie stawiające delikatny opór zębom, do tego kapusta o słodko-kwaśnym smaku i równie chrupiący i świeży placek ziemniaczany. Szczęście.

Wszystkie trzy wizyty to również idealnie nalany i idealnie smakujący Radegast, spróbowaliśmy również lanej z kranu malinowej oranżady, która także była bardzo smaczna. Obsługa, choć nie mówiąca po angielsku, rozumiała międzynarodowy język migowy i najprostsze polskie zwroty.
Podsumowując, jeśli zabłądzicie kiedyś na Malą Stranę, wyrwiecie się z tłumu turystów biegnących z Hradczan na Most Karola i dalej na rynek Starego Miasta, sprawdźcie ofertę Tłustej Myszy. Nie zawiedziecie się. Uwaga, lokal otwarty jest jedynie w tygodniu!
Michał Turecki
Ceny:
- Grillowana Kiełbasa – 84CzK
- Sałatka Szopska – 75CzK
- Zupa Gulaszowa (menu lunchowe) – 39CzK
- Gulasz wołowy z knedlikiem karlovarskim (menu lunchowe) – 154CzK
- Myší tajemství – placek ziemniaczany z leczem z kurczakiem – 185CzK
- Placek Ziemniaczany z targanym mięsem wieprzowym i kapustą – 159CzK
- Radegast 12 0,5l – 41CzK
- Lana Oranżada 0,3l – 21CzK
Menu tygodnia:

Tlustá myš – Všehrdova 547/19, 118 00 Malá Strana, Praga
Strona internetowa – http://www.tlustamys.cz/
Facebook: https://www.facebook.com/TlustaMys/