Wiele o tym miejscu słyszałem, polecali je zaprzyjaźnieni food truckowcy, chwalono je na blogach, a mnie bardzo spodobało się to, co piszą na swoim fan page: Okołośląski streetfood, restauracja okołoregionalna :)
No jak street food, to nie mogłem tam nie wejść! Poszliśmy we czwórkę: ja, moja małżonka, Maciek z Beef Bros. i Marta z Restaurantica.pl, która była tam już dzień wcześniej na żurku i bardzo ów żurek chwaliła.
Żurownia mieści się w kamienicy, w przerobionym mieszkaniu. Jest klimatycznie:
Zerkamy w menu i … serce mi się kraje, bo chciałbym spróbować wszystkiego i, mimo iż karta krótka, wiem, że nie dam rady. No trudno, będzie okazja by wpaść tam powtórnie :)
Zdecydowaliśmy się na dania z karty głównej. Na start dwa żurki w kubku i dwa z borowikami. Żur do picia jest idealnie kwaskowy, jakby stworzony na kaca. Pyszny!
Żur z borowikami to już poważna porcja. Znajdziemy w nim nie tylko kawałki borowików, ale i ziemniaki. Nie ma tak wyczuwalnej kwaśności, jak ten w kubku, ale czaruje głębokim smakiem zakwasu i aromatem grzybów. Powiem wprost: to chyba najlepszy żur, jaki jadłem! Można dobrać do niego różne dodatki, jak jajko, kiełbasa, śmietana czy chrzan i następnym razem chętnie go wzbogacę. Ale i taki bez dodatków był przepyszny!
Maciek zdecydował się na Grubiorza. Pod tą nazwą kryje się danie tak proste, że nieomal prostackie. Bo jak inaczej nazwać połączenie kaszanki, boczku, cebuli i ziemniaków? A jednak… A jednak w tej prostocie siła! Jak wiele dań kuchni śląskiej w założeniu ma mocno nasycić jedzącego i być tanie w przygotowaniu. I Grubiorz spełnia te założenia w 100%. Smakuje przy tym cudownie – doskonale doprawiona kaszanka wymieszana z cebulką i soczystym boczkiem, przykryta kremowym ziemniaczanym puree trafia do pieca, gdzie zostaje zapieczona. Całość smakuje obłędnie, syci pod korek, a mimo to chce się więcej i więcej!
Kusiła mnie kiełbasa, kusiły śledzie, ale ostatecznie, podobnie jak Marta, wybrałem Kulebele. Uwielbiam kluski śląskie, więc po prostu musiałem spróbować ich w tej wersji. Tradycyjne kluski śląskie są bez nadzienia, tutaj w formie nadziewanych kul w towarzystwie modrej kapusty i kapusty zasmażanej. Obie kapusty przepyszne i idealnie doprawione. A kulebele? Pozamiatały mnie. Ciasto takie jak uwielbiam – lekko kleiste i miękkie, obficie nadziane wołowiną z kiszonym ogórkiem, boczkiem i cebulą. Całośc polana sosem pieczeniowym. FENOMENALNE!
To jest coś, czego będąc w Żurowni koniecznie musicie spróbować. Jeśli jednak wersja kluskowa wydaje się Wam zbyt ciężka, to koniecznie sięgnijcie po Hajera. Wybrała go moja żona, a my próbując kiwaliśmy z aprobatą głowami. Hajer to tortilla robiona na zakwasie z żuru, chrupiąca i delikatna, nafaszerowana obficie składnikami z kuelebeli: mięciutka, dobrze doprawiona wołowina, boczek, kiszony ogórek, cebula, kapusta zasmażana i czerwona kapusta. A wszystko to dobrane w ilościach idealnych, dających dużą radochę z jedzenia Hajera. Polecam!
Podsumowując: Żurownia okazała się jednym z najciekawszych miejsc, w jakich byłem. Niby kuchnia do bólu prosta, ale pełna niesamowitych smaków. Niby smaki te są doskonale znane, ale tutaj podane zostają w jakiś wyjątkowo smaczny sposób. To miejsce, do którego chce się wracać i ciągle próbować kolejnej pozycji z karty. Ja na pewno będę wracał przy każdej okazji, bo po prostu się zakochałem w ich kuchni. Polecam zdecydowanie każdemu, kto chce spróbować śląskiej kuchni z duszą, każdemu kto szuka smaków prostych i pysznych, każdemu kto lubi dobrze zjeść.
P.S. A żurek kupiłem sobie do domu, słoik 300 ml zakwasu kosztuje jedyne 3 zł.
Żurownia – Ligonia 16, Katowice
Facebook – https://www.facebook.com/zurownia/