Nie wiedziałem, że wśród moich Czytelników są tacy, co nie jedzą kebabów. No naprawdę, w życiu bym nie przypuszczał, że ktoś może kebaba nie lubić! A tu proszę! Na szczęście Mateusz Suchecki wybierał się do Warszawy i poprosił o polecenie kilku miejsc wartych odwiedzenia. Przypomniałem sobie, że kilka razy miałem wpaść na kebab do Amrita i nigdy nic z tego nie wyszło. Napisałem mu więc, że kebab ten polecało mi sporo osób i może warto, żeby m.in. tam się udał. Mateusz poszedł, a co z tej wizyty wynikło przeczytacie poniżej:
Nie lubię kebabów, nigdy za nimi nie przepadałem. To nie jest moje jedzenie : forma, postać, podanie, zaangażowanie. Przez długi okres czasu unikałem kebsów, ba pogardzałem nimi samymi jak i osobami które je jedzą. Dlatego polecony mi przez Żorża Amrit w Warszawie był planowany przeze mnie na ostatnim miejscu do odwiedzenia. Wcześniej zrobiłem sobie mały research, sprawdziłem miejsca ich lokali, cennik, menu. Wszystko brzmiało całkiem zachęcająco, wręcz kusząco. Postanowiłem przekonać się na własnej skórze.
Wysiadłem na skrzyżowaniu Alei Solidarności, dostrzegłem z szyld lokalu i ruszyłem spokojnie w tamtym kierunku. Gdy znajdowałem się niecałe 5 metrów od wejścia zaciągnąłem się miejskim zapachem i cholera odurzył mnie przepiękny zapach bliskowschodnich przypraw i pieczonego mięsa. Uśmiechnąłem się pod nosem na tą wyjątkowość, bo chociaż byłem po wietnamskim śniadaniu mój zmysł zapachu mocno nakręcił kubki smakowe. Otwieram drzwi i wchodząc do środka dziarskim krokiem łapię się za głowę. Jest sobotnie południe okolice godziny 12 a wnętrze lokalu jest zabite ludźmi po brzegi ! Spoglądam na twarze, widzę dzieciaki w wieku przedszkolnym i babcie wcinające kebaby !! Oczy wychodzą mi z orbit kiedy staruszka na oko 70 z ogromnym smakiem pożera kolejne kęsy kebaba zawiniętego w pitę.
Nigdy nie widziałem czegoś podobnego więc wiem, że trafiłem na odpowiednie miejsce i nie będę tego żałował. Kolejka pod ladą jest ogromna, widzę jak w ukropie kręci się przy niej obsługa. Mam czas, żeby spojrzeć na ladę na której wyłożone są potrawy, wszystkie w stylu bliskowschodnim muszą wyglądem. Mam ochotę spróbować kilka rzeczy jednak przyszedłem tylko na kebsa i z nieukrywanym żalem zamawiam: małego w picie z baraniny. Cena 11 złotych. Międzyczasie podpytuje obsługę o dania za ladą, można zjeść cielęcinę, baraninę. Łałł jestem zaskoczony, obsługa opowiada wszystko z uśmiechem i uprzejmością. Widzę jednak lekkie zdenerwowanie ciągle powiększającego się tłumu za mną więc odbieram paragon i idę szukać miejsca. Po kilku minutach, które spędziłem na kontemplacji lokalu, obsługa krzyczy numerek mojego paragonu i odbieram moją kanapkę. Wygląda dobrze, pachnie jeszcze lepiej. Jak pies obwąchuję go z każdej strony i sycę się pięknym zapachem.
Bez zastanowienia wgryzam się w niego z pożądaniem. Jest super, pita jest idealna, doskonale przypieczona. Mięso cholernie soczyste i aromatyczne. Czuć smak przypraw. Z ciekawości wyciągam jeden pasek mięsa i próbuje samego. Tak, jest naprawdę dobre, co najważniejsze czuć soczystość, co dla mnie jest ważnym wyznacznikiem jakości mięsa w kebabach.
Surówki komponują się z resztą, nie zakłócają. Sos jest świetny, wziąłem mieszany. Nie wypływa, nie kapie, dobrze nawilża całość równocześnie prawidłowo podkręcając smak.
Nie mam żadnych negatywnych argumentów, jestem bardzo zadowolony, zjadłem smacznie i mocno zaspokoiłem głód. Jestem szczęśliwy gdy patrzę na tak wymieszaną klientele i wszyscy są zadowoleni jedząc swoje porcje. Można robić dobre jedzenie w takiej formie i cieszyć nią ludzi co jest dla mnie ważne. Lokal zdobył moje serce. A kebab ? Cholera uwiódł mnie !
Autorem wpisu i zdjęć jest Mateusz Suchecki.
Zgadzasz się z nami? Nie zgadzasz? Masz własną opinię? Skomentuj ten post!
Opinie wulgarne, wyglądające, jak nachalna reklama, reklamy itp. będą usuwane.
Opinie wulgarne, wyglądające, jak nachalna reklama, reklamy itp. będą usuwane.
Ha! Dobry kebab nie jest zły. Mój mąż jak tylko do Polski wjeżdża to krzyczy o kebaba, bo w Polsce najlepsze robią:))
Wiadomo – kebab nasze danie narodowe :D
Polemizowałbym z Twoim mężem.
Najlepszego kebaba jadłem w Bochum. Smak ciasta – sakiewki z aromatyczną baraniną i suszonym, bardzo pikantnym kozim serem w środku mam nadal na języku. To było doznanie wręcz religijne.
Znam też kebaby na frankfurckim Sachsenhausen, które wyprzedzają wszystkie, które jadłem w Polsce na mile.
W Polsce można zjeść bardzo smaczne, ale jednak będę stawiał na zagraniczne jeśli chodzi o rankingi.
Naturalnie gust każdy może mieć inny (np. w Warszawie do kebaba dostaniesz sos łagodny, ostry albo mieszany, a już w Poznaniu konieczny jest sos czosnkowy, najlepiej na jogurcie z majonezem, nie mówiąc o Pułtusku, w którym do kebaba dostałem musztardę i keczup) i najważniejsze, żeby cieszyć się jedzeniem :)
Naprawdę są tacy co nie lubią kebaba, ja też nie przepadam :-)
ja też nie jadam!