Wizyta w Rzeszowie. Teraz mogę już zdradzić, że owocna i 24-25 września organizujemy tam pierwszy zlot food trucków. Jednak dzisiejszy wpis traktuje o czymś innym. Skoro już w Rzeszowie byliśmy, nie mogłem przegapić okazji, tym bardziej, że Szymon postawił sprawę krótko: stary, nie wyjedziemy stąd dopóki nie zjesz kultowej zapiekanki na dworcu! A więc przed spotkaniem wizyta na Dworcu Głównym, gdzie znajduje się bar STS:
Mała dygresja – w okolicach Placu Dworcowego ma się wrażenie, że mieszkańcy Rzeszowa żywią się głównie zapiekankami. Takiego nagromadzenia budek z fast foodem nie widziałem już dawno. A jednak tylko do okienek STS ustawiają się kolejki.
Odniosłem wrażenie, że mając tam dwa punkty (drugi kilkanaście metrów dalej) zdominowali rynek zapiekanek. Ten banner świadczy o tym wyraźnie:
A teraz do rzeczy. Najpierw rzut oka na menu. Najpierw wydawało mi się, że albo cofnąłem się w czasie, albo w Rzeszowie ceny podaje się w euro:
Ale nie. To ceny w złotówkach i jak najbardziej aktualne. Więc nie przedłużamy tylko zamawiamy. Oczywiście zapiekanki z dodatkami. Dłużej czeka się w kolejce niż na odbiór, wydawka idzie bardzo sprawnie. Są! Wyglądają tak, jak jeszcze kilkanaście lat temu podawało się w Polsce klasyczne fast foody – na zapiekance z grzybami i serem ląduje masa dodatków – kukurydza z puszki, świeży ogórek, świeży pomidor, dużo szczypiorku, dwa sosy.
Przyjąwszy pozycję pozwalającą na zjedzenie bez upaćkania ubrania (pamięć mięśniowa jest niesamowita, po tylu latach nadal pamiętam jak jeść długie, przybrane masą dodatków i sosów bułki!), nieco bez przekonania wbiłem zęby w zapiekankę. Wbiłem raz, wbiłem drugi i nie przestałem do ostatniego okruszka. Bo wiecie co? To było, cholera, dobre! Tak, to nie jest zapiekanka gourmet, to ciągle jest fast foodowa zapiekanka z tanimi dodatkami. Tak, to nadal jest typowy uliczny klasyk, jakie niejednokrotnie ratowały mi życie podczas nocnych powrotów do domu w czasach, kiedy prawdziwy street food jeszcze w Polsce nie istniał. A jednak ma w sobie to COŚ. Ten smak… To było skok na główkę w dziurę czasoprzestrzenną do lat 90ych XX wieku! Bułka idealna – miękka, nie sucha, grzyby i ser smakują… tak jak powinny. Dodatki nie tylko nie przeszkadzają, ale wręcz podnoszą frajdę z jedzenia. A ostatnio jestem raczej minimalistą, szukam ulicznych przekąsek o jak najbardziej klasycznym składzie. Co mogę powiedzieć więcej? Za 4.90 zł (SŁOWNIE – CZTREY ZŁOTE DZIEWIĘĆDZIESIĄT GROSZY) nie tylko odbyłem podróż w przeszłość, ale podróż ta sprawiła mi wiele radości. Ponoć te zapiekanki najlepiej smakują nocą, jedzone podczas powrotu z melanżu. Nie wątpię. Ba! Jestem tego pewien, bo ja też najchętniej jadałem takie fasty nocą. Jednak i w świetle dnia nie mam im nic do zarzucenia.
Jeśli będziecie w Rzeszowie i chcecie przypomnieć sobie młode lata, koniecznie odwiedźcie jedno z okienek pod szyldem bar STS. Jeśli urodziliście się po 1990 roku, spróbujcie, jak smakowało uliczne jedzenie w epoce, kiedy jedynymi food truckami były STARY i NYSY sprzedające kiełbasę i kurczaka z rożna na giełdach samochodowych. Nie wiem, jak smakują tam inne fast foody, ale zapiekanki to naprawdę obowiązkowy punkt podczas wizyty w stolicy Podkarpacia.
Facebook: https://www.facebook.com/zapiekanki-przy-dworcu-w-Rzeszowie-121425527896294