Niektórzy ludzie zaczynają pracować w nocy. Naprawdę… Wstajesz o 4:00 i w mroku, zimnie oraz innych niedogodnościach jedziesz w trasę. Zdarza mi się. Zwykle dwa razy w tygodniu. Wtorek był tym przeklętym dniem, śniadania wtedy oczywiście nie zjadłam (o tej porze to jeszcze kolacja dawała o sobie znać). Dojeżdżając do Kalisza poczułam, że to już pora, czas coś wszamać. Od znajomych wiedziałam, że na al. Wolności jest kawiarnia/lunch bar, który ostatnio przeszedł pozytywną metamorfozę. Cafe Calisia. Więc jadę.
Dobrze oznaczone miejsce w ładnej okolicy (nad rzeką, przy alei drzew). Wchodzę do środka i od razu się jakoś tak pozytywnie zrobiło. Słońce wpadało przez wielkie okna, wystrój artystycznej kawiarenki, z dużymi retro fotelami i mnóstwem książek – strefa uwolnionej książki, czyli można sobie wziąć do domu i nie oddawać (a co w tym kraju jest teraz za darmo?).
Wnętrze jest dość stare, miejscami ściany są obdrapane, podłoga poprzecierana, ale ma to swój urok. Wcześniej podobno była tam wypożyczalnia DVD i kafejka internetowa (więc zmiany rzeczywiście duże i baaaardzo pozytywne). Lada chłodnicza ukazuje tarty wytrawne (za 6zł), babeczki, desery, galaretki, tabliczki z cenami sugerują, że mój budżet nie ucierpi na tym posiłku. Może jestem przyzwyczajona do „poznańskich” cen, ale bez przesady, Kalisz to nie takie małe miasto. Menu zwięzłe (bez określeń typu: podane na pierzynce serowej z subtelnym pomidorowym akcentem i włoskim aromatem ziół, o nie! Po prostu – ciabata z mozarellą i pomidorem). Propozycje głównie śniadaniowe i lunchowe + ciasta i desery. Ciabaty na ciepło, gzik (z kaliskiego sera), owsianka, granola z jogurtem (też kaliskim), tosty, omlety, jajka itp. Promują lokalne produkty, fajnie.
Każde śniadanie za 7 zł w zestawie z kawą lub herbatą! Rewelacja, czasem za tyle to nawet kawy zwykłej nie kupisz. Biorę owsiankę, ciabatę z pesto i mozarellą, no i mocna kawa do tego. Tarty i muffiny też wyglądają obiecująco, ale już nie zmieszczę.
Pewnie żaden facet nie wziąłby owsianki na śniadanie, ale ja uwielbiam (mimo, że czasem słyszę „jak Ty możesz takie papki dla niemowląt jeść?!”). Miła pani przynosi miseczkę i od razu czuję aromat cynamonu. Solidna porcja płatków, starte świeże jabłko, rodzynki, cynamon i cukier trzcinowy, gdybym chciała dosłodzić.
Wszystko wygląda, jakbym przyrządziła w domu. Gorące i pachnące. Bardzo smaczne, praktycznie niesłodkie (stąd ten dodatkowy cukier). Proste, ale jakże poprawne w swej prostocie. W trzy minuty miseczka była pusta.
Potem dostaję ciabatę i kolejne pozytywne odczucia. Zwykły kawałek dobrego pieczywa, z pesto, świeżym pomidorkiem i mozarellą, zapieczone, gorące i pachnące. Żadnych udziwnień, ale przygotowana na poczekaniu, ze składników dobrej jakości (to subiektywna opinia moich kubków smakowych) i to wystarczy (cena 6 zł).
Znowu proste, znowu przesmaczne. Wydaje się, że prostota w tym lokalu rządzi. Dopijam sobie kawę i obserwują ludzi, a co! Poobgaduję ich trochę sama do siebie. Przeważają młodzi, którzy chyba na chwilę wyrwali się z pracy, z laptopami czy tabletami (ach ta technologia ;), zajęci kompletnie, nie słyszą pewnie chill-outowej muzyki w tle. Na wynos biorę muffinę – jeszcze ciepła (cena 3 zł). Przyjdźcie tam przed dziewiątą to też taką dostaniecie. Codziennie są inne, ja trafiłam na piernikową, bardzo aromatyczna. Wilgotna, puszysta, idealnie upieczona, od razu skojarzyła mi się ze świątecznymi słodkościami.
Wielkim plusem jest to, że już od 8:00 rano przywitają nas tam kawą i śniadaniem. Wtedy taki ktoś jak ja, kto wczesnym rankiem pokonuje daleką trasę, lub zwykły kaliszanin idący do pracy, może wejść i się posilić. Widać, że to miejsce dopiero się rozkręca, ale jedzeniu nic nie można zarzucić. Nie wiem jak propozycje lunchowe, np. sałatki (8 zł za dużą) czy zupy (6 zł) bo próbowałam tylko śniadań, ale chętnie się wybiorę i skosztuję.
Cafe Calisia, Aleja Wolności 6, Kalisz MAPA
O 4 rano wstała by dla Was opisać i sfotografować Anka Poznanianka.