Od wczoraj do przyszłego wtorku w Burger King dostępny jest Angriest Whopper. Jest to limitowana oferta, burgera zjeść można tylko przez tydzień. Nie mogliśmy tego przegapić i dziś macie okazję przeczytać trzy opinie na temat podobno najostrzejszego sieciowego burgera.
To było w piątek. Tak, zeszły piątek. W przerwie na kawę scrollowałem tablicę na Facebooku, przeglądając świeżutkie treści. Tu się ktoś rozwodzi, tam znowu rozprawa o demokracji, parę linków do modnych utworów, Michał dostał bon na Angriest Whoppera, znowu jakieś linki, znowu bitwa domorosłych politologów. ANGRIEST WHOPPER? Co to jest Angriest Whopper i dlaczego ja to chcę? Z ciekawości wróciłem się aż kilka postów wyżej, by od razu kliknąć w zdjęcie zaproszenia do Burger Kinga. Termin realizacji między 12 a 19 kwietnia. Krótko jakoś. Otwieram nety, szukam informacji. No mają dziady nowego burgera, ale się jakoś nie chcą chwalić. Ani mi nigdzie reklama nie mrugnęła, ani radio nie informuje. Co jest? Burger King postanowił zrobić tak super speszyli limited werszyn of Whopper, że chętni sami musieli szukać informacji. Jest to jakiś pomysł. Mój pomysł był za to jeden – w dzień premiery jadę do najbliższego BK i zjem tego czerwonego dziadygę. Ma palić w mordę? Ewidentnie coś dla mnie. Jak sobie w głowie ułożyłem, tak zrobiłem.
Wtorek po pracy. Mój brzuch domaga się porządnego żarcia, a ja jeszcze w drodze do restauracji. Kurs – CH Sukcesja. Wpadłem zdyszany do centrum handlowego, bo mi się za wcześnie wysiadło z transportu, a że ciepło i pachnie wiosną, spacer dobrze mi zrobił. Szybki zrobił aż za dobrze. Jeszcze jedno piętro, myk po ruchomych schodach w kierunku food courtu. Jest Burger King. Całe szczęście żadnych kolejek. Rozglądam się po menu i nie widzę informacji o Angriest Whopperze. Dziwne. Pytam się obsługi, czy mają. No mają! Biorę oczywiście w zestawie. Cena za tę przyjemność 23,95 zł. Oczekiwanie zajmuje mi około pięciu minut. Mam Cię czerwony gnojku. Siadam, próbuję fryteczkę, łyk Coli w wersji Zero, bo muszę być fit i wchodzi główne danie. Bardziej rozrywam, niż otwieram pudełko z Angriest Whopperem.
W tym momencie zwalniam tempa. Mój burger chyba śpi. Otulony tak ładnie papierem, jak kołderką. Wstawać! Badanie! Zaglądam do wnętrza buły. Całkiem ładny kotlet, na nim plaster sera pociągnięty po całości sosem, krążki cebulowe w panierce, jalapeno, sałata, sporo pomidora, kapka majonezu dla złagodzenia ostrości. Buła oczywiście czerwona, posypana sezamem. Jak głosi legenda, swój kolor zawdzięcza również ostremu sosowi.
Nie ma co rozprawiać. Jem. Pierwszy gryz, drugi gryz. Czuję delikatnie wołowinę, przebija się ser, świeże dodatki, a po chwili dołącza do nich pikantność sosu i jalapeno. Kolejny gryz. Robi mi się cieplej, aż zdejmuję bluzę. Nie pali żywym ogniem, nie zwęgla tkanek, ale ma charakterek. Świetnym pomysłem są krążki cebulowe obtoczone w panierce. Zamknięta jest w nich specjalnie hodowana Angry Onion, która od momentu wypuszczenia korzeni przechodzi specjalne szkolenie, by uwolnić swój gniew na konsumentach. Więcej znajdziecie w filmiku na You Tube. Muszę przyznać, że kompozycja fajnie się zgrała, a mnie z końcem tej łapczywej degustacji zaczęło się robić trochę smutno. Zaraz się rozstanę z Angriest Whopperem i niestety nie prędko znów się spotkamy. W końcu to limitowana edycja, która jest smaczkiem niedostępnym w regularnej ofercie. Szkoda.
Pochłonąłem do końca frytki, wypiłem Pepsi do ostatniej kropli, zebrałem majdan. Jeszcze papierki z tacy do kosza. Miło było. Całkiem składny ten Angry Whopper, choć zdecydowanie zabrakło reklamy, bo byłby hit sprzedażowy. Może uda nam się jeszcze spotkać z czerwonym draniem, ale teraz muszę go ocenić. Skala klasyczna, maksymalnie da się wyciągnąć dychę. Biorąc pod uwagę inne kanapki znajdujące się w Burger Kingu i fast foodowej konkurencji, wystawiam 8/10. Było smacznie, sycąco, ale zabrakło mi mocy zaklętej w ostrym sosie. Owszem, przypsnął nieco kubki smakowe, ale zabrakło mi całopalenia. No lubię. Nie zmienia to faktu, że polubiłem się z Angry Whopperem i mogę go śmiało polecić. Aha. Macie czas do 19 kwietnia. Potem burger zapada się pod ziemię i nie wiadomo, kiedy nadciągną jego bracia.
Atmosfera robi się gorąca, piekielna jak wulkan. Coś, na co być może czekali najtwardsi zawodnicy najostrzejszych smaków. Czy Angriest Whopper zasługuje na miano wulkanu smaku? Wsród konkurencyjnych sieciówek trafiamy również na ostre oferty z dodatkowymi papryczkami jalapeno, ba! ostrą opcję mieliśmy i nadal mamy w Burger King w postaci Whoppera Hot. Co w takim razie kryje w sobie nowa czerwona bułka zapowiadana prawie jak przebudzenie mocy? Przede wszystkim intrygowała mnie różnica między wcześniej wspomnianym pikantnym Whopperem a wprowadzonym od wczoraj (12 kwietnia) Angriest Whopperem. W barwnej bułce powstałej na domieszce pikantnego sosu oprócz grillowanego mięsa i roztopionego na nim sera znajdziemy ostre jalapeno z sosem meksykańskim. Są to główne dwa składniki powodujące ostrość tego burgera (niestety), pieczywo robi fajne wrażenie wizualne ale smak jego pozostaje już tylko zwyczajny (może zamiast sezamu wystarczyłoby podczas wypieku opruszyć papryczkami chilli?). Panierowana cebula smakowała jak chrupiąca cebulka bez jakiejkolwiek ostrości aczkolwiek dobrze dodatkowo chrupała. Pozostaje już tylko sałata i pomidor, do których nie mam zastrzeżeń (drugiego sosu – majonezowego, nie dostrzegłem). Całego burgera spożyłem bez napoju, a to coś znaczy (!). Nawet nie ulała się kropla potu z mojego czoła. Zatem nowa omawiana kanapka nie jest wybitnie paląca i piekąca a raczej bliższa do Whoppera Hot. Spodziewałem się czegoś hardcore, co trzeba popijać mlekiem, ewentualnie zimnym mlecznym szejkiem. Podsumowując, nie jest tak ostro jak cena tej kanapki, więc raczej będę wracać do ich sztandarowego produktu z dodatkiem „hot”.
W przeciwieństwie do chłopaków, ja z nowościami i ofertą Burger Kinga jestem na bakier. W latach 90 XX wieku Kielce były jednym z pierwszych miast, w których King otworzył swoją restauracje. Potem zamknął wszystkie, potem wrócił do Polski, ale w Kielcach już lokalu nie otworzył (w czerwcu ponoć wraca do Kielc). Z tego powodu jadam tam bardzo okazyjnie – a to gdzieś na trasie, a to przy okazji wizyty w Stolicy. W zeszłym tygodniu jednak dostałem przesyłkę, w której znalazłem informację o nowym, limitowanym burgerze i dwa zaproszenia na owego. Najbliżej lokal Burger Kinga znalazłem w Radomiu, w Galerii Słonecznej, tam więc postanowiłem się udać, by zmierzyć się z podobno najostrzejszą kanapką w sieciówkach. Skoro już pojechałem 70 km, oprócz Angriest Whoppera zamówiłem jeszcze angriest fries (6.95 zł), chili cheese nuggets (6.95 zł), onion rings (2.95 zł) i Whopper Texas BBQ (13.95 zł).
Jeśli ma już palić, to niech pali – pomyślałem otwierając angriest fries i chili cheese nuggets, którymi postanowiłem przegryzać burgera by wzmocnić doznania. Frytki polane ostrym sosem, do tego kilka plasterków jalapeno – faktycznie paliły lekko, ale dodatków ostrych było zbyt mało na tak dużą porcję. Ostro było więc tylko na początku:
Chili cheese nuggets z jalapeño były bardzo dobre, kremowe i lekko pikantne, aż szkoda, że tylko sześć. Moim zdaniem lepiej zamówić te nuggetsy niż frytki.
A teraz główna gwiazda. Angriest Whopper.
W informacji prasowej jaką otrzymałem od BK, znalazłem taką informację: Angriest Whopper to grillowana na ogniu wołowina połączona z żółtym serem, sałatą, plastrami dojrzałego pomidora, majonezem oraz pełniącymi kluczową rolę ostrymi dodatkami, takimi jak: papryka jalapeño oraz ostra cebula. Całość polana została pikantnym sosem i zamknięta w czerwonej sezamowej bułce. Swój kolor zawdzięcza ona ostremu sosowi, który został dodany podczas pieczenia. Bułka jest więc nie tylko czerwona, ale i pikantna.
Powiem szczerze, że do kolorowej bułki podchodziłem bardzo sceptycznie. Jadałem już wcześniej czarną (B.B. Kings), jadałem czerwoną (Gastromachina) i niewiele te bułki wnosiły do smaku. Były takie… jak wata. I rozpadały się szybko. Bułka w AW jest jednak inna. Bardziej zwarta i wytrzymała. Jest też faktycznie lekko pikantna. Wnętrze Whoppera zgadzało się z opisem – był ostry sos, była ostra cebula, było jalapeno.
Czy ten burger naprawdę jest taki ostry, jak sugeruje reklama? I tak i nie. Mój poziom tolerowanej ostrości jest nieco wyżej niż przeciętny, więc AW nie zabił mnie, nie wymagał popijania i przerw w jedzeniu. Dla mnie ta pikantność była po prostu na przyzwoitym poziomie. Takim, który jest wyczuwalny, ale nie pali, tylko lekko piecze. I mnie to akurat nie rozczarowuje, bo też nie spodziewałem się po kanapce z sieciówki poziomu chiliheadowego ognia. Tak jak nie ma sensu spodziewać się wysmażenia burgera na medium. Standardy sieci są po prostu inne niż w klasycznych burger barach. Jak znam życie, gdyby BK wypuścił burgera, którego ostrość przekraczałaby 10 000 jednostek w skali Scoville’a, od razu znalazłby się cwaniak, który pozwałby ich za zagrożenie życia, atak astmy lub czegoś podobnego. Mając to na uwadze podszedłem więc do Angriest Whoppera z nastawieniem, że nie ma sensu spodziewać się ataku piekielnej pikantności i w tym sensie burger mnie nie rozczarował. Jest przyjemnie ostry. Po prostu. Choć osoba, która nie jada ostrych rzeczy na codzień, stwierdziła, że AW jest mega ostry. Więc czy jest to najostrzejsza kanapka w sieciówkach? To już musicie sprawdzić na sobie. Ale macie na to tylko tydzień. Czy warto wydać 17.95 zł na samą kanapkę? Jeśli lubicie próbować nowych rzeczy – tak. Choćby po to, żeby samemu ocenić, a nie opierać się w rozmowach jedynie na cudzych recenzjach.