Mam swoje ulubione street foodowe dania. Moje smaki zmieniają się co jakiś czas. Na początku mojej przygody z pisaniem i w ogóle na początku street foodu w Polsce, bardzo chciałem spróbować wszystkich burgerów. Zgłębiałem różnice między nimi, sprawdzałem dodatki, smak i sposób przyprawiania mięsa. Później przez jakiś czas miałem fazę na kanapki z mięsem. A jednym z miejsc, które tę fazę zapoczątkowały był właśnie Bułkęs. W tym sezonie szukam loaded fries. Zaczęło się od fantastycznych frytek z pulled porkiem w Klapsznicie. Później przytrafiły się frytki w jednym z cieszyńskich lokali, o których może jeszcze kiedyś Wam opowiem. W międzyczasie na Instagramie Bułkęsa pojawiła się informacja, że wprowadzają do menu frytki z dodatkami. Takiej okazji odpuścić nie mogłem.
Za pierwszym razem nie udało się dotrzeć do Katowic, jednak w weekend trzecich urodzin lokalu nie mogłem już dać za wygraną. Chwilę po otwarciu pojawiliśmy się w drzwiach Bułkęsa. W menu, co mnie nieco zdziwiło, znalazłem aż cztery wersje frytek z dodatkami, na Instagramie widziałem wcześniej jedynie trzy opcje. Żeby się nie przejeść, na pierwszy ogień poszły trzy pierwsze pozycje z jadłospisu. Do tego frappe i robiona na miejscu mrożona herbata Crazy Mango. Napoje pojawiły się na stoliku niemal od razu. Frappe bardzo dobre, na podwójnym espresso, z dobrym mlekiem, jedno z lepszych jakie piłem. Domowa herbata pełna dodatków i dekoracji. Tutaj również wszystko ze sobą grało, sam napar nie był przesadnie słodki, a pływające w nim owoce były pokrojone tak drobno, że bez problemu przeciskały się przez rurkę. Mała rzecz, a cieszy. Kiedy czekaliśmy na nasze zamówienie, obsługa zapytała, czy nie mamy przypadkiem ochoty na urodzinowy poncz. Poprosiliśmy o jedną szklankę. Było to jedno z najprzyjemniejszych czekadełek na jakie ostatnio trafiłem.
Kilka chwil później na stół wjechały frytki. Wielkie porcje, prezentujące się znakomicie i pachnące obłędnie.
Najpierw rzuciłem się na wersję z pulled porkiem i coleslawem z czerwonej kapusty. O tutejszej szarpanej wieprzowinie już kiedyś pisałem. Jest znakomita, miękka, a jednocześnie delikatnie stawiająca opór zębom, aromatyczna i soczysta, po prostu doskonała. Tutaj była dodatkiem do idealnie wysmażonych średniej grubości frytek, fantastycznego orzeźwiającego coleslawa, pestek granata oraz czerwonej cebuli. To wszystko razem tworzyło danie niemal idealne.
Następnie złapałem za widelec wbity we frytki z Grana Padano, oliwą truflową i truflowym majonezem. Intensywny aromat oliwy, fantastyczny jak zawsze ser i idealny majonez truflowy. Coś rewelacyjnego, mimo że bez mięsa. Aromaty i smaki idealnie się tutaj komponują.
Na koniec spróbowałem wersji z guacamole i salsą pomidorową i zostałem totalnie zaskoczony. Po pierwsze Bułkęsowe guacamole to najlepsza wersja tego dodatku jaką w życiu jadłem, intensywnie limonkowa, mająca smak. Tutaj wspomniałbym o smaku pozostałych guacamole, jakie jadłem do tej pory, ale po spróbowaniu tego, od razu o nich zapomniałem. Orzeźwiająca jeszcze bardziej niż coleslaw z czerwonej kapusty salsa pomidorowa pasowała tutaj idealnie. Gdyby nie śmietana, której jak dla mnie mogłoby tu nie być, danie, o ile się nie mylę, byłoby wegańskie. Świetne połączenie doskonale wysmażonych frytek z pomidorami i pastą z awokado z dodatkami, na które sam bym nigdy nie wpadł, a które okazało się świetnym pomysłem.
Po wypiciu naszych napojów i ponczu, postanowiliśmy się nieco poruszać, aby spalić zjedzone przed momentem kalorie. Plan był taki, żeby po spacerze po Giszowcu i Nikiszowcu, wrócić do Bułkęsa na wegańskie naleśniki i ostatnią wersję frytek. I plan został zrealizowany.
Kilka godzin później zjawiliśmy się ponownie w tym samym miejscu. Ja zamówiłem raz jeszcze świetne Frappe, moja towarzyszka zdecydowała się na drinka Mango Bellini. Do tego frytki pulled pork & BBQ oraz wegańska wersja naleśników z owocami leśnymi. No i jeszcze jedna szklaneczka ponczu. Jak świętować to świętować :)
Kilka chwil później otrzymaliśmy swoje zamówienie. Odwróciłem się na dłuższy czas od swoich frytek, żeby podziwiać naleśniki. To jak się prezentowały nie mieści się w głowie. Ludzie przechodzący obok nas zatrzymywali się, aby zrobić im zdjęcie. Serio. Coś pięknego. W smaku bardzo dobre, choć dało się wyczuć, że ciasto nie jest zrobione na maślance. Wegetarianie i weganie na pewno będą zadowoleni, my natomiast zdecydowaliśmy się na wegańskie ciasto z czystej ciekawości i wracać będziemy na tradycyjne pankejki. Warto tutaj wspomnieć, że przy zamówieniu obsługa uprzedziła nas, że lody wchodzące w skład tej kompozycji nie są wegańskie. Duży plus za przytomność umysłu. Dla nas nie miało to wielkiego znaczenia, dla weganina mogło mieć duże. Dodatki oczywiście świeże, dojrzałe i pyszne, lody doskonałe, a wszystko spinała domowa konfitura z czarnej porzeczki. Obłęd i porcja niemal nie do przejedzenia.
Kiedy już nasyciłem oczy wieżą z naleśników, spojrzałem na moje frytki. Prezentowały się świetnie i po raz kolejny muszę zwrócić uwagę na zapach. Aromat tej szarpanej wieprzowiny, połączony z zapachem domowego sosu BBQ powoduje od razu pobudzenie ślinianek. Spróbowałem pojedynczej frytki z odrobiną mięsa, sosu serowego i BBQ i zwariowałem. Zanim zdecydowałem się cokolwiek powiedzieć, kolejne trzy kęsy wylądowały w moich ustach. Oszczędnie gospodarując robionymi na miejscu karmelizowanymi jalapeno, zjadłem całość z wielkim smakiem, choć nie byłem specjalnie głodny. I choć wszystkie wersje mi smakowały, to właśnie na tę ostatnią najchętniej będę wracał. Ciągnący się sos serowy, domowy intensywnie dymny i słodko-kwaśny sos BBQ, ostre i charakterne karmelizowane jalapeno, idealnie wysmażone frytki i wciąż najlepsza szarpana wieprzowina jaką jadłem w życiu. Zestaw idealny. Perfekcyjny.
Podsumowując, frytki w Bułkęsie to petarda. Na które byście się nie zdecydowali, to wyjdziecie najedzeni i uśmiechnięci, nie polecam tylko próbowania wszystkich czterech wersji jednego dnia, w dwie osoby. Można się delikatnie przejeść. Co cieszy mnie najbardziej, to ruch w tym miejscu. Od momentu otwarcia, praktycznie przez cały dzień, lokal był niemal pełen. Cieszę się, że ludzie doceniają ile pracy i trudu wkładają w to miejsce właściciele i obsługa. Domowe konfitury, domowe karmelizowane jalapeno, domowy sos BBQ (lepszy niż ten od Heinza, który do niedawna był moim ulubionym), troska o potrzeby klienta na każdym kroku i w każdej chwili. Wszystko to sprawia, że w Bułkęsie można się poczuć jak w domu. I tylko cieszę się, że są w Katowicach, a nie w Krakowie, bo byłbym bardzo częstym gościem i bardzo grubym człowiekiem. Raz jeszcze, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, obyście trwali wiecznie :)
Michał Turecki
Ceny:
Truflove – 23zł
Guaca&Salsa – 24zł
Pulled Pork&Coleslaw – 24zł
Pulled Pork&BBQ – 25zł
Frappe – 12zł
Domowa Mrożona Herbata Crazy Mango – 15zł
Mango Bellini – 16zł
Bułkęs – ul. Plebiscytowa 10, Katowice
Bułkęs na Facebooku: https://www.facebook.com/bulkeskato/