O Tapas wspominałem już przy okazji II Kieleckiej Gastrofariady. Obiecałem wtedy, że napiszę coś więcej o tym lokalu. Z recenzją czekałem jednak do czasu, aż przetestuję sukcesywnie wprowadzane do oferty pubu zakąski. Na wstępie parę słów o wystroju: wcześniej mieścił się tu Gaudi Club i wystrój pozostał niezmieniony, a więc nawiązujący do prac katalońskiego architekta. Pomimo upływu lat, wnętrze nadal robi wrażenie. Zresztą, jeśli nie byliście to możecie obejrzeć zdjęcia na fan page’u Tapas na Facebooku. Tapas posiada jeszcze jedną rzecz, która odróżnia go od wielu innych pubów w Kielcach: ogródek, który jest tak umiejscowiony, że siedząc w nim jesteśmy odcięci zarówno od tego co dzieje się w lokalu, jak i od ulicy. Oczko wodne z rybkami, dwa grille, parasole – idealne miejsce na letnie posiadówki. Najważniejsze jednak – dla klientów lokalu grill jest darmowy, wystarczy więc zamówić napoje lub alkohole w barze, a kiełbaski, kaszanki, mięsa itp na grilla możemy przynieść swoje. Fajna sprawa i często przez mnie i znajomych wykorzystywana.
A teraz przejdźmy do meritum, czyli zakąsek. Jest to jedna z najistotniejszych dla mnie rzeczy w ofercie takich lokali. Po kilku kolejkach robię się bowiem zawsze głodny. Pół biedy, jeśli lokal znajduje się w pobliżu punktów z fast foodem, ale ja generalnie wyznaję zasadę, że do wódki zakąski muszą być. Nie lubię w trakcie imprezy wychodzić z lokalu i szukać czegoś do zjedzenia. Właściciele Tapas wyszli takim ludziom jak ja naprzeciw i oprócz wspomnianej możliwości grillowania w ogródku, wprowadzili do oferty zakąski. Nie są to dania wyszukane, bo też Tapas jest pubem, nie restauracją, ale doskonale pasujące do alkoholu. Karta zakąsek jest jeszcze „ruchoma”, ale już teraz możecie zjeść:
Lornetę z meduzą, czyli tradycyjne połączenie aperitifu z przystawką. Jest to galareta wieprzowa (o ile nic się nie zmieniło nabywana w sklepach Henryki Zychowicz), bardzo smaczna, mięsna i moim zdaniem jedna z najlepszych dostępnych w Kielcach. Podawana jest z chlebem (rewelacyjne pieczywo, z jednej z najstarszych kieleckich piekarni – u Gołębiowskiego) i dwoma setkami wódki (Duża Lorneta z Meduzą – 30 zł) lub dwoma pięćdziesiątkami tejże (Mała – 18 zł). Można ją również nabyć bez wódki – kosztuje wówczas 8 zł.
Ziemianina w Warszawie, czyli białą kiełbasę z rusztu. Kiełbasa jest bardzo soczysta, przygotowywana chyba na elektrycznym grillu, zwarta, z pięknie chrupiącą skórką. Do kiełbasy podawane jest pieczywo oraz tradycyjne dodatki, czyli musztarda, ketchup i chrzan. Kosztuje ta przyjemność jedyne 8 zł.
Przysmak Fiszera, czyli śledzie w oleju lnianym. Jedna z najlepszych zakąsek, jakie w kieleckich lokalach udało mi się jeść. Filety pokrojone w kawałki, które da się zjeść „na raz” (jest ich w sumie 10), śledzie leciutko szkliste, więc nie trzymane w chemii, grube, soczyste. Cebulka leciutko twardawa, ale nie twarda – idealna. Zalewa – mistrzostwo świata. Olej lniany charakteryzuje się niesamowitym, lekko orzechowym posmakiem. Te śledzie, jak się dowiedziałem, moczone są najpierw w roztworze octu winnego, a następnie trafiają do zalewy z oleju lnianego z innym olejem. Nie udało mi się niestety wydobyć proporcji – tajemnica handlowa :) Tak, czy siak – za 10 zł otrzymujemy rewelacyjną zakąskę do wódki. Zdecydowanie warto i polecam!
Tosty. Robione z pieczywa jasnego z salami i mozarellą, oraz z ciemnego pieczywa z łososiem wędzonym czarnymi oliwkami i mozarellą. Podawane po dwie sztuki z dodatkami, pieczywo od Gołębiowskiego. Pyszne! Cena – 8 zł.
Na koniec zostawiłem nowość – kanapkę na gorąco ze stekiem z karkówki. Uwielbiam kanapki na gorąco! Ta, którą możemy w Tapas nabyć za 11 zł, jest jedną z najlepszych, jakie jadłem. Najpierw wzrok przyciąga ogromna buła z piekarni, jakżeby inaczej, Gołębiowskiego. Opieczona na elektrycznym grillu staje się chrupka, lecz nie sucha, Potem pikle: papryka, ogórek, cebula… Sercem kanapki jest soczysty stek z karkówki, na którym ciągnie się roztopiona mozarella. Stek jest idealny – mięso jest zwarte, soczyste niesamowicie, lekko twardawe, świetnie doprawione. Całość stanowi genialną w swej prostocie i zjawiskową w smaku kompozycję. Gorąco polecam – bardzo nasycające. Jedyne, czego mi zabrakło to jakiś wyrazisty sos – ale receptura jest już ponoć w ostatniej fazie testów, więc niewykluczone, że na dniach kanapka ta będzie już idealna.
Kiedy spytałem o nazwę kanapki, dowiedziałem się, że nie posiada ona takowej. Od słowa do słowa doszliśmy do wniosku z jej twórcą, że pozycja w menu „kanapka ze stekiem” jest … mocno trywialna. Postanowiliśmy więc odwołać się do Waszej kreatywności. Nadsyłajcie propozycje nazwy dla tego dania – wśród wszystkich autorów rozlosujemy kupony do Tapas, a zwycięzca może liczyć na fajna niespodziankę. Propozycje nazwy ślijcie jak zwykle na adres streetfoodpolska@gazeta.pl, w tytule mejla wpisując „KANAPKA”.
Reasumując: Tapas to bardzo fajny pub, z kapitalnym ogródkiem i świetnymi zakąskami. Dobrze poczują się w nim zarówno ludzie bardzo młodzi (szczególnie do późnego popołudnia – wtedy właśnie młodzieży jest tam najwięcej), jak i ci nieco starsi, chcący posiedzieć przy drinku czy pogadać o sprawach biznesowych. Można przyjść z grupą przyjaciół i zrobić sobie grilla. Właściciele Tapas są bardzo otwartymi ludźmi i wkrótce planujemy tam kolejną kulinarną imprezę, jeszcze nie mogę Wam zdradzić szczegółów, ale obiecuję, że będzie bardzo fajnie.
Opinie wulgarne, wyglądające, jak nachalna reklama, reklamy itp. będą usuwane.