I nastał 08.06.2014 r. i przyszedł dzień Zielonych Świątków i Polska cała wypoczywać mogła. No, może poza pracownikami restauracji, którzy w tak piękną pogodę musieli stawić czoła rzeszom klientów nadciągającym ze wszystkich stron. Także właściciele food trucków, którzy przybyli do Łodzi mieli pełne ręce roboty. Akurat dnia 8 czerwca 2014 została zorganizowana 3 edycja Street Food Fetival, która odbywa się na Piotrkowskiej 217. W stosunku do pierwszego wydania tejże imprezy zmieniło się całkiem sporo. Przede wszystkim teren festiwalu rozszerzył się o parking od strony ulicy Kościuszki, co miało miejsce już na drugiej edycji. Dzięki temu zaczęło pojawiać się więcej food trucków, a co za tym idzie, zwiększył się wybór. Dobra reklama oraz pozytywne doświadczenia uczestników sprawiły również, że do uczestnictwa w SFF zadeklarowało się na Facebooku aż 8,4 tys. osób, co jest swoistym rekordem.
Klasycznie festiwal miał odbywać się w godzinach 11-17. Nauczony doświadczeniami, zwołałem ekipę na godzinę trzynastą, gdyż o tej porze poprzednio był umiarkowany ruch i wydawało się, że będzie spokój i brak kolejek. Jakże się myliłem.
Zastaliśmy tłumy, po prostu całe tłumy ludzi, choć jak się dowiedziałem od mojego tajnego informatora, później było jeszcze więcej ludu, aż się przecisnąć nie dało.
Dla organizatorów i właścicieli food trucków było to jednak potwierdzenie, że festiwal zagościł w umysłach łodzian oraz mieszkańców okolic Łodzi już na dobre, tym samym warto go kontynuować, co też znalazło odzwierciedlenie w deklaracji, że to wydarzenie będzie się odbywać cyklicznie cztery razy w roku.
Podczas całego Street Food Festiwal odwiedziliśmy zasadniczo jednego food trucka – warszawskiego Slow Food Cheeseburger, który uraczył nas wspaniałymi burgerami i szczerze powiedziawszy, nie mieliśmy miejsca by upchnąć coś jeszcze. Był plan by wpaść do zrecenzowanego przeze mnie Tommy Burger, ale tam było takie oblężenie, że po prostu się nie dało. Zresztą. SFC też przyciągnął masę ludzi. Z tego co zanotowałem, ekipa B.B. Kings również była rozchwytywana Klasycznie nie mogło obejść się w naszym menu bez Fritz Koli serwowanej w Wurst Kiosk i Szwalni Smaków. Ta ostatnia, gdzie można było zjeść porządne ciacho na deser była pełna. Stoliki z parasolami Pilsner Urquell, gdzie można było napić się piwa również pełniutkie. Ogólnie każde możliwe miejsce siedzące włącznie z murkami było zajęte przez uczestników raczących się przeróżnymi potrawami. Kto miał ochotę poprawić trawienie kawę również nie mógł być zawiedziony. Nie zabrakło także świeżych soków, sushi oraz potraw dla wegetarian.
Dobrym posunięciem organizatorów było zorganizowanie specjalnej strefy zabaw dla dzieci, tym samym rodzice mogli zjeść w spokoju, podczas gdy pociechy robiły to co lubią, czyli spędzały czas na zabawie. Mapa poszczególnych wystawców również jest doskonałym posunięciem. Wiadomo gdzie kto się znajduje i można do niego dotrzeć bez większych poszukiwań.
Małym minusem dla mnie było natomiast usytuowanie stoisk restauracyjnych wewnątrz budynku, który na co dzień służy za skatepark. Ciężko było się tam dopchać to raz, a dwa słychać było głosy, że miejsce to nie wygląda najlepiej pod zakup jedzenia. Po ilości ludzi w środku wnioskuję jednak, że i tak cieszyło się popularnością.
Podsumowując, jestem na tak i z chęcią zagoszczę na przyszłych imprezach sygnowanych przez Street Food Festival Piotrkowska 217. Tak trzymać.
Relację spisał Arek Tysiak