Dwa dni rozpasania, dwa dni totalnego obżarstwa. Poniżej znajdziecie zapis tego, czego udało mi się spróbować.
Tym razem Street Food Polska postawił na różnorodność. Chyba jeszcze nigdy w historii naszych zlotów nie zdarzyło się, żeby samochodów specjalizujących się w burgerach było tak niewiele. Dzięki temu znalazło się miejsce dla naleśników, lodów, burrito, makaronów, kuchni azjatyckiej, greckiej, pizzy, langoszy, kanapek z flaczkami, a nawet dla kebaba.
Dzień pierwszy nie rozpieszczał pogodą, od rana pojawiała się mżawka która spowodowała, że na terenie festiwalu nie pojawiło się bardzo dużo ludzi, ale też dzięki temu kolejki do samochodów było mniejsze. Na początek musiałem się napić mojego ukochanego kakao od Espresso Bike. Idealny balans smaków, napój bogów, tak mógłbym rozpoczynać każdy dzień. Konsumpcję zaczęliśmy od langosza z Traditional Hungarian. Ostry Stefek z węgierską kiełbasą, pastą paprykową, szczypiorkiem, czerwoną cebulą, śmietaną i serem smakował idealnie, pikantność kiełbasy i paprykowej pasty łamana śmietaną i do tego czerwona cebula którą uwielbiam. Ciasto było idealne, z wierzchu chrupiące ale nie nasiąknięte tłuszczem, w środku miękkie i delikatne.
Idealny początek dnia. Po tym szybkim śniadaniu skierowałem swoje kroki w stronę Lampredotto. To nowy food truck serwujący flaczki w stylu toskańskim, najpierw długo gotowane z warzywami, są następnie wyciągane na deskę i drobno krojone na oczach klientów. Następnie trafiają do bułki wraz z pikantną oliwą i salsą verde. Po raz pierwszy jadłem flaczki przyrządzone w ten sposób, ale muszę przyznać, że zakochałem się w nich od pierwszego gryza. Bardzo miękkie żołądki w towarzystwie genialnej bułki, i prostych ale idealnie dopełniających smak całości dodatków. Kocham podroby a to była jedna z lepszych kanapek jakie jadłem.
Następnie pojawił się wołowy kebab w tortilli od Habibi Kebab. Pisałem o nich jakiś czas temu i muszę napisać to raz jeszcze, to najlepszy kebab jaki w tym momencie można dostać w Krakowie. Dużo doskonałego mięsa, autorska kompozycja przypraw i podsmażenie mięsa wraz z cebulą po ścięciu go z beli powoduje, że jest to kebab inny niż wszystkie.
Na koniec, jako zwieńczenie pojawiła się kanapka z żeberkami od artystów z B.B. Kings. Ależ to była nieprawdopodobna rozkosz, grillowane a następnie duszone w winie żeberka w chrupiącym pieczywie. Takie mięso nie potrzebuje żadnych dodatków oprócz sosu w którym się dusiło. Absolutnie genialne. Dnia pierwszego ze względu na wydarzenia poprzedniej nocy byłem w słabej formie i ciężko było mi zjeść coś jeszcze. Spróbowałem wprawdzie jeszcze świetnego makaronu od Makaroniarzy, ale zjadłem go zbyt mało, żeby wyrobić sobie opinię.
Dzień drugi rozpocząłem od klasyki. Pierogi ruskie okraszone skwarkami od Robimy Pierogi. Mała porcja składająca się z 6 całkiem sporych pierogów z bardzo dobrym, intensywnie twarogowym nadzieniem z odpowiednią dawką soli i pieprzu, idealnie sprężyste ciasto. Bardzo mi smakowało.
Jako drugie śniadanie pojawiła się najbardziej tradycyjna wersja langosza przyozdobiona jedynie czosnkiem, śmietaną i serem. Połączenie po prostu idealne, nie tylko na poranny głód.
Gdzieś pomiędzy próbowałem fantastycznego wegańskiego burgera z falafelem, kiszoną rzepą, bakłażanem i jalapenos od Papu Vege. Uwielbiam falafel a w połączeniu z kiszoną rzepą to prawdziwy orgazm. I tak właśnie smakował ten burger. Mógłbym jeść codziennie.
Następnie na stole degustacyjnym pojawił się El Chapo od Bystro Food Truck. Wołowina, sałata, ogórek, pomidor, salami pepperoni, papryczki jalapeno i autorski sos. Idealny stopień pikantności, który tylko podbijał smak a nie dominował całości. Idealnie przyprawione i wypieczone mięso. Po prostu genialny burger.
Chwilę później na stół degustacyjny wjechał Special Burger od American Food Truck, mięso, podwojny ser Mimolette i podwójny boczek, a do tego zieleninka. Szczęście. Na zdjęciu prezentował się świetnie a smakował jeszcze lepiej. O takich burgerach marzyłem, kiedy zaczynałem pisać o ulicznym jedzeniu cztery lata temu.
Kilka chwil później pojawił się langosz herbalist gdzie obok klasycznego sera i śmietany pojawia się szynka serrano i świeży koperek. Muszę przyznać, że taki langosz to również jest niebo w gębie a dodatek świeżego koperku do którego podchodziłem bardzo nieufnie, cudownie wzbogaca smak tej kompozycji.
Brzuch miałem już pełen i jedyne co udało mi się zrobić, to namówić jeszcze swoich rodziców na spróbowanie Lampredotto które jest dla mnie odkryciem tego zlotu. Na pewno będę ich wypatrywał podczas kolejnych imprez.
Na koniec moment refleksji. Pamiętam pierwszy zlot food trucków na którym byłem. Pamiętam pierwszy zlot pod szyldem Street Food Polska w Krakowie i nacieszyć się nie mogę, kiedy widzę tłumy ludzi zajadających z uśmiechem jedzenie podczas naszego festiwalu. Mam nadzieję, że wszystko co mieliście okazję zjeść smakowało Wam tak jak mnie. Do zobaczenia na kolejnych zlotach już niedługo.