Burgerowni przybywa ostatnio wszędzie jak grzybów po deszczu. Zwykle te miejsca nie różnią się od siebie niczym prócz wystroju, podają burgery, frytki i nic poza tym. Dzisiaj opiszę Wam miejsce które jest inne, już sama nazwa sugeruje, że mamy do czynienia z czymś niezwykłym. Antler Poutine & Burger to coś zupełnie nowego. Na Gołębią 10 trafiłem z rozmysłem i wiem, że będę tam częstym gościem.
Lokal jest bardzo nieduży, ale przyjemnie, choć ascetycznie urządzony, co nie każdemu może przypaść do gustu. Drewniane półki służące za stoliki, drewniane barowe krzesła i wielka kanadyjska flaga nad ladą/kuchnią. Kuchnia jest otwarta, co strasznie mi się podoba, już od samego wejścia słyszymy skwierczące mięso i czujemy jego zapach. Burgery i frytki powstają niemal na naszych oczach, to świetny pomysł.
Poutine to kanadyjski pomysł, cięte na miejscu i świeżo smażone frytki posypywane są cheddarem i zalewane sosem pieczeniowym. Ktoś mógłby pomyśleć, że to banał a do tego frytki po takim zabiegu namokną i będą nadawać się do wszystkiego, tylko nie do jedzenia. Błąd. Wszystko jednak zależy jak zawsze od składników. Frytki w Antlerze cięte są cienko, wbrew panującej ostatnio modzie na grube kawałki ciętego ziemniaka, domyślam się, że dzięki temu sos może łatwiej w nie wniknąć. Ser znajdujący się bezpośrednio na frytkach jest doskonałej jakości, pełny w smaku i cudownie się ciągnie. Sos. Ostatni składnik powodujący, że to danie jest tak inne od wszystkiego czego próbowałem do tej pory. Sos w Antlerze to jeden z najlepszych sosów pieczeniowych jakich dane mi było w życiu próbować. Czuć w nim mięso i cebulę, jest idealnie zawiesisty i perfekcyjnie oblepia frytki spływając aż na samo dno styropianowej miseczki. Jak to wszystko się razem komponuje? Szukałem długo słowa, żeby to określić i chyba najbliżej jest tutaj do słowa perfekcja.
Trzeba mieć odwagę, żeby wprowadzić na rynek coś nowego, coś czego jeszcze wcześniej nie było. Często bywa, że ktoś proponując coś nowego osiada na laurach i zachwyca się samym faktem wprowadzenia innowacji na rynek. Tutaj składniki są najwyższej jakości a niecałe 400gram produktu finalnego składa się na kilka chwil niewiarygodnej wręcz przyjemności. I długie chwile sytości, bo nawet mniejsza porcja tego przysmaku (większa składa się z 400 g frytek, 40 g sosu i 40 g sera – kosztuje 10zł) jest w stanie zaspokoić niemały głód za jedyne 7 złotych.
Podsumowując, ktoś mógłby powiedzieć, że pójście do burgerowni na frytki to jak wyjście do McDonaldsa na sałatkę, ale mam dziwne wrażenie że to właśnie przez Poutine, ludzie będą wracać na Gołębią 10. Burgera jeszcze nie próbowałem ale nadrobię to w najbliższym czasie. A na frytki z serem i sosem, będę wracał na pewno. Na sto procent.
PS. Podobno Kanadyjczycy uwielbiają jeść Poutine przed i w trakcie picia alkoholu. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości nie pozwala mi o tym napisać większymi literami
Antler Poutine & Burger, Gołębia 10 Kraków. MAPA.
Antler Poutine & Burger na Facebook
Nowość w Krakowie opisał dla Was Michał Turecki.









1 Comment