Z zylcem spotkałem się wiele lat temu podczas wakacji w Zatoce Puckiej i od razu się zakochałem. Należę bowiem do osób, które galaretę z mięsa innego niż kurczak traktują octem, a nie cytryna. A zylc od innych galaret wyróżnia właśnie ocet, który dodawany jest od razu. No i mięso jest tutaj mielone, a nie cięte.
Potrzebujemy: tych samych składników, co na klasyczną galaretę wieprzową. Czyli mięsa i kości oddających do wywaru jak najwięcej kolagenu. Optymalnie jeśli mamy dojście do głowizny, ale wystarczą golonki i nóżki. Mięso myjemy i wkładamy do garnka. Dodajemy ziele angielskie, liść laurowy, sól i pieprz do smaku, opcjonalnie majeranek i ewentualnie warzywa – marchewkę i pietruszkę. Zalewamy wodą i – UWAGA – dolewamy ocet jabłkowy – łyżkę stołową na każdy litr płynu. Ocet jabłkowy świetnie uwalnia kolagen z kości i mięsa. Nastawiamy i gotujemy na małym ogniu do czasu, aż mięso odchodzi od kości i jest miękkie. Zwykle liczę 2 godziny na kilogram mięsa, wywar podczas gotowania redukuje mi się o 25-30%. Staram się, by wywar był na ogniu minimum 6 godzin, a najlepiej ponad 8.
Po wyjęciu mięso obieramy od kości i mielimy przez maszynkę. Skóry również, bo w nich jest dużo kleju i dają smak. Mięso wkładamy do wywaru i dolewamy ocet spirytusowy. Uwaga – ma go być dużo, „aż gębę wykrzywi”! Spokojnie, przez noc galareta i mięso wciągną co trzeba ;) Przelewamy do salaterek i odstawiamy do stężenia.
Jak mawia mój kolega Kaszub – zylcu nie przecedzamy. Ma być szary i kwaśny jak życie Kaszuba ;)
Sposób podania: kroimy w plastry lub serwujemy w salaterce w towarzystwie ulubionego pieczywa. Idealnie smakuje pod kieliszek dobrze schłodzonej substancji.
Wybrana opinia nt. przepisu: „Nienawidzę tego przepisu! Odkąd pierwszy raz zrobiłam w domu zylc, mąż przestał wychodzić do knajpy, zaprasza teraz kolegów do domu. Siadają do zylcu i piją. A ja muszę ciągle dorabiać nowe porcje. Właściwie nie byłoby w tym nic złego, ale sąsiedzi zaczęli się niepokoić, a policja częściej przejeżdża pod naszym domem. Podobno od lat trzydziestych nie było tutaj tak cyklicznych i licznych spotkań członków Ku Klux Klanu” / Henrietta B., gospodyni domowa, Nebraska, USA/

