Jadąc na Południe z Filadelfii przejechaliśmy przez Wirginię.
Nocleg wypadł nam w miasteczku Winchester, w którym obok hotelu mieliśmy restaurację Chinatown. Serwują tam sushi i dania kuchni azjatyckiej.
Po krótkim zastanowieniu wybraliśmy: Maciek Sichuan Udon z poszetowym jajkiem i mieloną wieprzowiną, ja Ma La Beef, czyli skrojony i zrobiony w woku New Yor Strip steak, dwa rodzaje grzybów, zimowy groszek, czerwona papryka i sos ma la.
Udon (11.95$) okazał się ugotowany w punkt, mięso dobrze doprawione, świeże szalotki nadawały aromat a rozlewające się jajko było kropką nad i. Bardzo ciekawy, dymny pikantny sos świetnie podkreślał smak.
Moja wołowina (15.95$) okazała się jeszcze lepsza. Stek był idealnie rare, bardzo soczysty i pyszny. Sos ma la mocny i wyrazisty, zjadłem z ogromną przyjemnością.
Przespaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Około 12 w południe dojechaliśmy do miasteczka Roanokie. Była sobota, trwał jakiś festyn, więc nieco się pokręciliśmy i postanowiliśmy zjeść lunch. Maciek wypatrzył klasyczny diner – Paul’s Restaurant & Luncheonette.
Trafiliśmy tam przed samym zamknięciem, więc większości pozycji niestety już nie było. Maciek zdecydował się na Downtown Roanokie’s favorite salad „ze wszystkim” (4.57 $), a ja ostatecznie wybrałem Crab Cake with slaw and fries (5.48 $, ceny bez podatku).
Zacznę od tego, że lecąc teraz do USA postanowiłem brać Amerykę taką, jaka jest, bez znieczulenia, ale i bez szukania dziur w całym. Założyłem sobie, że będę jadł to, co Amerykanie, w miejscach takich jak to, jeśli tylko nadarzy się okazja. Dlatego podszedłem do swojego dania dużo spokojniej niż Maciek. Jego sałatka „ze wszystkim” zamówiona w sobotę, tuż przed zamknięciem lokalu, na pewno wyglądała okazale w stosunku do ceny, ale…
… delikatnie mówiąc szału nie było. Mięsa wyschnięte i zleżałe, więc nawet świeże warzywa i dobra feta oraz ciepła pita nie mogły tego uratować.
Moje crab cake okazało się dużo lepsze, chociaż też nie była to jakaś wysoka kuchnia. Ale widząc ceny trochę się tego spodziewałem i pretensji nie mam. Sałatki smaczne, frytki usmażone dobrze, same „crab cakes” soczyste i bez aromatu smażeliny. Fajna była podana na ciepło chałka z masłem.
Podsumowując: żałuję, że niedostępny był country fried steak albo coś z greckich specjalności zakładu. Czy to było dobre? Nie, było słabe, ale atmosfera klasycznego dinera nieco mi smak wynagradzała. A takich dinerów mieliśmy spotkać na swojej drodze kilka. Ruszamy do Nashville, przed nami typowy amerykański soul food, czyli smażony kurczak. Ale o tym w następym wpisie.
Chinatown Restaurant – https://chinatownwinchester.com
Paul’s Restaurant & Luncheonette – http://www.paulsdowntown.com/
Partnerami wyprawy są:
Polsko – Słowiańska Unia Kredytowa.
Patronat medialny nad wyprawą objął Dziennik Związkowy z Chicago.