„(…)Pójdziemy się urżnąć, masz rację, Zygmusiu, to nam dobrze zrobi. Szli prędko i nic nie mówili do siebie. Obaj mieli jedną myśl: wypić jak najprędzej. (…) weszli do wnętrza baru. Stanęli przed bufetem. Zygmunt zwraca się do Lucjana: – Jaką będziesz pił? – Czystą z balsamem? Dobrze, ja taką samą. Proszę dwie. Wypili, popatrzyli na siebie i zaraz kazali jeszcze napełnić kieliszki. Zakąsili kanapką ze śledziem. Stali oparci o bufet. Zygmunt powiedział: – Wiesz, że doskonała jest ta czysta z balsamem, tak… rozjaśnia. – Dobra jest również czysta z wermutem – to mój wynalazek. – E, gdzie tam twój wynalazek, wykombinował to, proszę ciebie, Klimek. Pamiętasz chyba – u „Wróbla”, a ciebie wtedy nie było. No, może teraz tej z wermutem? – Nie, czekaj; to jeszcze po jednym z balsamem, a potem można z wermutem. – O, doskonale, fenomenalnie… Podobasz mi się, Lucjanie. Proszę, nasyp pan. – Twoje zdrowie, pierwszorzędna jest na żołądek, posiada taką goryczkę, prawda? – Tak, goryczkę – może usiądziemy? – Można, ale przedtem z wermucikiem – panie święty – tak pod boczek. – Ty jedz boczek, a ja sobie minogę. Ty sobie, a ja sobie. Lucjanie, bajecznie, żeś przyjechał. Szkoda, że nie ma Dziadzi. – Szkoda. – Błagam cię, Zygmusiu, wypij. – Genialny miałeś pomysł, wyciągając mnie z domu, czułem się jak gówno w przeręblu. Siedzieli teraz przy stoliku i patrzyli na siebie z ogromną miłością. Jedli z apetytem, Lucjanowi poróżowiały policzki. – Wiesz co, Zygmusiu? Tak na kieliszki, to drożej wyniesie. Może by butelkę, tak dawnośmy się nie widzieli! – Owszem, to nawet dobry pomysł. Panie proszę całą butelkę, tylko żeby była zakorkowana, bo wy tak… lubicie… tego. (…) – Zjedz grzybka, powiadam ci, fenomenalny grzybek.” (Zbigniew Uniłowski, Wspólny pokój)
Dzisiaj kolejny wpis z cyklu Miejsca na melanż. Tym razem Ojczysta Czysta na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Relacja powstała na podstawie kilku wizyt, w różnym czasie i w różnych konfiguracjach osobowych. Dzięki temu, że my poświęciliśmy wątroby, Wy możecie poczytać, czy warto tam się wybrać i co zamówić. Zapraszam do lektury:
Mateusz Suchecki:
Ojczysta Czysta, ciekawa sprawa, jednocześnie niesamowicie tani alkohol, jak na warszawskie warunki (zwłaszcza na Krakowskim Przedmieściu), a z drugiej strony hordy pijanych nastolatków, wiecznie otwarte drzwi i jedzenie typowo pod kieliszek. Spróbowaliśmy wszystkiego co mają w „karcie”, czyli z rozświetlonego szyldu znajdującego się nad barem. Nie ma co się za bardzo rozpisywać, jeżeli macie ochotę przegryźć coś na szybko to wybierzcie tatara, który jest poprawny i świeży. No może zbyt duża ilość Maggi odrobinę mnie odrzuca, ale po kilku kieliszkach kto by się tym przejmował. Cena 8 złotych to naprawdę niewiele. Kocham miłością czystą i prawdziwą flaki, te w Ojczystej były przeze mnie mniej kochane. Ważne, że gorące, niestety straszliwie słone i jeżeli dla mnie to jeszcze nie jest duży problem tak dla reszty współbiesiadników flaki okazały się niejadalne. Zaryzykujcie spróbowanie kiełbasek, które do piwa będą fajną zakąską, dostaliśmy 2 rodzaje w akompaniamencie ketchupu i musztardy, oba smaczne. Cała reszta czyli żurek, barszcz, śledź, sałatka a zwłaszcza paskudne żeberko średnio mi smakowały. Dałoby radę stworzyć dobre miejsce z tanią kuchnią na poziomie, jednakże wtedy trzeba byłoby zainwestować w trochę sprzętu kuchennego oraz w wykwalifikowanych kucharzy, właścicielom najwidoczniej średnio chce się to robić i otrzymujemy takie a nie inne dania. Podsumowując miejsce okej, żeby się tanio napić z jedzeniem znacznie gorzej, ale cóż przecież nie można mieć wszystkiego.
„Przyszedł do mnie szwagier; on butelkę, ja butelkę, on flaszkę, ja flaszkę i już gotowi… Warszawa w kwiatach, a my w rynsztoku.” (Marek Hłasko, Pętla)
„Ojczysta Czysta, oj nie idźcie tą drogą”
Kaszpir:
To były pierwsze słowa Egona, który jako jeden z pierwszych odwiedził otwarty w Warszawie sieciowy lokal pod nazwą „Ojczysta czysta” przy Krakowskim Przedmieściu. Nie pamiętał zbyt wielu szczegółów ze swojej wizyty, ale jedno utkwiło mu mocno – ceny alkoholu. Otóż okazuje się, że serwowane tu shoty są najtańsze w tej części galaktyki a ich cena to jedynie 3 złote za kieliszek. Co prawda kieliszki są nieco mniejsze niż te od Romana czy z Pijalni, ale tak to bywa kiedy za siecią stoi jeden ze znaczących producentów alkoholu z Wrocławia.
Jak się okazuje, były to słowa prorocze. Zarówno dla nas jak i dla obsługi :-)
Dla nas, bo żeby powstała w końcu recenzja, trzeba było odbyć aż cztery wizyty w różnym składzie (na szczęście z Żorżem za pierwszym razem zrobiliśmy większość zdjęć potraw) a nawet teraz pojawiają się lekkie luki w pamięci. Dla obsługi – bo to, co serwują, to nie jest niestety mistrzostwo świata, a sama atmosfera w lokalu i podejście do pracy odstaje tak od podobnych miejsc, że aż jestem w szoku.
Nasza prośba o sprzątnięcie brudnego i lepiącego się od rudej wódy stolika została z założenia zignorowana. Dopiero po namowie i informacji, że my raczej też jesteśmy z branży, a niektórzy z nas prowadzą biznes gastro, pojawił się płyn do okien i papierowa serwetka. Kolejne zdziwienie wzbudził zupełny brak ochrony w takim miejscu oraz nie zamykające się drzwi wejściowe. Jak dla mnie ten lokal po prostu nie ma menadżera. Porównywanie go do Przekąsek u Romana nie ma najmniejszego sensu, skupmy się więc może na tym, po co przyszliśmy, czyli alkoholu i zakąskach.
Po kilku zimnych przeciągach i wysłuchaniu takiej samej ilości przebojów na Viva TV przystąpiliśmy do konsumpcji pierwszego zestawu. Zestawu?
Zestawu. No dobra, nie tylko zestawu.
Zestaw składa się z butelki wódki, litrowej popitki do wyboru i niewielkiego czekadełka, którego zawartość gdzieś się nam zawieruszyła. Ale zamiast niej zaprezentujemy witrynę :-)
I oddajmy głos Marcinowi.
Ojczysta Czysta to jedno z wielu miejsc, które specjalnie dla Was odwiedzamy i sprawdzamy czy nadaje się na tak zwany biforek. Zacznijmy od wódki, która kosztuje tutaj od 26 do 35 złotych. Nie ma się do czego przyczepić – jest zimna. Przejdźmy do przekąsek, które kosztują tutaj po 8 złotych. Za wyjątkiem ziemniaków z okrasą udało mi się sprawdzić każdą z nich. Wiadomo, że za tą cenę nie możemy się spodziewać nie wiadomo czego, jednak niektóre potrawy zasługują na pochwałę. A według mnie jest to tatar oraz kiełbaski ojczyste. Tatara dostajemy z posiekanymi grzybkami, ogórkiem oraz cebulą. Obok znajdziemy również masło w sreberku oraz bardzo świeżą bułkę. To co wywarło na mnie wrażenie to świeżość pieczywa – zważywszy na godzinę 23. Sam tatar bardzo poprawny, przyzwoite mięso dodatki, nie ma się zbytnio do czego przyczepić.
Jeżeli chodzi o kiełbaski – jest to najlepszy punkt tutejszych przekąsek. A przynajmniej jeżeli chodzi o kiełbaski czerwone. Te były średnio rozdrobnione i przewyższały o klasę pierwsze lepsze kupne wynalazki. Z białymi było niestety gorzej. A właściwie była tragedia, bo po pierwsze nie miały zbytnio smaku, a jeżeli już ktoś się jakiegoś doszukał to był to smak nieświeżego mięsa. Z czego to wynika tak kolosalna różnica pomiędzy nimi? Nie wiem.
Następnie na tapetę wchodzą śledzie. Porcja raczej maleńka – dwa nieduże kawałki + pół bułki. Znowu świeżej bułki. Śledź miękki, słony, również z mojej strony bez większych zarzutów.
Z zimnych zakąsek spróbowałem jeszcze tradycyjnej sałatki jarzynowej. W tym przypadku również bez większych zastrzeżeń – jak widać wszystkie jarzyny i jabłko wymieszane były ze sporą ilością sosu majonezowego. Majonez lubię, tak że ja nie narzekam.
Przechodzę do zup oraz jedynego dania głównego. Jeżeli zupa to pomidorowa. Jako jedyna nadaje się do zamówienia. Podana w formie kremu ma jedną wadę. Jest piekielnie ostra. Nie wiem czy to kwestia dodania wiśniówki czy czego, ale właściwie w smaku czuć tylko ostrość.
Barszcz czerwony z torebki, raczej kiepski, żurek wodnisty, raczej też z torebki, a flaki to właściwie woda z solą.
Na koniec kilka słów o największym nieporozumieniu, czyli o żeberkach. Nieodchodzące od kości, pokryte mieszanką ketchupu oraz sosu BBQ stare, odgrzewane mięso. Zupełnie niezjadliwe.
Kaszpir:
Szału nie ma. Marcin uznał za zjadliwe raptem trzy dania. Ja pogrzebałem nieco w pamięci i przypomniałem sobie, że już jakiś czas temu smak potraw uległ pogorszeniu. Ewidentnie kuchnia w tym lokalu jest jedynie koniecznym i narzuconym dodatkiem do alkoholu. Żurek z kawałkami parówek, barszcz nie posiadający ani jednego oczka tłuszczu czy ostra jak brzytwa zupa pomidorowa (której osobistym wrogiem jest nie tylko Maciek Nowak, ale od teraz także ja) to przykłady doskonale ilustrujące tę tezę. Nie mogę zrozumieć, czym kierują się właściciele tego miejsca, by tak źle traktować klientów spragnionych oprócz alkoholu także podstawowych przekąsek. Dwa małe kawałki śledzia to jedynie ich namiastka i w zestawieniu z innymi knajpami wręcz obraza dla podniebienia i portfela.
Z poprzednich wizyt z Żorżem i Bratem Jarosławem pamiętamy jeszcze coś, co powinno nazywać się gzikiem a w tutejszym wydaniu jest „krajowymi ziemniakami z okrasą i twarożkiem” a w rzeczywistości przegotowanymi kartoflami z niejadalnym chemicznym twarogiem.
Pozostaje naprawdę napić się wódki i uciekać jak najdalej z tego dziwnego przybytku.
Albo potraktować go jak sklep monopolowy z niezłymi cenami.
Zakąsić
i zniknąć. Tak jak my.
” – Napijemy się.
– Pod co? – zapytał porowaty. Miał oczy uszczęśliwione. – Pod orła. Pasuje?
– Pasuje – odparł tamten. – Pod tego ptaszka przepiłem już mnóstwo forsy. Odjazd.
– Cześć – powiedział Kuba gromkim głosem. (…) nagle ogarnęła go fala rozrzewnienia. – Wie pan co – powiedział serdecznie, kładąc dłoń na jego ramieniu – wypijmy brudzia. Ja jestem swój, zwyczajny, prosty chłopak. Mam kiepskie życie, niech mi pan wierzy… Lubię takich jak pan. Zgoda?
– Zgoda.
– Na imię mi Kuba, a tobie?
– Mnie Władek.
– Władek, Władek… – powtórzył Kuba; wydało mu się, że całe piękno świata zawarte jest w tym imieniu. Znów popatrzył na niego wzrokiem najczulszej kochanki. – Władek – powiedział kładąc dłoń na jego ręce – zamów wódkę. Ja stawiam.
– Szefowa – zawołał Władek głosem zza grobu. – Dwie wódki. Tylko szybko, bo nam się do szkoły śpieszy…(…)” (Marek Hłasko, Pętla)
Żorż Ponimirski:
Mieszane uczucia. Z jednej strony kapitalna lokalizacja, niemal dumpingowe ceny wódki, spory wybór zakąsek, a z drugiej… No właśnie. Ale po kolei. Podczas któregoś z zeszłorocznych pobytów w Stolicy postanowiliśmy jeden wieczór poświęcić na odwiedzenie miejsc, w których jeszcze nie byliśmy. Kaszpir ciągnął nas na lody, ale ponieważ nie znaleźliśmy lokalu lody owe oferujące, postanowiliśmy odpocząć w lokalu o dźwięcznej i zachęcającej nazwie Ojczysta Czysta. Przedarłszy się przez tłum trzeźwych posiadaczy bicykli z ulgą dotarliśmy do miejsca przeznaczenia i oddaliśmy się testom.
Zasiedliśmy, zamawiamy. Żurek. Kwaskowy, gorący, majerankowy. I tyle.
Flaki. Jadałem lepsze, te które dostałem zbyt wygotowane, w Barze Warszawa smakowały mi zdecydowanie bardziej.
Śledź. Nie wymoczony przesadnie, słonawy, jak lubię, cebulka występuje, do czystej jak najbardziej OK.
Tatar. Mateusz narzekał, mnie smakował. Porcja może nie największa, ale za 8 zł nie ma się co czepiać.
Ziemniaki z okrasą i twarogiem. Bardzo dobry pomysł. Tyle, że spodziewałem się czegoś nieco innego. Myślałem, że dostaniemy całego, dużego ziemniaka, a podano nam 3 opieczone kulki. Myślałem, że będzie to ciekawe urozmaicenie, ale niestety. Są… i tyle można o nich powiedzieć, bo odgrzewanych ziemniaków nie lubię, a te tak właśnie smakowały.
Kiełbaski ojczyste na tablicy prezentowały się bardzo powabnie. Rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Osobiście wolałbym dwie większe, ale jako niezobowiązująca przekąska dały radę. Szczególnie czerwone.
Swojskie żeberko z sosem śliwkowym brzmiało jak poezja. Brzmiało, dopóki nie spróbowałem go ugryźć. Zdecydowanie najsłabsza pozycja w menu. Twarde, suche i żylaste. Fakap totalny.
Talerz przekąsek. Dostajemy go w promocji z butelką wódki. Dla dwóch osób do pół litra na start wystarczy. Po kilku kieliszkach trzeba domawiać.
Podsumowując: jak dla mnie czysta Ojczysta to dobre miejsce na start. Doskonała lokalizacja, niskie ceny i duży wybór zakąsek zachęcają by zacząć tam wieczór. Jednak na kontynuację biesiady wybrałbym Bar Warszawa, by ostatecznie spełnić się U Rzeźnika. Czego i Państwu życzę.
I na koniec, bo pewnie się przyda:
„- Napij się pan kwaśnego mleka – poradził dozorca. – Najlepsze po chlaniu jest kwaśne mleczko. Potem zaprawka, zjeść na gorąco i można abarotno. Kwas z ogórków też dobrze robi…” (Marek Hłasko, Pętla)
Ojczysta Czysta, Krakowskie Przedmieście 33, Warszawa
1 Comment