Ci którzy śledzą nasz fan page na Facebooku wiedzą, że spędziłem ostatnio kilka dni na jedzeniu „polskiej pizzy” w historycznych miejscówkach w różnych miastach Polski. Zasadniczo miałem po prostu wrzucać teraz recenzje z tych miejsc, ale żywy odzew i niektóre komentarze pod postami wymagają wyjaśnienia kilku rzeczy.
Po pierwsze – pizza. Kilka osób oburzyło się, że te drożdżowe placki z pieczarkami nazywam pizzą. Otóż kochani. Jeśli ktoś urodził się w latach 70 lub 80 XX wieku w Polsce, to po prostu nie znał innej pizzy, o ile nie jadł jej za granicą (a nie były to czasy, kiedy posiadanie paszportu było czymś oczywistym i najczęściej można było wyjeżdżać wyłącznie do krajów socjalistycznych). W 1975 roku ówczesny dyrektor słupskiego SPOŁEM spędził jakiś czas we Włoszech, gdzie zakochał się w pizzy. Po powrocie postanowił wprowadzić coś podobnego u nas i tak oto w słupskim Barze Mlecznym Poranek wybudowano piec i zaczęto piec drożdżowe placki. Z uwagi na czasy, jakie wówczas były, reglamentowanie towarów i ogólny problem z mięsem, na plackach wylądowały pieczarki, których akurat w Polsce nie brakowało i stanowiły jeden z najczęstszych dodatków gastronomicznych (vide „polski hot dog” np. z warszawskiego Murzynka). Tak czy siak – swoje placki Poranek nazwał pizzą i od tamtej pory słowo to weszło do języka potocznego i funkcjonuje w całej Polsce. Czy przypomina to włoską pizzę? Oczywiście nie. Ale naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Jeśli obejrzycie pierwszy odcinek pierwszego sezonu Ugly Delicious nakręcony i prowadzony przez nagradzanego gwiazdkami Michelin chefa Davida Changa, zobaczycie, że nie jest to tylko polski „problem”. Na całym świecie pod nazwą pizza funkcjonują przeróżne odmiany włoskiego klasyka, które w większości wywołują pianę na ustach ortodoksów z AVPN. I co? I nic. Ludzie to kochają, a decydują portfelem. Ja nie mam żadnego problemu żeby nazywać te placki „polska pizzą”.
Po drugie – smak. Czyli coś, z czym się nie dyskutuje, bo każdy lubi co innego. Niektórzy pytają, czy naprawdę nam to smakuje. Dla nas, urodzonych jeszcze za komuny, to po prostu smak dzieciństwa. Nie walczy się z sentymentem. Wiem, często te smaki mitologizujemy, ale wystarczy pójść do takiego Piccolo w Toruniu i zobaczyć, że lokal jest pełny, blachy z polską pizzą taśmowo wychodzą z pieca, a w kolejce zobaczycie zarówno młodzież szkolną, jak i osoby po sześćdziesiątce. Ja odkąd na przełomie lat 70 i 80 pierwszy raz spróbowałem takiej „polskiej pizzy” stałem się zaprzysięgłym fanem połączenia puszystego ciasta, duszonych pieczarek i sera i do dziś mogę jeść drożdżówki z pieczarkami na kilogramy. Swoją drogą to właśnie stąd chyba umiłowanie przez Polaków pizzy na grubym cieście i wielki sukces na wejściu do naszego kraju Pizza Hut z ich „pan pizza”.
Po trzecie – tradycja. Wiele z tych miejsc funkcjonuje od połowy lat 70. NADAL funkcjonuje, co oznacza że w czasach, kiedy mnóstwo lokali pada, oni nadal mają swoich wiernych klientów. Zapewne duża rolę odgrywa tutaj cena, ale mimo wszystko uważam, że to właśnie smak i nostalgia przyciągają w te miejsca konsumentów. Jeśli przez lata chodzisz do tego samego miejsca, to nie tylko poznajesz się z obsługą, ale po prostu zżywasz się z nim. Stajesz się domownikiem. I czujesz obowiązek wspierania tego miejsca.
Po czwarte – takie miejsca to często historia nie tylko miejscowej, ale i polskiej gastronomii. Taki bar Poranek jest dla mnie równie ważny jak np. Pat’s King of Steak w Filadelfii czy Lou Malnati’s w Chicago. Szanujmy historię.
Po piąte – żyjemy w wolnym kraju. Mamy wybór. Nie pasuje Ci taka pizza? Nie jedz, ale nie reaguj agresją, że komuś to smakuje. Ja wiem, że jedzenie budzi emocje, ale szanujmy się nawzajem. Życie jest wtedy fajniejsze.
To tyle. Następne posty będą już stricte recenzjami z odwiedzonych przeze mnie miejsc.
I jeszcze jedno. Bardzo podobało mi się, że mimo iż czasy były ubogie w możliwości wyróżnienia się, to każdy z odwiedzonych przeze mnie lokali mimo wszystko nie był kopią Poranka, ale starał się w jakiś sposób zaznaczyć swoją inność. Czy to ciastem, czy farszem czy też dodatkami lub sosem. Doceniam bardzo.