Yetztu w Poznaniu było ostatnim ramenowym miejscem do odwiedzenia w Polsce, większość opinii była zachęcająca, sporo osobistości gastronomicznych wychwalało pod niebiosa ich wersje popularnych na całym świecie klusek. Chwalono za niebanalny klimat, streetfoodowe podejście, szybkość obsługi a przede wszystkim smak. Jako, że Poznań nie jest naszym głównym miejscem działania musieliście czekać na tą recenzje naprawdę długo, voilà!
Bardzo żałuje, że byłem tam tylko przelotem, ponieważ gastronomicznie stolica Wielkopolski przeżywa ogromny renesans i dostrzegamy to na każdym kroku. Jestem świecie przekonany, że już Warszawie mocno depcze po piętach, a w niektórych względach wręcz powinnismy się od Poznania uczyć.
Na mokre Stare Miasto docieramy w okolicach godziny 16.00, a wchodząc do lokalu widzimy, ze wypełniony jest po brzegi. Uprzejma kelnerka pyta nas o rezerwacje i nagle pojawia się konsternacja „-Rezerwacja w Ramen barze?” Serio! Lokal cieszy się takim zainteresowaniem, że na weekendy warto zadzwonić i zapewnić sobie miejsce. W kącie sali siedzi starsza pani prawdopodobnie z córką, trzyma nieudolnie pałeczki i siorbie swoje kluski, przy barze na kilku podwyższonych stolikach siedzą parki: „nie obściskują się, wyobraźcie sobie, że nawet się nie całują tylko siorbią swoje kluski”! Na dodatek całej tej paradoksalnej sytuacji tuż przy ścianie młoda matka z może półrocznym dzieciaczkiem na ramieniu także siorbie swoją porcję makaronu co rusz wpychając krótsze nitki w dziubek swojej latorośli. To był ciekawy widok i nawet dla niewprawionego obserwatora powinna sugerować jedno: w tym miejscu dają dobrze zjeść.
Szybko zamawiamy kimchi (8 zł) oraz kakuni (14zł), okazuje się niestety, że kimchi się skończyło a każdy kto mnie zna wie, że to mój konik i próbuję go w każdym możliwym miejscu, wciąż szukając idealnego smaku. Kakuni to długo pieczony w niskiej temperaturze boczek i tutaj filozofii nie ma żadnej – jeżeli coś jest miękkie, przerośnięte tłuszczem i zachowuje pozory delikatności to musi być dobre, zwłaszcza jeżeli spróbujemy tego z odrobiną musztardy japońskiej i szczypiorkiem.
Przechodzimy do ramenu. Zamawiamy Tahintu (25 zł) w składzie: Chashu, mince, jajko, warzywa oraz Yakitori (32 zł): Yakitori z kurczaka, jajko, warzywa.
Mój Tahintu jest esencjonalny i wyraźny w smaku. Makaron jeden z lepszych jakie jadłem, jajko pięknie się rozlewa a dodatki chrupią. Po doprawieniu olejem z chilli i japońska papryką jest to naprawdę smaczne danie.
Yakitori jest bardziej mdły i płaski w smaku ale wciąż bardzo poprawny, same szaszłyki są delikatne i prawidłowo zgrillowane. W tym ramenie wyraźnie przebija się smak bambusa o którego nie dopytałem ale domyślam się, że to o niego właśnie się rozchodzi. I jeżeli mój Tahintu jest naprawdę dobrym ramenem, tak już Yakitori pod koniec jest uciążliwy w jedzeniu. Nie byłbym sobą gdybym się do czegoś nie przyczepił; olej niby sezamowy z chilli był mało wyraźny i jakby zwietrzały – nie czułem w nim aromatu oleju sezamowego, który przecież jest bardzo wyraźny.
Obsługa była odrobine zakręcona i musiałem sam pofatygować się do baru aby opłacić rachunek, nie wspominając o tym, że puste miski na stołach stały dobre 15 minut, a nasze spojrzenia na obsługę nic nie dawały, zrzućmy to jednak na „tabakę” na sali. Gdy spytałem czym kucharz alkalizuje makaron, zostałem odprawiony z kwitkiem bo przecież to ogromny sekret kulinarny, pozostawiło mi to pewien niesmak – wszak to jego obowiązek wymienić elementy składowe potrawy, a przecież nie pytałem o recepturę!
Mimo kilku uszczypnięć Yetztu to naprawdę dobre miejsce; takie które daje nam namiastkę klimatu i smaku. Specyficzna atmosfera sprawia, że chce się tam wracać, ceny są wyrozumiałe i nie obciążają portfela. W karcie znajduje się kilka pozycji, których chętnie bym spróbował następnym razem. Raduję się, że Polska patrzy na wschód!
Yetztu Poznań – Ramen Noodles ul. Boleslawa Krysiewicza 6, Poznań
Facebook: https://www.facebook.com/Yetztu-Poznań-Ramen-Noodles-317434175043296/
WWW i menu: http://www.yetztu.com