UWAGA. W TYM WPISIE RECENZUJĘ BURGERY Z SIECIÓWEK. NIE Z BURGER JOINTÓW. Z SIECIÓWEK. OCENIAM JE WIĘC POD KĄTEM SMAKU I WYGLĄDU JAKO TYPOWE FAST FOODY, NIE PORÓWNUJĄC ICH DO BURGERÓW Z KLASYCZNYCH BURGEROWNI CZY RESTAURACJI!
Wszystkie wpisy z USA ukazują się TUTAJ.
Wendy’s:
Zrezygnowałem z klasycznej oferty i zamówiłem sezonowego burgera Bacon Portabella Melt on Brioche w wersji Double (pół funta mięsa, czyli 230 g) w zestawie z frytkami i małym napojem (w zestawie zawsze taniej). Za całość zapłaciłem 9,90 $.
Kanapka robi solidne wrażenie:
Gryzę więc. Brioszka jak brioszka. Nie przepadam za tymi bułkami, bo jak dla mnie są zwykle za suche. Tak było i tutaj. Suchawa i chłodna (!!!), zaletą jej jest, że napycha i nie rozpada się podczas jedzenia. Dwa ćwierćfunciaki przełożone serem, od góry i dołu uzupełnione grzybami i bekonem:
Gryzę i stwierdzam, że czuję się rozczarowany.
Nie żeby było niedobre, ale słone to jak cholera. Najpierw myślałem, że może grzyby lub bekon, ale spróbowałem też samego mięsa. Takiej ilości w soli jeszcze w żadnym fast foodzie nie poczułem :) Szczerze mówiąc hamburger z Culver’s smakował mi dużo bardziej, żałuję, że nie spróbowałem w Wendy’s czegoś z oferty klasycznej. Frytki takie sobie, znowu muszę przyznać, że Culver’s swoimi grubo ciachanymi frytami wygrywa w cuglach. Tak sobie myślę, że na pewno byłbym bardziej zadowolony, gdybym wziął burgera w normalnej bułce. Fanem brioszek i kukurydzianego pieczywa nigdy nie byłem i nie zostanę.
Steak’N’Shake:
Tutaj także zamówiłem nowość, Cajun Double Steakburger, do tego frytki z parmezanem i świeżym czosnkiem i colę. Nie ukrywam, że skusił mnie opis:
Przynoszą mi zamówienie:
Frytki bardzo smaczne, czosnek i parmezan zagrały koncertowo, aż szkoda, że same frytki takie cieniutkie. W grubszych te smaki na pewno lepiej by się wymieszały, tutaj za mało czuć było smaku ziemniaka.
Dobra, pora na burgera.
I nagle mały zonk. Bułka jest tak nasączona masłem, że albo co chwila trzeba wycierać palce w serwetki (czego nie lubię), albo jeść go nożem i widelcem (czego nie uznaję). Jednak kiedy już się wgryzłem…
… stwierdziłem, że warto było zamówić tego burgera. Całość naprawdę smaczna i ciekawie doprawiona. Razem z frytkami kanapka stworzyła udany duet.
Krystal:
Jak na razie moja największa pomyłka tutaj… Jechałem do nich w nocy przez pół miasta, do podłej dzielnicy, by spróbować chili cheese fries i Big Angus Burgers. W zestawie z colą kosztowało mnie to 7,84 $
Zapakowane wyglądało nieźle, nic nie zwiastowało nadchodzącej katastrofy:
A potem otworzyłem pudełko z frytkami:
Frytki z chili i serem nie muszą wyglądać dobrze, ważny jest smak. A tutaj była to porażka na całej linii: przede wszystkim frytki były niedosmażone, niesmaczne. Chili podłe, a ser tylko na chili, więc pod spodem zostały niedosmażone gołe fryty. Trzy kęsy i won mi z tym do kosza.
BBQ Bacon Big Angus Burger na zdjęciu wyglądał tak:
A w rzeczywistości tak:
WTF?! No dobra, wiadomo, że żaden sieciowy burger nie wygląda w rzeczywistości tak jak na reklamie, ale są chyba jakieś granice? Może i wybaczyłbym nędzny wygląd, gdyby smak okazał się w porządku. Ale niestety. Suche, niedoprawione, niesmaczne. Czy to był angus? Może i był, ale w smaku przypominał trociny. Podobnie jak frytki – 3 kęsy i w kosz. Unikać jak ognia!
A&W All American Food:
I wystrój i klimat klasycznego amerykańskiego dinera, muzyka z szafy grającej – lata 50 i 60, czyściutko, zdecydowałem, że zostaję coś zjeść.
Wybrałem Papa Burger w zestawie z frytkami i Roots Beer do popicia:
Piwo korzenne to ich receptura niezmieniana od 1919 roku. Jest to bezkofeinowy, wykonany z cukru trzcinowego napój doprawiony korą, ziołami, owocami i przyprawami. ja najmocniej czułem chyba cynamon, ale bez ostrości, raczej słodkawy. Bardzo dobre i orzeźwiające.
Frytki:
Świetne. Po prostu. Grube i długie, soczyste, doskonale usmażone.
Papa Burger:
Miękka bułeczka, dwa kotlety wołowe, warzywa, dwa plastry sera, pikle i dedykowany sos. Całość bardzo smaczna i zdecydowanie zachęca do ponownych odwiedzin. Cały posiłek kosztował mnie 7,48 $.
Podsumowując: miałem nadzieję, że uda mi się spróbować więcej sieciowych burgerów. Nie udało się. Trochę żałuję, ale z drugiej strony… Za rok będzie znowu co opisywać ;) A o burgerach spoza sieciówek poczytacie we wpisie o kultowych miejscach w Chicago. Już niebawem.
P.S. Ktoś powiedział „Najbardziej posmakuje Ci PIERWSZY burger, jakiego zjesz w USA w nieznanej sobie sieci”. Chyba coś w tym jest…