Efes Kebab w Warszawie to pierwszy kebab, który wzbudził moja miłość do prawdziwych tureckich dań. Minęły jednak dwa lata odkąd u nich jadłem. Kiedy okazało się, że do lokalu na Alei Niepodległości mam tylko 2 przystanki metrem, pomyślałem: lepszej okazji nie będzie. Miałem trochę czasu przed umówionym spotkaniem, nie jadłem śniadania, więc doszedłem do wniosku, że wpadnę i coś spałaszuję. Przy okazji przekonam się, czy wspomnienia, które z Efesa przechowują nie są aby mitologizowaniem poprzedniej wizyty.
Lokal większy niż ten, w którym jadłem na Jana Pawła II, urządzony bardzo przyjemnie i wygodnie. Jest też część „ogródkowa”.
Zdjęć lokalu nie zrobiłem wiele, bo nie chciałem się demaskować, a poza tym sporo stolików było zajętych i nie chciałem ludzi wprawiać w zakłopotanie.
Rzut oka na kartę. Jest obfita (pełne menu macie TUTAJ). Poprzednio jedliśmy Sultan Kebab i Bejti, chciałem więc spróbować czegoś innego. Po krótkim wahaniu zdecydowałem się na Kofte Lawasz z pieczywem tureckim (28 zł) oraz ajran (6 zł). Ajran i sosy do doprawiania dań zjawiły się pierwsze:
Jogurt okazał się doskonałym pomysłem, leciutko słonawy świetnie gasił pragnienie i idealnie pasował do jedzenia. Po około 7 minutach Kofte Lawasz zawitał na stolik. Spodziewałem się mielonych kotlecików zgrillowanych w kopercie z lawasza, jednak moim oczom ukazało się to:
Jak widzicie mielone mięso baranie zwinięte zostało ze świeżym szpinakiem w kształt rolady. Nie powiem, żeby mi sie nie podobało! Kroję, smakuję i odjeżdżam. Mięso doprawione rewelacyjnie, soczyste i czuć je wyraźnie w każdym kęsie. Szpinak kapitalnie podkręcał smak.
Lawasz z brzegu chrupiący, w środku nieco miększy, za to przeszedł smakami mięsa i szpinaku. Jak wspomniałem mięso gra tu pierwsze skrzypce, bo też jest go dużo i dość grubo ułożone:
Na pierwszy rzut oka porcja wydała mi sie niezbyt duża. Jednak w miarę jedzenia przekonywałem się, że potrafi nasycić. Tym bardziej, że dostałem także turecki chlebek, który pusty w środku może służyć nie tylko do wycierania sosu (polewałem sobie koftę ostrym), ale także można do niego wsadzać surówki czy kawałki potrawy.
Bardzo, bardzo mi smakowało! Tak bardzo, że przed wyjazdem postanowiłem wpaść tam jeszcze raz. Tym razem chciałem spróbować lahmacun, żeby porównać sobie z tym jedzonym w Kebab King.
Jednak gdy już miałem zamawiać, tknięty jakimś impulsem, w ostatniej chwili zmieniłem zamówienie na Karisik Pide (27 zł).
I powiem Wam, że to był strzał w dziesiątkę! Już kiedy wjechała na stolik zaświeciły mi się oczy, a ślinianki zaczęły intensywnie pracować. No bo czyż nie jest piękna?!
Łódka z cieniutkiego, kruchego, bardzo smacznego i świetnie wypieczonego ciasta:
Wypełniona szczelnie 4 różnymi nadzieniami: mieloną baraniną (przyprawioną bardzo podobnie do tej w Kofte Lawasz), świeżym szpinakiem, jajkiem i żółtym serem:
turecką kiełbasą sucuklu z serem (nie jadłem jej dotąd, w smaku przypomina mi kiełbasy węgierskie i bułgarskie), soczystą i dobrze przyprawioną:
oraz cebulą, pomidorem, papryką i kawałkami grillowanego kurczaka:
Nie pytajcie, które nadzienie smakowało mi najbardziej. Każde wprawiło mnie w ekstazę. Myślę, że ta wersja pide jest idealna, zanim zamówicie pide z określonym farszem. Zdecydowanie dobrze wydane 27 zł.
Podsumowując: Efes Kebab poziom trzyma i będzie często przeze mnie odwiedzany. Z przyjemnością spróbuję innych dań z karty no i wreszcie skosztuję kebaba „do ręki” – okienko pracowało pełna parą, a kebaby zamawiali ludzie w każdym wieku i profesji (o ile wolno mi sądzić po wyglądzie). Polecam gorąco, bo warto.
Bar EFES Kebab przy Francuskiej 1
Restauracja EFES Kebab w Alei Niepodległości 80