Street food na Słowacji, czyli relacja z Kosice Street Food Festival - Street Food Polska
close

Street food na Słowacji, czyli relacja z Kosice Street Food Festival

0udostępnień

Uwaga. W Festivalu uczestniczyły w większości polskie food trucki, ale ponieważ wszystkie były już na blogu opisane, w tym tekście skupiam się wyłącznie na przedstawicielach słowackiego Street foodu.

Kolejne moje spotkanie ze słowackim street foodem. Po roku nieobecności ponownie pojawiłem się pod Kinem Usmev w Koszycach by poprowadzić w social mediach relację z Kosice Street Food Festival oraz oczywiście jak najwięcej zjeść. Scena street foodowa na Słowacji nie jest imponująca, jeśli brać pod uwagę ilość food trucków. Ale zainteresowanie ludzi tą formą gastronomii przypomina pierwsze zloty w Polsce. Krótko mówiąc: były tłumy. A teraz do rzeczy. Oprócz polskich food trucków wystawili się przedstawiciele słowackiej sceny. Od czasu mojej poprzedniej wizyty pod Kinem Usmev przybył nowy wystawca. Poprzednio stacjonowała tam jedynie przyczepa Robin Street Food, teraz stoi także kontener sygnowany marką SMILE.

Zacznijmy od Robin Street Food. Mała przyczepka serwująca hot dogi.

Menu króciutkie, zaledwie 3 pozycje. Zacząłem od sztandarowego ich hot doga – Robincek:

Mięciutka, lekko słodkawa bułeczka, bardzo soczysta i doskonale doprawiona kiełbaska, stopiony cheddar, bekon, sos BBQ i zielona cebulka. Obłędnie pyszne i bardzo proste zestawienie. Porcja raczej niewielka, najeść się tym za bardzo nie można, ale wracałem do nich jeszcze nie raz, bo Robincek bardzo mi smakował i nie przypominał żadnego hot doga, jakiego jadłem w Polsce. Jednak kiełbaska robi robotę, a Słowacy, o czym miałem okazję przekonać się jeszcze kilkukrotnie, umieją w kiełbasę.

Trzeciego dnia zjadłem tam jeszcze Burrito Doga:

Znaną mi już kiełbaskę zapakowano w chrupiącą tortillę wypełnioną świeżymi warzywami, sosem i serem. Smakowało bardzo świeżo i lekko. Fajna rzecz, chociaż kiełbaska wydawała się zbyt mała w stosunku do reszty wsadu. Ale na lekki lunch jak znalazł.

Skoro jesteśmy przy hot dogach to muszę powiedzieć, że Słowacy wydają się traktować ten rodzaj street foodu miłością szaloną i bezgraniczną. Kolejki do Robina i trucka NYC Corner kończyły się dopiero po wyprzedaniu towaru!

NYC Corner to food truck, w którym menu jest jeszcze krótsze niż w Robin Street Food. Do wyboru mamy bowiem jednego hot doga. Solo lub z frytkami. Odstałem uczciwie swoje i zamówiłem zestaw z frytkami:

Mięciutka, puchata bułka, znowu świetnie doprawiona, chrupiąca i soczysta kiełbaska, rozlany cheddar, bekon, prażona cebulka, szczypiorek i sos BBQ. Bardzo dobry hot dog. Na osobną wzmiankę zasługują świetne, domowe frytki. Po latach jedzenia u nas głównie belgijskich, grubo ciachanych frytek, była to bardzo miła odmiana.

Jak wspominałem wcześniej, pod Kinem Usmev stoi teraz na stałe SMILE Street Food. W tygodniu oferta ich jest bardziej rozbudowana, na czas Festivalu obejmowała tylko burgery i frytki.

Zamówiłem firmowego burgera, Smile Burger.

Bardzo dobra maślana buła, warzywa, pikle, ser, mięso, sos BBQ. Całościowo burger bronił się smakiem, ale mam kilka uwag. Po pierwsze bardzo spłaszczają mięso i nie pytają o stopień wysmażenia, więc dostajemy mocne medium. Po drugie mięso w stosunku do bułki zdaje się ginąć w tle, a przecież powinno być na pierwszym planie. Kilka pierwszych gryzów to głownie smak bułki i dodatków, dopiero od mniej więcej 1/3 kanapki czuć już pełne spektrum smaków.

Znowu będę chwalił frytki. Ich domowe, cienko cięte, smażone ze skórką bardzo mi smakowały. Widziałem opakowanie, bez żadnej naklejki, pakowane próżniowo, nie mrożone, więc zakładam, że robią je sami. Smakowo doskonałe, do wyboru mamy kilka fajnych sosów, ja wziąłem z majonezem i byłem bardzo zadowolony. Nie są smażone tak, jak jesteśmy przyzwyczajeni, są bardziej miękkie.

Przyczepa reprezentująca restaurację Folks  miała tylko dwie pozycje w menu: kanapkę z pulled pork i kluski na słodko.

Zdecydowałem się na Tatransky Plecniak. Dobra buła, dobre sosy, dobrze doprawione mięso. Uwagi? Tak. O ile całość w smaku wypadała nieźle, o tyle samo mięso było nieco za suche, a pulled pork powinien być soczysty. Poza tym znowu przewaga bułki w smaku.

Bistro Tabacka postawiło tym razem namiot z dwoma langoszami i wegetariańskim curry. Miałem chęć szczerą spróbować wszystkich trzech pozycji, ale ostatecznie udało się zamówić tylko jednego langosza.

Jakoś nie wpadło mi podczas poprzedniego pobytu na Słowacji do głowy by zamówić langosza, a jest to tutaj jeden z najpopularniejszych street foodów. Przyzwyczaiłem się do chrupiących i lekkich langoszy serwowanych przez Rolanda z Traditional Hungraian i byłem bardzo mocno zaskoczony langoszem, którego zjadłem w BT. Kompletnie inna konsystencja ciasta. Tutaj wydaje się cięższe, bardziej bułczane. Mnie to akurat nie przeszkadza, ale chwilę mi zabrało przestawienie myślenia i smaku w innym kierunku. Na cieście znalazły się pyszne, soczyste skwarki z boczku, duszona cebula, ser i sos. Całość jak dla mnie doskonała, sycącą, ciężka, lubię taką kuchnię, więc byłem bardzo zadowolony. 

Last but not least. Knajpka Dva-Dve stanęła z namiotem, w którym serwowali kanapki z pastrami:

Zacząłem od Reubena. Bardzo dobry chleb zgrilowany tak, że lekko chrupał zachowując mięciutkie wnętrze, a między kromkami idealnie doprawione, miękkie, soczyste pastarmi, kiszona kapusta, ser i sos. Dla mnie bomba, mógłbym to jeść codziennie:

Spróbowałem także wersji na ostro i również byłem bardzo kontent. Pikantność idealna, nie tłumiąca smaku mięsa, naprawdę świetny sos, w którym czuć wyraźny smak papryczek, a piklowy ogórek dodatkowo nawilżał całość.

Podsumowując:  Nie ma tu jeszcze takiego wyboru, jak w Polsce, ale słowacka scena street foodowa naprawdę ma potencjał. Smakowo bardzo ciekawie, inaczej niż u nas, co dla mnie było atutem. Jeśli będziecie w Koszycach to warto wpaść do Street Food Corner pod Kinem Usmev i odwiedzić opisane wyżej miejsca. NYC Corner jest z Bratysławy, Folks z Preszova, resztę znajdziecie w Koszycach. Oczywiście na ulicy zjecie dużo więcej, chociażby kebaby, pizzę na slice’y, langosze czy trdelnika. A opisany dwa lata temu food truck ROSTO przeprowadził się… do Warszawy. Teraz słowacką kuchnię zjecie w nowej street foodowej miejscówce w stolicy :)

Polecam Wam także klimatyczne knajpki na starówce, będzie o nich w jednym z kolejnych tekstów. Zjadłem tam bardzo dobre śniadania, odwiedziłem też dwie miejscówki z azjatycką kuchnią, które także opiszę.

W tym miejscu chciałbym także podziękować w imieniu swoim i polskich food trucków ekipie Street Food Corner i Kina Usmev za wszelką pomoc i kapitalną atmosferę. Do zobaczenia … wkrótce!

Taco Libre – kawałek Meksyku w Warszawie

Schabowy – warmińska Mangalica i śledzie z Bornholmu

Dodaj komentarz