Ekskluzywny street food. Brzmi dziwnie? Pretensjonalnie? Przecież street food powinien być kwintesencją egalitaryzmu! No cóż, żyjemy w czasach, kiedy uliczne stoiska mogą pochwalić się gwiazdkami Michelina, czemu więc kuchnia uliczna nie miałaby trafiać do eleganckich restauracji?
Podobnie chyba myślała ekipa związana z kielecką restauracją Żółty Słoń, kiedy wymyślała kolację degustacyjną inspirowaną światowym street foodem. Cieszę się bardzo, że nie tylko mogłem brać udział w tym unikalnym jak na nasze miasto koncepcie, ale również nieco pomóc kontaktując kuchnię z Marcinem Szulżyckim z bloga slodkokwasna.pl. Efekt tej kolaboracji poznaliśmy już na początku kolacji.
Oto bowiem na stoły wjechało amus bouche, niewielkie danie stanowiące preludium do zaplanowanej uczty. Były to jadalne larwy jedwabnika w chili i czosnku podane z sałatką z zielonej papai i kolendrą:




Jednym słowem kolacja zaczęła się w iście hitchkokowym stylu. Miny osób, które nigdy wcześniej nie jadły robaków – bezcenne. Larwy były pyszne! Soczyste, o wyraźnej nucie chili, którą łagodziła sałatka z papai. Mocny i bardzo dobry start.
Następnie wjechała zakąska zimna, inspirowana holenderskim street foodem. Filet z matjsasa z piklowaną cebulką i olejem szczypiorkowym. Wyrazisty smak, pełna soczystość. Świetne!



Zakąska gorąca to już typowo polskie smaki – confitowany ziemniak/ zakwas chlebowy/ wędzony boczek/ twaróg. Pyszne i proste.



Pora na intermezzo. Kubki smakowe przepłukaliśmy galaretką ogórkową z kruszoną maślanką i marakują. Rześkie, kwaskowo – słodkie.



Zupa. Bo bez zupy być nie mogło. A więc lecimy do Japonii. Gotowany cztery dni wywar, zredukowany właściwie do esencji, mocny, wyrazisty. Do tego makaron ramen, jajko i dodatki. Świetne!




Danie główne to prawdziwa petarda nawiązująca do tajskiego street foodu: grillowana krewetka/ woda kokosowa /szpinak wodny / ryż z mango. Świetne, rześkie, sycące.



Kolejne intermezzo. Rabarbar /espuma z ananasa/yuzu. Oczyściło kubki smakowe i dało dużą radochę z jedzenia. Rabarbar wystąpił tutaj jako kawałek korzenia i sorbetu.



Główne danie wege to wycieczka do Indii: pani puri/tamaryndowiec/cieciorka/ sałatka z pomidorów. Bardzo smaczne, chociaż sos z tamaryndowca jak dla mnie był zbyt kwaśny. Na szczęście sałatka równoważyła tę kwaśność.



Główne danie mięsne to ukłon w kierunku smaków amerykańskiej ulicy: burgery wołowe / ser cheddar /popcorn / ogórki w cieście z Coca colą.




Świetne bułeczki, doskonałe mięso, panierowany cheddar robił dobrą robotę, a ogórki w cieście to prawdziwy sztos! Maślany popcorn i Coca Cola dopełniły całość idealnie. Świetnym pomysłem było zaserwowanie dania na wydrukowanej specjalnie na tę kolację gazetce:

I wreszcie deser. Solidny, sycący, bardzo słodki. Turron Dona Pepa /pralina pistacjowa /nuggat. Nie dałem rady zjeść do końca.



Podsumowując: czy kolacja warta była 260 zł? Bez dwóch zdań TAK, bo to co dostaliśmy na talerzach było po prostu świetne. Trzeba także zauważyć, że każdemu daniu towarzyszyło specjalnie do niego dobrane wino, a w przerwach mogliśmy wysłuchać muzyki na żywo. Restauracja Żółty Słoń zaryzykowała i zdecydowanie się to opłaciło. Goście byli zaskoczeni, ale i zadowoleni. Cieszę się bardzo, że mogłem uczestniczyć w takim spotkaniu. Cieszę się bardzo, że street food tak śmiało wchodzi na salony. Czekam na powtórkę!

I jeszcze lista osób, dzięki którym ta kolacja wyszła tak wspaniale. Panowie i Panie, chapeau bas! Tomasz Soczumski, Grzegorz Miśta, Łukasz Wasik, Ewelina Soboń, Mateusz Cheda, Marcin Słopiecki, Tomasz Zapała, Daria Bakalarz, Karol Filipczak, Krystian Dzigman.
Restauracja Żółty Słoń – Głęboczka 3, 25-528 Kielce
Facebook – https://www.facebook.com/restauracjazoltyslon/
WWW – http://www.zoltyslon.pl/