Okazja była niecodzienna. Grupa świetnych, kreatywnych kucharzy urządziła w Bieszczadach kolację charytatywną, z której cały dochód przeznaczony był na zakup endoprotezy dla Tomka, młodego kucharza, który stracił w wypadku rękę i zamiast potulnie iść na rentę, na którą wysyła go System, nadal chce gotować i cieszyć się życiem. Nie mogliśmy takiej okazji przepuścić i pojawiliśmy się w Cisnej, by wziąć udział w tym wydarzeniu. Niebawem na blogu będzie z tego osobna relacja.
Bieszczady piękne są o każdej porze roku, początek listopada okazał się słoneczny, sezon turystyczny zakończony, więc nie ocieraliśmy się co chwila o zabiegany tłum. Ma to jednak swoje wady – niektóre lokale zakończyły działalność, reszta drastycznie ograniczyła godziny pracy kuchni. W piątek, nie ma co ukrywać, nieco zabalowaliśmy i sobotni poranek należał do tych cięższych. Co w takiej sytuacji radzą specjaliści? Solidne śniadanie składające się z jajek i bekonu wspomagane łykami kawy lub herbaty z cytryną. Tak też zrobiliśmy.
Wybór padł na lokal Pod Kudłatym Aniołem. Ponieważ jest po sezonie, kuchnia działa od 11:00, a nie od 8:00, jak sugeruje szyld.
Zasiedliśmy i wzięliśmy menu. Po krótkim zastanowieniu wybieramy. Cappuccino, earl grey z cytryną, jajecznica z trzech jaj na bekonie i śniadanie Bieszczadnika.
Jajecznica z bekonem (13 zł) to solidna (talerze są bardzo duże) porcja jajek (jak dla mnie mogłyby być nieco mniej ścięte) i sycącego, grubo ciętego bekonu. I jeszcze świeży ogórek dostarczający wody oraz pomidor uzupełniający wypłukany wieczorem potas. Doskonale się sprawdziło to połączenie:
Śniadanie Bieszczadnika (26 zł) wprawiło mnie w euforię. Smażone parówki, dwa sadzone jaja, smażone ziemniaki, grubo krojony bekon i warzywa. W menu internetowym figurują placuszki ziemniaczane, w papierowym zapiekanka, ale jak widać po sezonie trzeba iść na kompromisy. Nie zmartwiła mnie ta zmiana, bo ziemniaki usmażone doskonale – miękkie, puchate, z chrupiącą skorupką z wierzchu. Jeszcze tylko pieprz i sól i można zajadać:
To śniadanie daje kopa na co najmniej pół dnia, a przy tym świetnie smakuje. Doskonale sprawdzi się nie tylko na syndrom dnia poprzedniego, ale także w zimowe dni. Warto!
Ponieważ śniadanie bardzo nam smakowało, pojawiliśmy się w Kudłatym Aniele także na obiedzie, w nieco szerszym składzie. I znowu – po sezonie należy liczyć się z sytuacją, że niektórych pozycji z menu nie ma dostępnych na codzień. Nie było żadnej z zup wypisanych w karcie, dostępna była tylko robiona tego dnia zupa dyniowa z płatkami migdałowymi. Bardzo delikatna i lekka. Ceny nie pamiętam.
Koledzy zamówili Placki po bieszczadzku (25 zł) i bardzo sobie chwalili:
Ja wspólnie z żoną poszedłem w kuchnię pogranicza. Nie wyobrażam sobie, by będąc w jakimś rejonie Polski nie skorzystać z okazji i nie spróbować kuchni regionalnej. Dlatego zacząłem od Pierogów huculskich (8 szt./19 zł). Są to smażone pierogi z razowego ciasta z bryndzą. Bardzo mi smakowały, ale muszę Was uprzedzić, że ciasto w nich jest grube, a maka razowa daje dodatkową twardawość, co nie każdemu może pasować. Ja akurat takie ciasto lubię i byłem bardzo zadowolony. Pierogi chrupały, a wnętrze to doskonale doprawiona, o bardzo kremowej fakturze mieszanina bryndzy i ziemniaków.
Rewelacyjne okazały się smażone Pierogi Bieszczadnika (5 szt./19 zł). Tutaj ciasto było jeszcze bardziej chrupiące, lecz cieńsze, same pierogi ze 2-3 razy większe niż huculskie, a nadzienie to prawdziwa poezja. Proste, ale bardzo smakowite i idealnie doprawione – smażone ziemniaki, biały ser i boczek. Brać bez zastanowienia!
Na koniec zamówiłem jeszcze Fuczki z baraniną (39 zł). Fuczki to placki z kapusty, w strukturze podobne do placków np. z cukinii, czyli miękkie i soczyste. Można zamówić je także ze śmietaną zamiast z mięsem. Placki smakowały obłędnie i na pewno będę ich wypatrywał podczas kolejnych wizyt w Bieszczadach. Jedyny zgryz w tym daniu to baranina. Wziąłem prawdopodobnie ostatnia, a na pewno jedną z ostatnich dostępnych porcji i niestety mięso okazało się zbyt twarde.
Podsumowując: wizyty Pod Kudłatym Aniołem wspominam bardzo miło. To fajne, klimatyczne miejsce, gdzie można posiedzieć przy kawie, piwach z browaru Ursa Major lub przy dobrym jedzeniu. Gdyby nie słaba baranina w fuczkach byłoby idealnie. Ale traktuję to jako wypadek przy pracy i chętnie wrócę, kiedy pojawi się młode mięso. Generalnie polecam Wam to miejsce, wynajmują także pokoje. Menu dostępne podczas naszych wizyt wrzucam w pełnej rozdzielczości pod postem.
Oberża Pod Kudłatym Aniołem – Cisna 130 38-607 Cisna
Facebook – https://www.facebook.com/aniol.kudlaty/
WWW – http://www.kudlatyaniol.com