Kocham to miasto. Jest kolorowe, otwarte, a przede wszystkim tętniące knajpianym życiem. Każda moja wizyta w Lublinie to wyjście do knajpek, w których można zjeść i wypić coś dobrego. Nie inaczej było w ostatni długi weekend – zlot food trucków był doskonałą okazją by przyjechać wcześniej i odwiedzić przez weekend kilka miejsc. No i zjeść cebularza oczywiście.
Wieczór na lubelskim Rynku to sama przyjemność. Jeśli jest ciepło, a pogoda dopisuje, wizyta w jednej z licznie rozlokowanych tam knajpek to niemal obowiązek. W zeszłym roku miałem ogromną przyjemność jeść w Mandragorze, restauracji z fantastyczną kuchnią żydowską. Wówczas dopiero remontował się lokal po sąsiedzku, który miał stać się słodką Mandragorą, gdzie królować miały ciasta i śniadania. Teraz był otwarty, a ja nie mogłem takiej okazji przepuścić. Co prawda było już po 18, ale skoro śniadania serwują tam cały dzień…
Byliśmy po sycącym obiedzie, byliśmy także umówieni z Elą i Komarem na piwo, więc tę wizytę potraktowaliśmy jako rekonesans, zakładając, że nazajutrz zjemy w Słodkiej obfite śniadania w większym gronie. Karta zapowiadała bardzo przyjemne wrażenia:
Zamówiłem cebularza. Cóż bowiem bardziej oczywistego do jedzenia w Lublinie można znaleźć? Ale nie był to zwykły cebularz, o nie! Ten w Słodkiej wypiekany jest oczywiście na miejscu, a następnie przekrojony i napełniony siekaną wątróbką drobiową z orzechami i jajkiem. Czyli mamy dwa w jednym – klasykę lubelskiej gastronomii i klasykę kuchni żydowskiej.
To był prawdziwy sztos! Kapitalny cebularz, pachnący, chrupiący z wierzchu, żydowski kawior natomiast idealnie soczysty i doprawiony. Zamówcie to cudo koniecznie, nie pożałujecie.
Moi współbiesiadnicy poprzestali na piwie z Browaru Zwierzyniec, nalewkach i świetnej sezonowej tartaletce z rabarbarem i bezą.
Od stolika wstałem bardzo zadowolony i zdecydowany wrócić rano na śniadanie. Niestety – okazało się, że zmieniono godziny otwarcia i Słodka startowała o 10:00 zamiast 8:00, a my o 10 musieliśmy już być pod Centrum Spotkań Kultur. Następnym razem jednak nie odpuszczę!
Słodka – Piekarnia – Kawiarnia – Rynek 10, Lublin
WWW – https://mandragora.lublin.pl/slodka/cukiernia/
Ela Święcka:
Podczas krótkiego pobytu w Lublinie udało mam się spróbować śniadań w dwóch bardzo klimatycznych miejscówkach – Trybunalskiej w samym sercu Starego Miasta i Par Zonie przy Krakowskim Przedmieściu. Obie wizyty okazały się nader apetyczne i zdecydowanie warte powtórzenia.
Zaczniemy od posiłku w Trybunalskiej. Z porannego menu wybraliśmy oczywiście „śniadanie po lubelsku”, czyli lokalną specjalność, którą jest cebularz. W tej odsłonie zapiekany z pieczarkami i serem Bursztyn. Do tego jajko sadzone i pomidor. To naprawdę fajna i bardzo pożywna wariacja na temat tego regionalnego wypieku. Grzyby dobrze doprawione, żółtko idealne, ser nadaje całości charakteru, a całość – zdecydowanie warta spróbowania.
Drugie śniadanie wybraliśmy w wersji wegańskiej. W jego skład wchodzi: hummus z burakiem, guacamole, rajita ogórkowa, pomidor, marynowana czerwona cebula, tofu, dukkah i oczywiście pieczywo. Sama obecność bezmięsnej opcji w karcie jest na plus. Talerz prezentuje się bardzo smacznie i jego zawartość taka też jest. Fajnie zamarynowane tofu na zielenie, bardzo przyjemna, niezbyt słodka czerwona cebulka, lekko kwaskowe guacamole, delikatna pasta z ciecierzycy z dodatkiem buraka – każdy dodatek jest tutaj dobrze dobrany. Dukkah co prawda ginie w całości, ale ja za sprawą takiej jednej specjalistki od kuchni bliskowschodniej, co do tej przyprawy (i hummusu) mam mocno wyśrubowane oczekiwania. Ale mimo to, tę bezmięsną opcję mogę swobodnie polecić.
Jedna wybrana przez nas opcja wróciła niestety do kuchni. Tost z awokado, pomidorem i jajkiem poszetowym. Całość wygląda apetycznie, jajko jest zrobione w punkt, ale niestety niedojrzałe awokado, które z trudem dało się przekroić nożem zepsuło cały efekt. Szkoda. I tak się tylko zastanawiam, czy nie byłoby lepiej jako zielonego dodatku poszukać czegoś bardziej lokalnego?
Żorż: skoro nie udało się w Słodkiej, to poszliśmy do Trybunalskiej. Przejrzawszy kartę zaczęliśmy wybierać. A było z czego:
Oczywiście nie odpuściłem sobie śniadania po lubelsku. Mogę się podpisać pod tym co pisała wyżej Ela – jest to opcja zdecydowanie warta spróbowania.
Croissanty to śniadaniowa klasyka. Z czterech dostępnych w karcie wzięliśmy dwa – z chorizo, pomidorem, sosem majonezowym i rukolą…
… oraz tostowanego z jajkami sadzonymi z sałatką. Oba okazały się pyszne.
Maciek bardzo sobie chwalił klasyczne English Breakfast, a nawet rzekłbym American Breakfast, bo wzbogacone o hash brown, czyli placek ziemniaczany.
Iza była tak głodna, że swojego tosta z twardym awokado zdecydowała się jednak zjeść. Pieczywo chrupiące, jajko idealnie ugotowane, pomidory mięsiste.
Nie mogłem nie zamówić śniadania trybunalskiego. W jego skład weszła świetna jajecznica z 3 jaj, warzywa, trzy pasty ( z ciecierzycy, rybna i twarożkowa), dwa rodzaje dobrego pieczywa i masło. Bardzo dobry i sycący zestaw, który serdecznie Wam polecam.
Podsumowując: jeżeli szukacie na lubelskim rynku miejsca na dobre śniadanie, to zarówno Słodka jak i Trybunalska Wam się spodobają. Szeroki wybór smacznego jedzenia i ceny adekwatne do jakości i wielkości porcji. Plus bardzo przyjazna obsługa w obu lokalach. Czego chcieć więcej?
Trybunalska Lublin City Pub – Rynek 4, Lublin