Dzisiaj recenzja, do której zbierałem się do dawna. Bardzo dawna. Problem w tym, że wydawało mi się, iż zjadłem tam zbyt mało, żeby zrobić z tego normalną recenzję. Ale od czego ma się kolegów? Więc dziś wspólny wpis mój, Marcina, Adama z My Food Truck i Kaszpira. Wpis powstał z kilku wizyt.
Marcin Malinowski:
Restauracja Lotos – dla wielu miejsce kultowe, dla mnie z racji wieku miejscem kultowym dopiero będzie. Na szczęście w końcu miałem okazję spędzić tam kawałek wieczora. I jak to widzę? Jestem zachwycony, zachwycony wszystkim – począwszy od przemiłej Pani w szatni, przez wystrój oraz obsługę, aż po panującą tam atmosferę. Atmosferę dobrej zabawy. Ale nasz blog jest o jedzeniu, tak że parę słów ode mnie o tym co jedliśmy. A jedliśmy dużo i dobrze. Na pierwszy ogień wjechał tatar. Prosty, klasyczny, smaczny. Z dodatków jedynie ogórek, cebula oraz jajko. Jeżeli dodamy do tego świeży chleb oraz masło, dla mnie jest to zestaw jak najbardziej wystarczający. Śledź w oleju to również idealny przykład prostoty, której nie warto zmieniać. Miękki, jednak nie za bardzo miękki śledź oraz pikantna i chrupiąca cebula to kolejne danie, które idealnie smakuje do zmrożonej wódki. Do tego momentu byłem zachwycony. I wtedy spróbowałem ozorka w galarecie. Tak genialnie podanego na zimno ozorka jeszcze nie jadłem. Mięso dosłownie rozpływało się w ustach. Naprawdę to było coś wspaniałego.
Żorż:
Skąd tytuł? Ano stąd, że podczas naszej wizyty na sali odbywał się zlot rodzinny. Towarzystwo zwyczajem polskim zasiadło do stołu by oddawać się rozkoszom kolektywnego spożywania darów bożych. W miarę upływu czasu jedno hasło stało się na tyle przy owym stole popularne, że i my płynnie i naturalnie taki oto toast wznosić zaczęliśmy: Zdrowie taty!
Ale miało być o jedzeniu.
Skoro lokal jest miejscem kultowym, nie zmieniającym się od lat, to i dania wybraliśmy tradycyjne. Takie co to i głód zaspokoją i do wódeczki pasować będą.
Tatar. Jak napisał Marcin, klasyka. Bardzo zacny, chociaż ja się przyczepię, bo skoro jesteśmy w restauracji, to od tatara wymagam, by podany był restauracyjnie, nie barowo. Bez owijania w bawełnę – zabrakło mi grzybków. Musztardę też musiałem domawiać, ale na szczęście bez dopłaty. Mięso bardzo dobre i naprawdę kiedy już wyrzuciłem zbędną dekorację i wymieszałem po swojemu i doprawiłem maggi i oliwą – z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że był to jeden z najlepszych tatarów, jakie jadłem. I ta magia miejsca – tak, to też zdecydowanie wpływa na smak (Zdrowie taty!).
Śledź w śmietanie choć wydaje się nad wyraz prostą zakąską, często bywa niestety zrobiony źle. Źle wymoczony, stary, rozpadający się… no źle po prostu. Ale nie w Lotosie! W Lotosie śledzik prawilny jest, taki, co to się chce go od razu na widelec nadziać i czym prędzej popić wódeczką. I tak czyniliśmy. A do śledzika podają dobrą, gęstą i kwaśną śmietanę, więc przyjemność podwójna.
Jajko w majonezie. Kolejna klasyczna i prosta przystaweczka. Aż nie do uwierzenia, że normalnie dostępna w menu! Klasyka zakąski z czasów PRL, dziś spotykana tylko w menu okolicznościowym. A w Lotosie – proszę uprzejmie. Jest. I bardzo dobrze.
I jeszcze jedna klasyczna do wódki zakąska – ozór w galarecie. Rzecz tak pyszna, tak przeze mnie uwielbiana, że zamówić musiałem. To jest, drodzy Państwo, prawdziwa meduza! Kto jadł, ten z politowaniem będzie patrzył na młodziaków chcących doznać klimatu dawnych knajp i zamawiających jako meduzę galaretę z nóżek drobiowych. O biedna młodzieży! Dajecie się mamić cieniami lat przeszłych, chudych! Pamiętajcie – prawdziwa meduza do lornety to ozorek w galarecie! Ten w Lotosie był idealny – mięciutki, zatopiony w dobrej galarecie, do której dodano i jajeczko i warzywka. Klasa!
Adam Ślosarski (MyFoodTruck.pl):
Pierogi z mięsem:
Szaleję ostatnio za pierogami z mięsem, głównie dzięki knajpie „U Romana”, w której skosztowałem chyba najlepszych do tej pory i stąd też musiałem zrobić porównanie z Lotosem.
Farsz w pierogach w Lotosie jest bardzo smaczny a pierogi (16 zł) ręcznie lepione, niemrożone. Żałuję tylko, że były gotowane, a nie dodatkowo podsmażane, jednak podane obficie z okrasą były genialne i będę jeszcze na nie wracać.
Naleśniki z łososiem:
Naleśniki z łososiem w sosie beszamelowym (19 zł), była to chyba najsłabsza pozycja z wszystkich zamawianych. Sos beszamelowy bez zarzutu, dobrze sprawdzał się z chrupiącym ciastem naleśnika i koperkiem, wkład niestety chyba z łososia wędzonego, bardziej pasowałby gotowany z dodatkiem małej ilości warzyw czy też z kawałkami gotowanego jajka. Łososia wędzonego preferuję raczej na zimno na kanapce. Całość była nieco za słona i bez wyrazu.
Żurek w wielu restauracjach jadałem poprawny, średni i bardzo dobry, od niego zaczynam w wielu polskich gospodach i jak kraj szeroki tyle różnych jego odmian.
Zacznę od tego, że ocenię tą zupę swoimi oczekiwaniami. W karcie menu widnieje opis „Żurek z jajkiem” (9 zł). Po otrzymaniu zupy zobaczyłem, że były w niej nawet 4 połówki jajka, za co daję duży plus, ponadto plasterki białej kiełbasy, o której nie wspomniano w karcie, więc do tej pory jest nieźle. Wywar lekko zabielanej zupy smakuje dobrze, choć brakowało w niej dodatku chrzanu i większej ilości majeranku lub innych ziół. Podsumowując, zupa była poprawna, a tylko nieco lepszą jadałem do tej pory w łódzkiej karczmie „U Chochoła”.
Stek z cebulą? brzmi nieźle, taką nazwę znajdziemy w karcie, chociaż nie dowiemy się z jakiego mięsa jest ten stek (14 zł) przeglądając jedynie menu. Zamawiam już nie pierwszy raz i wiem, że z dodatkiem smażonej cebulki smakuje trochę inaczej niż rasowy stek, ale właśnie o to chodzi, bo siedzimy w restauracji typowo PRL-owskiej. Grubo siekana wieprzowina uformowana w kotlet (ok 200g) smakuje prawie jak wątróbka, a to za sprawą podsmażanej cebulki, która po całości przykrywa kotlet. Danie idealne do piwa jako przeciwwaga dla spożytej ilości tłuszczu z soczystego mięsa z cebulką.
Kaszpir:
„MISTRZÓW ŚWIATA UPRASZA SIĘ O SPOKÓJ”
Tym hasłem (i innymi z minionej epoki) witany jest każdy gość odwiedzający jedyną w swoim rodzaju warszawską restaurację przy ulicy Belwederskiej 2, czyli kultowy „Lotos„. Ostatni raz byłem w nim siedem lat temu, więc ciekawiło mnie czy coś od tamtej pory uległo jakimś zmianom. Wszak dotykają one całe miasto a szczególnie gastronomię. A więc…
Zupełnie NIC się nie zmieniło. Ani wystrój, ani karta dań. Nadal uprzejma pani w szatni, nadal gwar na sali, która o godzinie siedemnastej jest pełna, nawet te same kelnerki… Uroniłem łzę, bo chleb też dostałem tak jak zawsze – świeży – a porcję masła w małym sreberku. Czułem się jak bym wyszedł wczoraj i wrócił nazajutrz.
Tatar za 18 złotych?
Bez zmian. Czyli bez grzybków. I dobrze.
Śledzik za 9 złotych?
Bez zmian. Porcja pieczywa z masłem – 2 złocisze.
Oferta lunchowa – choć w tym miejscu nazywa się ona tak jak dawniej obiadem firmowym – 17 złotych. Od poniedziałku do piątku od 12-tej do 18-tej! Codziennie inna pyszna zupa i jedno z dań z karty. Można wylosować tak jak ja – znakomitą kwaśną ogórkową:
i klops w aromatycznym sosie z borowików:
z ogromną porcją surówki.
Czy było warto? Ja w tym magicznym miejscu mógłbym nawet umrzeć z przejedzenia. Oczywiście z numerkiem z szatni w ręku…
I na koniec apel. Proszę, potraktujcie go poważnie.
APEL DO ODWIEDZAJĄCYCH LOTOS! Wizytę w TEJ restauracji rozpoczyna się w SZATNI, która jest równie ważna, co sala konsumpcyjna. Poziom schamienia osiągnął już dno i podczas moich odwiedzin widziałem masę gości z wiszącymi na oparciach ubraniami. Najwyraźniej dla nich wizyta w tak kultowym miejscu nie jest warta nawet dwóch złotych dla przemiłej szatniarki. Traktowanie jej jak powietrze uważam za policzek wymierzony w Tradycję i takim osobom nie zamierzam się kłaniać.
Street Food Polska Poleca!
Restauracja Lotos – Warszawa, ul. Belwederska 2, tel. 22 841 13 01 – Facebook, mapa Google