Ela Święcka:
Z czym kojarzy Wam się kuchnia australijska? No właśnie. To jeden z tych regionów świata, o którego kulinarnej stronie nie wadomo praktycznie nic. Dlatego jeśli będziecie mieć okazji, zajrzyjcie do poznańskiej Lala breakfast, lunch & wine.
Przegląd menu zaczęliśmy od śniadań. Lekkich i bardzo przyjemnych w smaku. Ja wybrałam suflet z hummusem i marynowanymi burakami. Całość zwieńczona odrobiną zieleniny. Sam suflet był bardzo delikatny, zwarty, i przyjemny w smaku. Ale moje serducho skradły buraki. Idealnie twarde, lekko kwaskowe, po prostu pyszne. Trzeci główny element śniadania to hummus – gęsty i wyrazisty. Zdecydowanie bliżej mu do klasycznego arabskiego niż mojego ulubionego, ultradelikatnego żydowskiego.
Skubnęłam też dwóch pozostałych śniadań. Połączenie pokrojonych w plasterki grzybów i pasty grzybowej sprawdziło się na pieczywie idealnie. Do tego ugotowane w punkt jajko pochetowane. Świetne zestawienie.
Z trzeciego śniadania (również bazującego na jajkach) zachwyciła mnie marynowana dynia. Po prostu poezja.
Po śniadaniu na stół wjechał lunch. Wybrałam australijskie Parma. Mięso kurczaka otoczone jest panierką, na wierzchu jest plaster szynki i plaster sera. Całość zapiekana jest z dodatkiem sosu pomidorowego. Dobre to. Mięso jest soczyste i bardzo dobrze zgrywa się z pozostałymi dodatkami. Danie uzupełnia ziemnoaczano-maślane puree o gęstej, lekko lejącej konsystencji. Zielone też jest na talerzu. Danie na tylne przyjemne, że na pewno zjadabym je kolejny raz.
Żorż zamówił australijskie pie z polskim akcentem, czyli kaczką. I to było to… Niepozorna zapiekanka kryje w sobie moc. Super soczysta, intensywna w smaku kaczka, nad nią ziemniaczane puree (również zapieczone) i domowy sos z anyżowym posmakiem. Plus lekko kwasowa czerwona kapucha.
Fani deserów w ciemno mogą brać rozpływającą się w ustach Pavlovą. Napijemy się tu też kawy z burakiem i brokułem (smaki co jakiś czas się zmieniają – tak wywnioskowałam po przejrzeniu fb). Ponieważ wyznaję zasadę, że „nie po to kawa została stworzona czarną i gorzką, żeby ją psuć mlekiem i cukrem” napiszę tylko, że to był dosyć ciekawy łyk.
Krótko i zwięźle – idźcie do Lala breakfast, lunch & wine spróbować kuchni innej i bardzo smacznej. Śniadań do wyboru jest sporo, a pozycje lunchowe dostępne są przez cały dzień. Warto też zwrócić uwagę na przemiłą obsługę i przyjemną atmosferę.
Żorż:
Wyguglałem to miejsce przypadkiem, ale kiedy zobaczyłem menu, wiedziałem, że MUSZĘ tam wpaść. Bo kuchni australijskiej dotąd nie znałem, a dania opisane były tak, że dostałem ślinotoku i wyciągnąłem dziewczyny na śniadanie. Dzięki temu, że byliśmy we trójkę mogliśmy spróbować nieco więcej.
Najpierw kawa i herbata…
…a chwilkę później wjechały na stolik nasze śniadania:
Suflet z jajek, pieczony burak, hummus, prażony słonecznik i rukola (13 zł) zamówione przez Elę to bardzo fajny zestaw, sycący, ale lekki w odbiorze. Suflet rewelacja, hummus także bardzo dobry, a buraki wymiatały. Warto!
Placek z kukurydzą, ser feta, sos tzatziki, jajka poche i sałatka z marynowanej dyni, prażonych migdałów i rukoli (19 zł). Kolejna świetna pozycja. Lekki placek świetnie smakował z marynowaną dynią, która w połączeniu z prażonymi migdałami nadawała temu daniu zupełnie nowy wymiar. Plus doskonałe jajka w koszulkach. Świetne!
Genialne były tosty z grzybami i jajkiem (15 zł). Na chrupiących grzankach z chleba tostowego wylądował rewelacyjny, mocny w smaku i aromacie „pasztet” z grzybów i koziego sera, na tym grillowane pieczarki i jajka w koszulkach. Wszystko tutaj do siebie pasowało, śniadanie było pyszne i sycące. Zajadałem z apetytem.
Jak wspomniałem we wstępie, dzięki temu, że byliśmy we trójkę mogliśmy spróbować więcej i z radością (i ciekawością) sięgnęliśmy po dwa dania lunchowe – australijskie parma i australijskie pie.
Tradycyjne Aussie Parma zapiekane z domowym sosem pomidorowy, szynką i rozpływającym się serem (28 zł) to panierowany chicken parmigiana na którym ląduje plaster szynki i ser. Mięso jest soczyste, całość świetnie doprawiona, szynka i ser lekko dają lekką słoność, którą fajnie łamie delikatną słodyczą sos pomidorowy. Do zestawu dostajemy genialne mashed potatoes. Te kremowe ziemniaki mógłbym jeść kilogramami. Polecam.
Ale best of the best okazało się australijskie pie. A właściwie fusion pie. Bo pełna nazwa dania brzmi Poznańskie pie z kaczką i warzywami, okryte kremowymi ziemniakami i sałatka z czerwonej kapusty i jabłka (24 zł). Troszkę poczytałem i okazuje się, że szef kuchni, rodowity Australijczyk, bardzo polubił polską kuchnię. Zdarzyło się nawet, że przygotował pie z bigosem! W tym daniu sięgnął po poznańska tradycję i zrobił coś, co w ustach eksploduje feerią smaków i aromatów. W koszyczku z ciasta mamy rozpływającą się na języku, idealnie soczystą i miękką kaczkę w sosie, od góry przykrytą zapieczonymi kremowymi ziemniaczkami. Do dania dostajemy domowy keczup z koprem włoskim, który należy wylać na pie. Niesamowicie podnosi smak! Do tego świetna kapusta z jabłkami i… nawet nie wiem, kiedy to pie zniknęło z talerza. Absolutny sztos!
Na deser świetna Pavlova (13 zł).
Mieliśmy już kończyć, ale przypomniałem sobie, że przyjaciele z bloga Sezony zachęcali by spróbować kawy z burakami lub brokułami, więc zamówiliśmy buraczaną. Skąd pomysł, by wrzucać do kawy warzywa? Podobno jest to australijski sposób na uzupełnienie witamin. Hmmm… Smak ciekawy, ale chyba wolę witaminy uzupełniać inaczej ;) Niemniej spróbować warto.
Jeszcze rachunek i żegnamy przemiłych właścicieli z mocnym postanowieniem, że do Lali jeszcze wrócimy. Bo tak ciekawych dań już dawno nie jadłem. Jeśli więc macie chęć na coś niestandardowego, na ciekawe śniadanie lub lunch – wpadajcie do Lali. Nie zawiedziecie się.
Lala Breakfast, Lunch & Wine – Taczaka 22/1, Poznań
Facebook – https://www.facebook.com/lalataczaka22/