Koszyce do zjedzenia - Street Food Polska
close

Koszyce do zjedzenia

0udostępnień

…czyli w Republice Vychodu dalej nie potrafią zrobić jajka w koszulce, ale mi to zupełnie nie przeszkadza.

Ten tekst przeleżał sobie w mojej głowie trochę za długo, ale może dzięki temu będę mógł podejść do niego bez większych emocji. Z drugiej strony podchodzić bez emocji do jedzenia? To zupełnie nie w moim stylu.

Do Koszyc, które raczej nie są destynacją pierwszego wyboru dla polskiego turysty, wybraliśmy się z bardzo konkretnego powodu. Od jakiegoś czasu bywamy na koncertach islandzkiego zespołu Árstíðir (ja też wciąż nie potrafiłbym tego wymówić) w ramach świątecznej trasy Vetrarsól. “Szczęście” chciało, że tym razem zespół nie pojawił się w Krakowie, więc postanowiliśmy się wybrać na koncert do Koszyc. Po pobieżnym sprawdzeniu miasta zdecydowaliśmy się na przedłużony weekend, bo chciałem odwiedzić kilka miejsc z jedzeniem. Tak, w przeważającej liczbie przypadków o atrakcyjności miejsca decydują lokale gastronomiczne.

Koszyce przywitały nas chłodem i mocno padającym deszczem, który spowodował, że nie mogliśmy się rozkoszować świątecznym jarmarkiem w pełni i zjeść czegoś przy jednym z wielu przygotowanych stolików. A zapachy były naprawdę kuszące. Podczas spaceru zdecydowaliśmy się jedynie na grzane wino. Mogliśmy wybierać pośród wielu stoisk i wielu słowackich win, uwielbiam w ten sposób pojmowaną lokalność. Nie wiem, czy podczas jarmarku można było w ogóle spróbować jakiegoś wina, które nie pochodziło od naszych południowych sąsiadów. Oprócz tego na każdym stoisku mogliśmy wybierać spośród kilku rodzajów wina, od koloru, przez stopień wytrawności. Wino, na które się zdecydowaliśmy, smakowało doskonale pite podczas spaceru w temperaturze kilku stopni na plusie i w padającym rzęsiście deszczu. Ponieważ nasze kurtki zaczęły przemakać, spacer zaprowadził nas do pierwszego miejsca, które bardzo chciałem odwiedzić.

Dobré Časy to lokal powiązany z browarem God Times znajdującym się w miejscowości Svit niedaleko Popradu. Oprócz piwa z God Times, serwuje się tam klasykę czeskiego i słowackiego kraftu. No i serwuje się również jedzenie, co tego wieczora było szczególnie istotne. Zdecydowaliśmy się na truskawkowego portera i jeden z pilsów, a do jedzenia wybraliśmy sałatkę Cezar dla mojej partnerki i smażony ser dla mnie i ekstra talerz frytek, żebyśmy przypadkiem głodni nie byli. 

Sałatka okazała się bardzo smaczna, z w punkt przygotowanym, soczystym kurczakiem w sporych ilościach, dobrej jakości serem i smacznym dressingiem. Smażony ser wspaniale się ciągnął, sos tatarski był doskonały, a chrupiące i rumiane frytki dopełniały tutaj naprawdę bardzo dobry posiłek. Ekstra frytki również zjedliśmy ze smakiem, zapijając je kolejnymi piwami, które bardzo nam w tym miejscu smakowały.

Powrót we wciąż mocno padającym deszczu przerwaliśmy tylko na moment, aby wstąpić na zakupy do Lidla, gdzie po raz kolejny przekonałem się, że Słowacy to naród genialny i bliski memu sercu, dowodzi tego dostępność w naprawdę szerokiej sprzedaży wędzonej słoniny i skwarków w wersji instant (na zdjęciu).

Sobotę rozpoczęliśmy w Republice Východu, o której wcześniej pisał już Ojciec Założyciel. Niezwykle przyjemne miejsce przy głównej ulicy/placu Starego Miasta z doskonałym widokiem na Katedrę pw. Świętej Elżbiety. Zdecydowaliśmy się na angielskiego muffina z boczkiem, jajkiem po benedyktyńsku polanego obficie sosem holenderskim – wspaniałe pieczywo, idealnie przygotowany chrupiący boczek, jajko w koszulce, które (podobnie jak wówczas, gdy próbował go Ojciec Założyciel) było zbyt mocno ścięte, ale wcale mi to nie przeszkadzało i mnóstwo sosu holenderskiego, w którym te wszystkie pyszności można nurzać, tarzać i wycierać talerz. Moje śniadanie nie tylko wyglądało świetnie, ale i świetnie smakowało. Dokładnie tak samo było w przypadku pankejków wybranych przez moją partnerkę. Puszyste ciasto, dużo owoców, cukier puder – wszystko się tutaj zgadzało.

Po kilku godzinach zwiedzania w chłodzie potęgowanym przez wiatr zajrzeliśmy do kolejnej miejscówki z mojej listy – Pub u Kohuta. Wybrałem to miejsce, bo mimo mojej najszczerszej miłości do piwa rzemieślniczego lubię od czasu do czasu napić się Pilsnera Urquella z tanka. U Kohuta smakuje on prawie tak samo dobrze jak w Pradze. A tutejszym (i w ogóle obyczajem naszych południowych sąsiadów, jednych i drugich) do piwa należy coś skonsumować. Tym razem padło na Hermelina, który uśmiechał się do mnie z menu jeszcze wówczas, kiedy przeglądałem je online w domu – otóż Hermelin u Kohuta jest marynowany z pastą z sera, orzechów z dodatkiem papryki i tymianku w środku – i był to najoryginialniejszy Hermelin, jakiego w życiu zjadłem. Choć wolę sery dłużej marynowane, niemal rozpływające się na talerzu, to ten również był pyszny. Intensywnie orzechowe nadzienie powodowało, że całość miała zupełnie inny charakter. Moja partnerka zdecydowała się na grzanki z oscypkiem i to również był świetny wybór. Chrupiące pieczywo, dobrej jakości ciepły ser i konfitura z żurawiny, tutaj nie było możliwości wpadki. U Kohuta wieczorami często odbywają się koncerty, więc przy kolejnej okazji może właśnie na takie wydarzenie uda nam się trafić.

Po wizycie w starej synagodze, gdzie akurat odbywały się targi rękodzieła i we wspomnianej już Katedrze pw. świętej Elżbiety przyszedł czas na kolację. Na to miejsce ostrzyłem sobie zęby najbardziej podczas całego pobytu. Pivovar Hostinec dumnie głosi, że jest najstarszą wciąż działającą restauracją w Koszycach i na całej Słowacji. Podobno działa nieprzerwanie od 1542 roku. Danie, którego nie mogłem się doczekać to Szarpane Golonko w kanapce składającej się z dwóch langoszy. No przecież to brzmiało jak niebo. Dodatki w postaci cheddara, czerwonej kapusty i rukoli miały być tu jedynie tłem. Niestety nie były. Podczas składania zamówienia zapytałem Pani Kelnerki, czy jest możliwość wymiany majonezu habanero na zwykły niepikantny majonez. Pani stwierdziła wówczas, że majonez habanero wcale nie jest taki ostry. Coś mi wówczas nie zagrało, ale nie próbowałem Pani Kelnerce wypominać, że jak coś ma w nazwie habanero, to raczej jest dość intensywnie pikantne. I takie niestety się okazało. Moja tolerancja na pikantne dania zwiększa się z każdym kolejnym przeżytym rokiem, ale niestety tym razem musiałem polec. Mimo tego, że golonka była wspaniała, idealnie przyprawiona, intensywna w smaku, miękka i soczysta, po prostu doskonała, a langosze pełniące rolę otuliny całej kanapki były jednymi z najsmaczniejszych jakie jadłem w całym swoim życiu – majonez habanero odebrał mi niemal całą przyjemność z jedzenia. Niestety nie dojadłem. 

Drugim daniem, którego postanowiliśmy spróbować był kotlet z mięsa z uda kurczaka panierowany jak zwykły schabowy, z ziemniakami i kiszonkami. Moja partnerka również nie dojadła tego dania, dzięki temu mogłem się przekonać, że kotlet był idealnie wysmażony, chrupiący z wierzchu i bardzo soczysty w środku. Ziemniaki z wody pasowały tu idealnie, frytki mogłyby sprawić, że byłoby zbyt chrupiąco. Bardzo smaczne danie. O jakości piw przez grzeczność wspominał nie będę, wzięliśmy deskę degustacyjną i żadnego z piw nie dopiliśmy, no może poza Pilsem, ale wiemy nie od dzisiaj, że Pilsy to się Słowakom udają prawie tak dobrze, jak Czechom.

Po drodze do wynajmowanego mieszkania postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jedno miejsce, klimatyczny lokal znajdujący się w kinie studyjnym – Kino Úsmev, gdzie oprócz uczty dla duszy, można poświętować nieco przy pomocy ciała. Nie tylko przed wejściem do lokalu stacjonują food trucki, ale również w środku działa bar, gdzie z trzynastu kranów możecie spróbować naprawdę dobrego piwa i prosecco. Wyobrażam sobie jak to miejsce tętni życiem w środku lata. Zdecydowanie do ponownego odwiedzenia.

W niedzielę w okolicach południa, już po sobotnim wieczornym koncercie i po potężnej nocnej śnieżycy, która opóźniła nieco nasze wykwaterowanie i pozwoliła zobaczyć Koszyce w nieco innym anturażu, ponownie wylądowaliśmy w Republice Východu. Tym razem na obiad przed podróżą. Zaczęliśmy od wielkiego cappuccino i herbaty w dzbanku, a później wjechało coś, czego przez cały wyjazd nie mogłem się doczekać. Danie tak proste, a jednocześnie tak pyszne, że zapiera dech. Niektórym zaprzeć dech mógłby również zapach, ale ja go uwielbiam – Bryndzové Halušky. Tak proste a tak wspaniałe danie, ziemniaczane kluseczki wymieszane z sosem bryndzowym i polane tłuszczem wytopionym z wędzonego boczku z okrasą. Ciężko mi sobie wyobrazić, że mógłbym kiedyś napisać te słowa bez ust pełnych śliny. Bryndzové Halušky w Republice Východu były wspaniałe. Ciasto stawiające delikatny opór zębom, wspaniały, gęsty i intensywny sos i chrupiące skwarki dodające całości jeszcze większego smakowego kopa. Mógłbym to danie jeść codziennie i bardzo długo by mi się nie znudziło.

Sałatka z dynią i kurczakiem wybrana przez moją partnerkę również była bardzo smaczna, choć dynia nieco dominowała całość. Jednak jeśli ktoś lubi dynię – będzie zachwycony. Kurczak przygotowany idealnie, wciąż soczysty, do tego domowy majonez, grzanki i ser. Wspaniała kompozycja.

Tym niezwykle przyjemnym obiadem zakończyliśmy naszą pierwszą, ale zapewne nieostatnią wizytę w Koszycach. Jest tam jeszcze przecież tyle rzeczy do spróbowania! Langos z tatarem w Pivovarze Hostinec, Kanapka ze stekiem w Republice Východu, Bryndzové Halušky w Staničný Pivovar – restauracji i minibrowarze znajdującym się na ostatnim piętrze koszyckiego dworca kolejowego. A to na pewno dopiero początek.

Koszyce mnie zaskoczyły, to piękne, nieduże miasto, gdzie przy dobrej lokalizacji noclegu wszędzie można dojść pieszo, to przyjaźni i sympatyczni ludzie i wspaniałe jedzenie. Czegóż można chcieć więcej? Serdecznie polecam Wam wizytę w Koszycach, o każdej porze roku można się tam świetnie bawić.

Michał Turecki

Ceny:

Dobré Časy:

Sałatka z kurczakiem – 7,50 euro

Smażony Ser – 8,90 euro

Dodatkowe Frytki – 2,50 euro

Ceny piwa widoczne na zdjęciu

Republika Východu:

Jajka po benedyktyńsku na angielskim muffinie z boczkiem i sosem holenderskim – 7,90 euro

Naleśniki z dżemem – 6,70 euro

Bryndzové Halušky – 7,90 euro

Sałatka z dynią i kurczakiem – 9,90 euro

Cappuciono wielkie – 3,60 euro

Herbata – 3,20 euro

Pub u Kohuta:

Hermelin – 6,50 euro

Grillowany Oscypek na grzance – 6,90 euro

Pivovar Hostinec:

Kotlet z uda kurczaka z ziemniakami i kiszonkami – 8,90 euro

Szarpane Golonko w langoszu – 9,90 euro

Dobré Časy – Čajkovského 4, Košice

Facebook – https://www.facebook.com/dobrecasykosice 

Republika Východu – Hlavná 108/31, Košice

Strona internetowa – https://www.republikavychodu.sk/

Facebook – https://www.facebook.com/Republika-v%C3%BDchodu-109187877337851/

Pub u Kohúta – Hrnčiarska 950/23, Košice

Strona internetowa – https://www.pubukohuta.sk/

Facebook – https://www.facebook.com/pubukohuta/

Pivovar Hostinec – Hlavná 91/65, Košice

Strona internetowa – https://www.pivovarhostinec.sk/

Facebook – https://www.facebook.com/pivovarhostinec/

Kino Úsmev – Kasárenské námestie 1, Košice

Strona internetowa – https://kinousmev.sk/

Al Medina – Spróbuj czegoś niezwykłego!

W poszukiwaniu smaków młodości. Śladem „polskiej pizzy”, wprowadzenie.

Dodaj komentarz