Gdzie (Zjeść) najlepsze wege w Warszawie? - Street Food Polska
close

Gdzie (Zjeść) najlepsze wege w Warszawie?

0udostępnień

Kaszpir:

Wegetariański raj dla mięsożerców

Kiedy Dima (właściciel działającego od kilku lat Hamburgera z Karaibów) poinformował, że otwiera lokal wegański, myśleliśmy że upadł na głowę. Ale kiedy po niecałych trzech miesiącach nieopodal burgerowni przy Puławskiej zabłysnął nowy neon stylizowany na lata 20-te z napisem ZJEŚĆ, wiedzieliśmy że wraz z bratem dopięli swego.

Sam lokal do najmniejszych nie należy. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to fajnie zaaranżowana ściana z logo lokalu. Drugie, co rzuca się w oczy, to fajnie kontrastująca z nią ceglana ściana, która wraz z ciepłym oświetleniem nadaje bardzo domowy charakter całemu pomieszczeniu. A jak jeszcze dodam, że mile widziane są tu psiaki, to zaraz pomyślicie, że obowiązują tu spodnie-rurki, sztuczne futra i hipsterskie brody. Otóż nie. Tu obowiązuje smak.

Moja pierwsza wizyta miała miejsce jeszcze przed oficjalnym otwarciem. W towarzystwie niezastąpionego R. i nastawieni na dobre mięsne dania chcieliśmy poczuć to rozczarowanie, kiedy zostaniemy potraktowani jak króliki a na stole pojawi się góra niejadalnej i trującej nasze kubki smakowe zieleniny. Moglibyśmy wtedy zupełnie spokojnie powiedzieć: „A nie mówiliśmy” i wyjść z knajpy ostentacyjnie rzucając talerzami niczym Marta Seler. Ale plan spalił na panewce, bo Dima perfidnie nas oszukał. Smakiem.

Bo kiedy na stół wjechały wursty na puree ziemniaczanym (32 złote) w towarzystwie duszonego chutney’a to żarty się skończyły. Poczułem smak mięsa i stwierdziłem, że to miejsce ma szansę stać się rajem dla mięsożerców, w którym każdy chłopak będzie mógł odtąd spokojnie zjeść normalny i smaczny posiłek na randce ze swoim wege-chłopakiem lub wege-dziewczyną zamiast aplikowania sobie sałatki z trawy i wody niegazowanej.

Następnym w kolejce daniem okazało się burrito z „kurczakiem” (28 złotych), które naprawdę dzięki umiejętnie dobranym i komponującym się smakowo piklowanym warzywom, nie różniło się wcale do wersji mięsnej.

Trochę szkoda, że z pierwotnego menu nie zobaczymy już deski serów wegańskich, która otworzyła mi oczy na fakt, że można bezlaktozowo oddać się konsumpcji wina z chyba najbardziej klasyczną przekąską, ale cóż. Takie prawo rynku. Widać dla wegan takie sery o standard a w końcu ma to być miejsce przyjazne dla ludzi jedzących mięso.

Quesadilla pięknie posklejana wegańskim serem (28 złotych) znów przypomniała o smaku kurczaka. Do tego fajny i doprawiony dip z awokado do maczania – bajka.

Nie próbowałem niestety najważniejszego dania, czyli burgera z Lindy McCartney ;-) (28 złotych), więc bardzo się ucieszyłem, kiedy Żorż oświadczył że niebawem będzie przypadkiem przechodził z tragarzami przez Warszawę i kilka dni temu udało nam się spotkać u Dimy w celu konsumpcji tegoż (burgera).

Porcja raczej nie przypomina klasycznego ćwierćfunciaka. Jest rozmiarów prędzej aspirujących do jakiegoś konkursu dla burgerożerców, ale zestawiona prawilnie z sałaty, pomidora, pikli a po wbiciu zębów w kawał soczystej wołowiny okazuje się, że jej smak niewiele różni się od oryginału. Nawet chrupiący boczek z tofu i rozpływający się ser nie postawiły moich kubków w stan alarmowy. No, kurczę, to naprawdę niezły psikut… psikus. Większym nawet wykazał się szef kuchni, który zamiast kotleta z Lindy zafundował nam na próbę kotlet z beyond meat’a, który okazał się świetny pod względem tekstury i gdyby nie lekko orzechowy smak, byłby nie do odróżnienia od wołu.

Kolejnym daniem, które przetestowaliśmy, była kaczka ukryta w doskonałych pierożkach gyoza (27 złotych). Tu zdecydowanie dominują wschodnie smaki – dla fanów oczywiste, dla mnie może ciut za kwaśne – ale znów – kompozycja, dodatki, sos robią z tego dania bardzo fajną wielosmakową całość.

Zdecydowanie zakochałem się za to w krewetkach, które zawierają w sobie nutę smakową surimi i pod zębami mocno przypominają oryginał a unurzane w sosie „tatarskim” trafiają na listę ulubionych dań (35 złociszy).

Na koniec zostają eintopfy, czyli dwie zupy i chilli con (a właściwie to sin) carne. Tu do wyboru macie zupę z pieczonej dyni z kokosem i kolendrą. Jak nie lubię kremów, a zwłaszcza z bezsmakowej dyni, tak tutaj dodatek kolendry, chilli i oczywiście a’la kurczaka robią robotę. Danie meksykańskie to świetnie doprawiony klasyk (no może jak dla mnie trochę za dużo warzyw, ale znacie mój stosunek do nich), z guacamole i tortillą. Moje serce skradła natomiast tom yum, czyli mocno pikantna zupa na mleku kokosowym z makaronem, grzybami mun oraz kolendrą. Mój żołądek nie kocha dań ostrych, ale tutaj balans został ustawiony idealnie, stąd mogę polecić ją każdemu bez żadnych późniejszych sensacji. ;-)

Podsumowując, wielkie gratulacje dla tria: Tomek Królikowski (autor menu) oraz Igora i Dimy, którzy stworzyli coś, co już zostało pozytywnie zweryfikowane przez rynek i w weekendy czasem ciężko o wolne stoliki. To miejsce nie dzieli na mięsożerców i wegetarian ale pokazuje jak w dzisiejszych czasach te światy się przenikają i że odtąd zdecydowanie łatwiej będzie o trwałe związki nawet wtedy, gdy partnerzy reprezentują odległe upodobania kulinarne. Warto wpaść i przekonać się samemu lub samej. Może i Ty nad talerzem znajdziesz tu swoją drugą połówkę?

Żorż:

Trochę karkołomny wydawał mi się pomysł, żeby nazwać knajpę ZJEŚĆ. Bo niby nazwa mówi wszystko, a nie mówi nic. Dopiero pełna nazwa Zjeść – Kuchnia Wegańska rozświetla nam umysł i wprost wskazuje, czego możemy się w lokalu spodziewać. Byłem bardzo ciekaw co Dima tym razem wymodził. Człowiek, który robi jedne z najlepszych moim zdaniem burgerów w Polsce bierze się za wege?! Z drugiej strony wiele razy przekonałem się, że najbardziej smakowało mi wege wychodzące spod rąk osób na codzień pracujących z mięsem. I tutaj jeszcze kilka słów wyjaśnienia. Zjeść to lokal adresowany nie tylko do ortodoksyjnych wegan, ale również do ludzi takich jak ja, którzy z mięsa nie rezygnują, ale lubią czasami zjeść dobre wege oraz do sportowców i osób dużo ćwiczących ( w tych daniach jest m.in. dużo białka i witamin).

No to idziemy sprawdzić.

Zjeść otworzyło się kilka metrów od Hamburgera z Karaibów, więc zarówno Dima jak i Igor mają blisko by trzymać cały czas rękę na pulsie. Lokal urządzony prosto i fajnie – duże witryny, więc jest jasno, a wystrój loftowy – drewno, kamień, metal. Zerkamy w menu i zaczynamy wybierać. tutaj jedna uwaga – menu cały czas rotuje. Są pozycje stałe, ale będą pojawiać się propozycje weekendowe, w tym ramen.

Zaczęliśmy od piwka i wietnamskiej kawy. Ortodoksi bedą zawiedzeni, bo skoro to lokal wegański, to i mleko wegańskie zamiast zagęszczonego, ale mimo to kawa naprawdę pyszna.

Potem wjechała Vegan Tom Yum Hoisin  na bazie mleka kokosowego oraz warzyw (cukinia, kiełki fasoli mung, marchewki, grzybów mung, pak choy, kolendry) z wegańskimi nudlami. Kapitalny, esencjonalny i pikantny wywar z nutą słodyczy mleka kokosowego bardzo mi smakował. Wegańskie nudne sprężyste i… bardzo smaczne. Zajadałem z przyjemnością, kompletnie nie brakowało mi tutaj ani mięsa ani krewetek. Pycha!

Było nas kilka osób, więc spróbowaliśmy kilku dań. Przed nami wylądowały wegańskie „wursty”, wegański burger, wegańskie gyoza i scampi.

Zacznę od pierożków gyoza. Kapitalne, lśniące i sprężyste ciasto napakowane… wegańską kaczką. Czyli sojowym odpowiednikiem mięsa. Ale soja doprawiana jest przez kucharzy na miejscu, nie jest to gotowiec. I tutaj kryje się cała tajemnica smaku. Maczane w ostrym sosie pierożki smakują obłędnie. Jak wydłubiecie z ciasta kawałki „mięsa” prawdopodobnie poczujecie, że to soja. Ale jedzona razem z ciastem i sosem smakuje jak mięso. Albo napiszę inaczej – w ogóle nie czułem w tym BRAKU mięsa. Kiszonki jakie znajdziemy na talerzu z pierożkami fajnie odświeżają smak.

Scampi to te małe kuleczki podane razem z opiekanymi ziemniaczkami. W pierwszej chwili na myśl przychodzą wszelkiego rodzaju nuggetsy, ale po spróbowaniu wiemy już, że mamy tutaj odpowiednik krewetek. Smak co prawda bardziej zbliżony jest do paluszków krabowych, ale jedzone razem z sosem tartare, sałatką wakame i cytryną dają nam wrażenie, że jemy owoce morza.

Wegańskie „wursty” zaserwowane są z puree ziemniaczanym i chutneyem z czerwonej cebuli. Z wyglądu bardziej przypominają grillowane cevapcici niż kiełbaski, ale to szczegół. Ważny jest przecież smak. A ten jest… ciekawy. I najbardziej neutralny ze wszystkich dań, jakich spróbowałem. Zgrillowane „kiełbaski” jedzone solo na mnie jako mięsożercy sprawiły wrażenie nieco niedoprawionych. Ale kiedy na widelcu znajdzie się kawałek „wursta” w towarzystwie kremowych ziemniaczków i słodkiego chutney, smak zmienia się diametralnie. Znowu nie zwracałem uwagi, że jem zamiennik mięsa, bo było po prostu pysznie.

Na koniec zostawiłem burgera, z którym wyszło małe nieporozumienie. W karcie mamy dwa burgery: Linda McCartney Burger i Beyond Burger. Czym się różnią? Otóż LMB to burger sojowy, a Beyond Meat zrobiony jest z roślin strączkowych. Są także nieco inaczej złożone, LMB jest nieco bogatszy w składniki. Przede mną wylądował więc Linda McCartney Burger tyle że… z kotletem Beyond Meat.

Mimo pomyłki w kotletach, postanowiłem spróbować. Mamy tu więc świetną wegańską bułkę, która nie tylko dobrze smakuje, ale także trzyma całą konsytrukcję do końca w jednym kawałku, mamy „bekon” z wędzonego tofu…

… mamy wegański cheddar, sos BBQ, grillowanego pomidora, ogórka małosolnego, czerwoną cebulę i sałatę lodową. Jeśli spróbujemy każdego z tych składników, bez problemu poczujemy, że to wegańskie zamienniki. Ale kiedy burgera będziemy jeść w całości… to zjemy go z apetytem do końca bez poczucia, że ktoś nas robi w konia (piszę oczywiście z punktu widzenia mięsożercy). Całość jest po prostu bardzo dobra, burger jest soczysty, chrupiący i miękki gdzie trzeba, a po przekrojeniu nawet wygląda jakby był wysmażony na medium:

Kolega zamówił sobie jeszcze wegański pad thai. Nie spróbowałem, bo kolega (mięsożerca) zajadał jak szalony, ale bardzo chwalił smak.

Podsumowując: dla mnie Zjeść to obecnie najlepsza kuchnia wegańska jaką jadłem w Polsce. I mówię to z całą odpowiedzialnością. Jeżeli szukacie dobrego wege to znajdziecie je właśnie tam. Mam tylko sugestię: jeżeli nie jesteście weganami, jadacie czasami mięso – nie rozkładajcie tych dań na czynniki pierwsze, tylko jedzcie je zgodnie z sugestią obsługi. Wtedy poznacie całe spektrum smaków, jakie ze sobą niosą.

Jeżeli jesteście wegetarianami lub weganami – idzie do Zjeść, poczujecie się jak w niebie. Jeżeli nie jesteście wegetariańscy, ale szukacie odskoczni od mięsa, zdrowej kuchni, a przy tym bardzo smacznej – idźcie do Zjeść. Jeżeli dotąd nie szukaliście alternatywy dla mięsa albo nie trafiliście na dobre – idźcie do Zjeść, nie pożałujecie. Bez zbędnego napuszenia czy ideologizowania w Zjeść nakarmią Was naprawdę smacznie. Będę tam wracał z przyjemnością. Polecam gorąco.

Zjeść Kuchnia Wegańska – Puławska 138, Warszawa

WWW – https://www.zjesc.pl/

Facebook – https://www.facebook.com/zjesckuchniaweganska/

Menu – https://www.facebook.com/pg/zjesckuchniaweganska/menu/

Piselli – arcypizza w Warszawie

Bardziej i Setka, czyli Warszawa na melanż

Dodaj komentarz