Kto nie był w ostatni weekend pod Galerią Kazimierz może żałować. Coś dla siebie mógł znaleźć każdy. My zaczęliśmy od streetfoodowego klasyka. The Bandits i ich burger w wydaniu hiszpańskim – po prostu bajka. Świetnie wysmażone, soczyste mięso, najwyższej jakości sprowadzana z Hiszpanii szynka (zdecydowanie nie w symbolicznych ilościach) i do tego jeszcze ten sos z oliwkami. Wszystkie dodatki idealnie się uzupełniają. Całości dopełnia tapas w postaci oliwek. Nic dodać, nic ująć. Dla miłośników kuchni spod znaku Espania – must have. A właściwie, must eat. Tylko niespiesznie, żeby choć trochę podelektować się tym smakiem.
Później był langosz od Yummi Langosz. Delikatna śmietanka, swoje zrobiły też posiekana czerwona cebula i pietruszka, czosnek praktycznie niewyczuwalny. Ale na minus, niestety ciasto. Trochę za tłuste i nie do końca dobrze wyrobione. Placek prezentuje się ładnie, ale nad smakiem ciasta trzeba jeszcze popracować.
Ponieważ temperatura przekraczała granice racjonalnej normy, nie można się było obyć bez lodów. The Waffles i ich mieszanka whisky z czekoladą. Połączenie kapitalne. Ponieważ słodycze jadam rzadko i oprócz gorzkiej czekolady są to najczęściej jedynie lody, to te faktycznie trzeba pochwalić. Za fajny, wyrazisty smak. Zresztą, już kolejny raz próbowałam tego, co robi ekipa z Warszawy, i kolejny raz się nie zawiodłam.
Kolejny przystanek – Rozbrykana Owca i Spółka. Największa opcja (bardzo podzielna zresztą), czyli soczyste, idealnie doprawione kuleczki z jagnięciny, do tego świetnie zrobiony falafel i sos. Jeden z ciekawszych sosów, jakie jadłam – pomidorowy z cieciorką, o wyrazistym smaku. Całość uzupełnia jeszcze surówka z akcentem o niepowtarzalnym smaku kiszonej cytryny i porządnie zrobiona pita. Jagnięcinę nie każdy lubi, ale w wydaniu Rozbrykanej Owcy – warto spróbować.
Na prawie koniec będzie na ostro. Chili con carne od Burrito in love. Szczelnie zawinięta tortilla wylądowała na stole. Pierwszy kęs I wow. Tak, jak powinno być w kuchni meksykańskiej. Jest pikantnie, ale z wyczuciem. Po prostu kawał dobrej roboty. Dodatkowo, z pikanterią tego chili con carne świetnie kontrastuje i nieco ją łagodzi orzeźwiająca kolendra. To zdecydowanie coś, co z czystym sumieniem mogę polecić każdemu amatorowi nie tylko kuchni tex-mex, ale wszystkich pikantnych dań.
Na sam już koniec – wizyta na Bałkanach w wykonaniu Los Santos. Lubię kuchnię bałkańską, jak i cały ten region. Cevapcici jadłam w najróżniejszych miejscach i odsłonach. W tej – wypadło całkiem nieźle. Po pierwsze, dobra bułka. Na tyle wytrzymała, by nie przerósł jej ciężar zawartości. A rzeczona zawartość, i bogata, i smaczna. Może mięso doprawione bardziej pod polskie gusta i kubki smakowe, ale naprawdę dobrze zrobione. Jest soczyste, aromatyczne i w połączeniu z sosem i resztą dodatków smakuje bardzo dobrze. Na pewno jest to propozycja na większy głód, bo burger jest bardzo sycący.
Żorż Ponimirski:
Yummi Langosz. Nowi na rynku, ale jak zapewniają, o sprzedawaniu langoszy myśleli od wielu lat. Ciasto inne niż w znanych Wam zapewne Lubish Langosh – bardziej chrupiące, mniej puchate. Jednym będzie to odpowiadało, innym nie, ale spróbować warto i samemu wyrobić sobie zdanie. Mnie smakowało. Ela jadła pierwszego langosza, jakiego zrobili tego dnia, więc może dlatego nie była do końca zadowolona. Ja spróbowałem jeszcze kilku później i z langosza na langosz było coraz lepiej.
Los Santos Bar. Co do Balkan Burgera mogę się tylko podpisać pod słowami Eli. Ale…
Udało mi się spróbować także Patatas Bravas, czyli ziemniaczków krojonych w kostkę, obsypanych wędzona papryką, smażonych w głębokim tłuszczu, podanych z dwoma sosami. Bardzo przyjemna przekąska.
AntyVegan Bus. Chłopaki z Radomia zdobyli moje serce świetną kiełbasą, którą zajadałem się na poprzednim zlocie, tym razem zdecydowałem się na klasykę polskiej kuchni:
Tak, tak. Gęsta, aromatyczna, wyrazista i gorąca – tego mi było trzeba.
Jadło na Kółkach przywiozło hot dogi. Upał panował taki, że moje możliwości były mniejsze niż zwykle, więc spróbowałem tylko jednej buły od nich.
Zdecydowałem się na hot doga amerykańskiego, z którego poprosiłem o usunięcie rukoli wybierając na jej miejsce ser. Co ciekawe, w hot dogu tym zamiast wołowej kiełbaski mamy mieloną wołowinę w kształcie wałka. Zgrillowana jak burger. W towarzystwie pikli, warzyw, chrupiącego bekonu, sera i sosu BBQ smakuje bardzo dobrze. W sumie smakuje jak cheeseburger :) Chętnie spróbuję bardziej klasycznych hot dogów od tej ekipy.
Jakimś cudem nie udało mi się dotąd spotkać z kanapkami serwowanymi przez ekipę Bratwurst. Nadrobiłem to niedopatrzenie i zamówiłem Smażony Ser w wersji z bekonem. Dwa sosy sprawiają, że całość nie jest sucha. Proste, pyszne, sycące.
Na koniec Mięsny Jeż od Startruck. Coś, dzięki czemu cofnąłem się w czasie. Frytki, ser, bekon, prażona cebulka i sosy. A wszystko to razem podane na talerzu. Smak jako żywo przypominał mi lata 90 XX wieku, kiedy fast foody kupowało się w budkach lub przyczepach rozmieszczonych w różnych punktach miasta. Na pewno wielu czytelników przypomina sobie teraz smaki, jakie towarzyszyły nam w owych czasach podczas powrotów z melanżu.
The Bandits – https://www.facebook.com/TheBanditsPl/
Startruck – https://www.facebook.com/startruck.food/
The Waffles – https://www.facebook.com/thewaffles/
Bratwurst – https://www.facebook.com/bratwurst.krk/
Rozbrykana Owca – https://www.facebook.com/rozbrykanaowca/
Antyvegan Bus – https://www.facebook.com/antyveganbus/
Los Santos – https://www.facebook.com/LosSantosBar/
Jadło na Kółkach – https://www.facebook.com/jadlonakolkach/
Yummi Langosz – https://www.facebook.com/YUMMILANGOSZ/
Burrito in Love – https://www.facebook.com/burritoinloveee/