Komu zdarzyło się zwiedzać podkarpackie rubieże, z pewnością w większości przypadków napotykał wokół te same „baranie” kebaby, pseudo hot-dogi na stacjach benzynowych, kupne „hamburgery” odgrzewane w mikrofali i cały inny syf, który je się po prostu dlatego, bo jest się głodnym. A być może odczuło się tęsknotę za smakiem jakiegoś oryginalnego i domowego… fast food’u? Powiem Ci, gdzie się udać, strudzony wędrowcze, jeżeli zabłądzisz w okolice powiatu jasielskiego i zatęsknisz za smakiem domowego jedzonka w wersji fast. Jak to możliwe? Zapraszam na wizytę w pubie-pizzerii „Magura” w Osieku Jasielskim.
KEBAB
Powszechnie uznaje się, że kebab z kurczaka to żaden kebab – oczywiście ja również się pod tym podpisuję i jeżeli zamawiam to danie – zawsze z „baraniną” (tudzież wołowiną – niektórzy nie kłamią). ;) W tym lokalu wyboru nie mamy i jest to standardowa (czy „standardowa” – jeszcze się przekonamy) wersja naszego „dania narodowego”. Zamawiam więc na wynos po prostu kebab (9,50 zł). Nie jest powiedziane, czy to wersja w bułce, ale sądząc po tym, że oprócz niego istnieje opcja „kebab na talerzu” i „tortilla”, spodziewam się właśnie standardowego, „bułkowego”.
Po 15. minutach dostaję średniej wielkości zawiniątko w aluminiowej folii i… Cholera, jakie to gorące! Trudno utrzymać w łapach! To dobry znak, bo lepiej poczekać chwilę, aż ostygnie i będzie w sam raz, niż dostać chłodne (albo gorzej – całkiem zimne – w innych lokalach spotykały mnie i takie sytuacje). Być może to z troski o klienta – wziąłem przecież na wynos. :) I faktycznie, po 10. minutach drogi w samochodzie do domu, kebab nabrał odpowiedniej temperatury, w sam raz do spożycia. Odpakowuję. I Bardzo pozytywne zaskoczenie. Sporo kurczaka wystaje z… Pity. Tak, dokładnie – pity, a nie jakiejś zwykłej kebabowej buły, do jakiej przyzwyczaiło nas większość lokali serwujących kebab.
Ucieszyło mnie to, gdyż pita jest po prostu „kieszenią”, mającą za zadanie trzymać wszystkie składniki i z góry wiedziałem, że nie będzie dominowała w smaku. Co prawda, pod koniec trochę mi się rozwaliła – zdaje się, już z mojej winy – mogłem jeść przecież na miejscu. Nie zapytałem o to, ale sami jej raczej nie wypiekają – prawdopodobnie „przychodzi” na zamówienie z jakiejś zaprzyjaźnionej piekarni, bo jestem pewien, że tak dobra pita z żadnego supermarketu nie pochodzi.
Kurczak – przypomina bardziej gulasz u babci niż kebab, z powodu braku typowego „kebabowego” doprawienia. Warzywa oczywiście występują – mamy ogórka, żółtą paprykę, sałatę i pomidora. Świeżo i domowo. Zostałem zapytany o sos – wybrałem „czosnkowy”. Powinni określać go jogurtowym, bo czosnku w nim nie wyczułem, ale jest bardzo dobry i z resztą składników współgra idealnie. Na plus proporcje – cały czas, równomiernie, czujemy kurczaka, warzywa i sos. Co do pity i świeżych, kolorowych warzyw – inni serwujący kebab napchany do buły wraz ze znienawidzoną przeze mnie czerwoną kapuchą – powinni brać przykład.
MEGA PIZZA
Skoro lokal jako pizzeria słynie, obowiązkowo musiałem spróbować pizzy. Do wyboru jest ich niemało – 24 pozycje – jednak ja kierując się poniekąd myślą, że ma być to opisane w recenzji dla SFP, bez zastanowienia wziąłem najdroższą z nich – Mega Pizzę (27 zł). Składników co niemiara (ortodoksyjny fan „jedynej, prawdziwej, trzyskładnikowej” pizzy na pewno stwierdziłby, że to nie jest pizza), ale po dokładnym ich przestudiowaniu, zażyczyłem sobie, by nie dawać mi kukurydzy i ananasa, których najzwyczajniej w świecie nie lubię. Do tego „dla zasady” 2x sos czosnkowy.
Nie spodziewałem się, by pizza ta była szczególnie dużej wielkości – lekko wygórowaną cenę w porównaniu do pozostałych pozycji, tłumaczyłem sobie ogromem składników. I jakże byłem zaskoczony, kiedy na moje ręce zostało złożone wielkie pudło, z którym „na styk” wszedłem do samochodu (do porównania – zapalniczka na fotce). Ktoś w komentarzach na FB pod moją recenzją pizzerii w Nowym Żmigrodzie zapytał, jaka była średnica tamtej pizzy – przepraszam, że nie odpisałem – po prostu nie mam takich informacji, a nie chciałem „strzelać”; do tego sam zapomniałem o tym, by ją zmierzyć – ot, niedopatrzenie. Tym razem jednak pamiętałem o tym i sięgnąłem po metr krawiecki. :) Średnica opisywanej właśnie przeze mnie pizzy to 45 cm – typowa pizza familijna i ja również jej sam nie skonsumowałem (dla mnie samego starczyłaby pewnie na 2 dni).
Ciasto: średnie – nie za grube, nie za cienkie. Brzegi nie męczyły szczęki, lecz ładnie chrupały, co oczywiście jest plusem. Składniki wg kartki: sos, ser, boczek, kurczak, szynka, salami, kiełbasa, pieczarki, papryka, ananas, kukurydza, cebula, cebulka prażona, czosnek, oregano (ufff…) – były chyba wszystkie. Piszę „chyba”, bo myślę o tym, co udało mi się na placku dopatrzeć. W smaku niestety „zabiła je” prażona cebula i żałuję, że nie ugryzłem się przy zamawianiu w język i nie powiedziałem „oprócz ananasa i kukurydzy jeszcze bez prażonej cebuli”. Problemem może też było to, że tych składników na pizzy (pomimo ich mnogości) ilościowo wcale za dużo nie było. Brakowało mi też czegoś soczystego, jak np. ogórka czy oliwek oraz jakiegoś ostrego akcentu, który w pizzy uwielbiam. Pizzeria posiada wśród pół-produktów papryczki chili oraz oliwki i ogórek – w zasadzie mogłem sobie ich zażyczyć i nie byłoby z tym problemu, ale do recki chciałem coś, co jest standardem w menu, bez zbytniej ingerencji (no dobra… i tak ingerowałem). Sos czosnkowy był, mówiąc krótko – przyjemny. Czułem w nim czosnek, ale niezbyt intensywnie – moim zdaniem tak właśnie być powinno.
PIEROGI Z MIĘSEM
Na koniec, po odkryciu, iż na karteczce widnieje jedno z najbardziej domowych dań – nie mogłem się powstrzymać i po prostu koniecznie musiałem zamówić pierogi z mięsem (6 zł). W tej cenie możemy zjeść 10 sztuk dużych, naprawdę konkretnych pierogów, okraszonych szczypiorkiem i pływających w masełku, przygotowywanych na naszych oczach.
Ciasto w nich jest cienkie, tak jak być powinno (kto miał czasem głupi pomysł lub chwilę słabości i kupił mrożone „gotowce” w supermarkecie, w których ciasto jest grube i gumowate, na własnej skórze przekonał się, co mam na myśli). Farsz mięsny – aromatyczny, a szczypiorek także nie znajduje się na nich „od parady” i odgrywa swoją rolę w smaku. Co więcej można napisać o tych pierogach? Oprócz tego, że są idealne, chyba tylko tyle, że stosunek jakość/ilość/cena mówi sam za siebie.
Podsumowując: jeżeli będziecie w okolicy Osieka Jasielskiego i zapragniecie spróbować czegoś całkowicie oryginalnego, co zburzy Wasze dotychczasowe postrzeganie jedzenia typu fast food lub przywoła miłe wspomnienia o babcinych pierogach – musicie odwiedzić pub-pizzerię „Magura”. W lokaliku również przyjemnie – jak to w pubie, jest tam bilard i różne inne gry; a w lecie – możemy miło spędzić czas popijając schłodzony browarek w ogródku piwnym.
PS. oczywiście nie zjadłem tego wszystkiego naraz, a recenzja była pisana na trzy „podejścia” – za jednym byłoby to niewykonalne, gdyż każda z potraw była naprawdę sycąca – w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Pub-Pizzeria „Magura” – Osiek Jasielski 128 (w rynku)
Po Osieku oprowadzał Was Kazek.